Dodson napił się herbaty i spojrzał na ogród.
– Raj na ziemi – powiedział i przeniósł świdrujące niebieskie oczy na gościa. – No więc, panie Zavala? Czy to ma coś wspólnego z telefonem od pana Perlmuttera sprzed kilku dni?
– Pośrednio.
– Hm… Popytałem trochę tu i tam. Wygląda na to, że pan Perlmutter jest bardzo szanowany w kręgach historyków morskich. W