– Niech pan mnie nie dobija. Kiedyś byliśmy kolegami.
– I nadal jesteśmy – odparł Pietrow i wręczył mu kopertę. – Niech pan potraktuje to jako spóźnioną nagrodę od państwa za wierną służbę.
Admirał zajrzał do koperty. Kiedy podniósł wzrok, miał łzy w oczach.
– Skąd pan wiedział?
– O Florydzie? Słyszy się to i owo. Nie było trudno się dowiedzieć.
– Nie wiem, jak mogę się panu odwdzięczyć.
– Już pan to zrobił. Muszę lecieć. A pan musi zawiadomić swoich szefów, że pan odchodzi.
– Zawiadomić ich? Przebieram się i znikam stąd.
– Niezły pomysł, biorąc pod uwagę ilość gotówki, którą ma pan przy sobie. Aha, byłbym zapomniał. Jest jeszcze coś.
Admirał zesztywniał.
– Tak? – zapytał nieufnie.
– Niech pan nie zapomina o okularach przeciwsłonecznych, kiedy będzie pan na wodzie.
Admirał objął Piętrowa i zgniótł w niedźwiedzim uścisku. Potem rzucił czapkę przez pokój. Za nią z brzękiem medali poszybowała kurtka mundurowa.
Pietrow wyszedł. W drzwiach uśmiechnął się, co rzadko mu się zdarzało. Uścisnął rękę bramkarzowi, wsuwając mu drugą studolarówkę. Miał dziś gest. Bramkarz przepchnął się przez tłum i utorował mu drogę. Pietrow pokuśtykał szybko przez zaułek i wtopił się w noc.
24
Morze Czarne
Kapitan Atwood zadzwonił, kiedy helikopter NUMA pędził nad Morzem Czarnym w kierunku Turcji. Austin zapisywał w notesie swoje przemyślenia, gdy w jego słuchawkach zaskrzeczał znajomy głos.
– Kurt, jesteś tam? Odezwij się – przynaglił Atwood.
– Już za mną tęsknisz, kapitanie? – zapytał Austin. – Jestem głęboko wzruszony.
– Przyznaję, że bez ciebie jest tu dużo spokojniej, ale nie dlatego dzwonię. Ciągle próbuję skontaktować się z “Sea Hunterem”, ale nic z tego nie wychodzi.
– Kiedy rozmawiałeś z nimi ostatni raz?
– Wczoraj wieczorem. Powiedziałem, że będziesz u nich rano. Wszystko grało. Po twoim starcie chciałem ich zawiadomić, że już jesteś w powietrzu. Nie odpowiadają. Próbujemy w regularnych odstępach. Kilka minut temu znów się łączyłem. Statek milczy.
– Dziwne – przyznał Austin i zerknął w dół na wiaderko na podłodze u jego stóp, gdzie w wodzie morskiej moczyła się srebrna szkatułka, wydobyta z “Odessa Star”. Gamay zaproponowała, żeby zadzwonić z “Argo” na “Sea Huntera” i zapytać, czy konserwator mógłby obejrzeć skrzyneczkę i jej zawartość. Kapitan “Sea Huntera” odpowiedział, że statek zakończył operację na Morzu Czarnym i płynie do Stambułu. Chętnie spotka się tam z Austinem.
– Rozumiesz coś z tego, do cholery?
Austin nie mógł znaleźć żadnego powodu milczenia statku. Wszystkie jednostki NUMA miary najnowocześniejsze systemy łączności, aż za dobre na ich potrzeby. Były ze sobą w stałym kontakcie.
– Nie. Dzwoniłeś do centrali NUMA? Może oni coś wiedzą?
– Dzwoniłem. Powiedzieli, że “Sea Hunter” odezwał się do nich wczoraj. Znalazł jakieś cenne przedmioty z epoki brązu i wybierał się do portu.
– Zaczekaj moment – odrzekł Austin i wywołał pilota przez interkom. – Na ile wystarczy nam paliwa?
– Nadlatujemy teraz nad Turcję. Nie mamy dużego obciążenia, więc zanim spadniemy na ziemię, utrzymamy się w powietrzu jeszcze jakieś czterdzieści pięć minut. Planujesz skok w bok?
– Możliwe – odparł Austin i spojrzał na Gunna. Rudi, który słuchał rozmowy z kapitanem Atwoodem, skinął lekko głową, jakby akceptował przebicie ceny na aukcji. Austin powiedział Atwoodowi, że spróbują znaleźć “Sea Huntera”. Potem przekazał pilotowi ostatnią znaną pozycję statku. Helikopter przechylił się w zakręcie i poleciał w tamtym kierunku.
Zavala otworzył oczy. Słuchał na walkmanie kompaktu z muzyką latynoamerykańską. Był doświadczonym pilotem i natychmiast wyczuł zmianę kursu. Zdjął słuchawki, wyjrzał przez szybę i zrobił zdziwioną minę.
– Objazd na drodze – wyjaśnił Austin. Potem zadzwonił na “Argo” i poprosił kapitana, żeby zawiadomił Troutów o zmianie planów. Paul i Gamay zostali na statku, żeby zrobić mapę dna morskiego w rejonie zatopionego frachtowca.
Austin zamknął oczy i spróbował wyobrazić sobie “Sea Huntera”. Pamiętał statek sprzed dwóch lat, kiedy prowadził na nim badania na Karaibach. Widział go teraz jak na symulacji komputerowej. Zadanie było stosunkowo łatwe, bo statek bliźniaczo przypominał “Argo”. Oba zbudowano w tej samej stoczni w Bath w Maine. Sześćdziesięciometrowy “Sea Hunter” był turkusowego koloru, jak wszystkie jednostki NUMA. Nad rufą sterczała rama w kształcie litery A. Na podwyższonym pokładzie za mostkiem wznosił się dźwig hydrauliczny. Przy sterburcie był mniejszy bom przeładunkowy. Z kremowej nadbudowy wystawał zwężający się ku górze komin. Na dziobie umieszczono wysoki maszt radiowy.
Austin wędrował w myślach po statku. Zaczął od pokładu rufowego. Stanowisko wciągarki, główne laboratorium, biblioteka i mesa. Pod pokładem magazyny naukowe, dolne laboratorium, kajuty dla dwunastoosobowej załogi i tyluż pracowników naukowych. Stała obsada. W sterowni dobroduszny kapitan Lloyd Brewer, doświadczony marynarz-naukowiec, który nie zignorowałby wezwania z innego statku NUMA.
Pilot leciał kursem wytyczonym między ostatnią znaną pozycją statku i jego portem docelowym. Austin zajął stanowisko po jednej stronie helikoptera, Zavala przyciskał nos do szyby po drugiej. Gunn siedział w kokpicie i obserwował morze na wprost. Widzieli kutry rybackie, frachtowce i statki pasażerskie. Im dalej od głównych szlaków komunikacyjnych, tym mniejszy był ruch w dole.
Austin zerknął na zegarek i wywołał pilota przez interkom.
– Jak stoimy z paliwem?
– Zaraz trzeba będzie wracać.
– Dasz nam jeszcze pięć minut? – zapytał błagalnie Austin.
– Dam wam nawet dziesięć, ale sekunda dłużej i będziemy musieli nauczyć się chodzić po wodzie.
Austin poprosił pilota, żeby zrobił, co się da. Z zamyślenia wyrwał go głos Zavali.
– Kurt, sprawdź na godzinie drugiej!
Austin przeniósł się na drugą stronę kabiny i spojrzał tam, gdzie Zavala pokazywał palcem. Kilka kilometrów dalej na powierzchni morza rysował się wielki ciemny kształt. Pilot usłyszał alarm Zavali i skierował w tamtą stronę ostry dziób maszyny. Po chwili słońce oświetliło niebieskozielony kadłub i czarny napis NUMA, namalowany na śródokręciu.
Austin rozpoznał sylwetkę statku.
– To “Sea Hunter”.
– Nie widzę kilwatera – zauważył z kokpitu Gunn. – Wygląda na to, że stoi.
Helikopter zszedł nad iskrzącą się wodę. Minęli maszt statku, zawrócili i zawisnęli w powietrzu. Normalnie powitałyby ich zadarte głowy i machające ręce. Ale oprócz trzepoczących bander na “Sea Hunterze” nic się nie ruszało. Pilot przechylił maszynę w lewo, potem w prawo, żeby pasażerowie mogli spojrzeć prosto w dół. Rotory napędzane dwiema turbinami strasznie hałasowały.
– Ten warkot obudziłby nawet Neptuna – powiedział Gunn. – Nikogo nie widzę. Kotwice nie są opuszczone. Chyba dryfuje.
– Możecie ich wywołać przez radio? – zapytał Austin.
– Spróbujemy.
Pilot zameldował, że statek nie odpowiada.
– Szkoda, że nie mogę usiąść – dodał. – Pokład jest za bardzo zagracony.
Statek badawczy był zasadniczo pływającą platformą, z której naukowcy opuszczali do morza rozmaite sondy i pojazdy podwodne. Mogli prowadzić jednocześnie wiele różnych programów badawczych. Pokłady dawały się łatwo dostosować do potrzeb. Miały kołki i zaczepy do mocowania ekwipunku linami lub łańcuchami. Czasem na statek zabierano kontenery, żeby zwiększyć powierzchnię laboratoryjną. Pokład “Argo” był stosunkowo pusty i mieścił się tam helikopter, podczas gdy na “Sea Hunterze” miejsce na lądowisko zajmowały dodatkowe laboratoria.
Austin przyjrzał się pokładowi i zatrzymał wzrok na kontenerze.
– Jak nisko możemy zejść? – zapytał pilota.
– Na dziesięć, dwanaście metrów. Potem rotor może zawadzić o maszt. Byłoby niewesoło.
– Masz wyciągarkę?
– Jasne. Używamy jej do krótkich przelotów z towarem, który nie mieści się w środku.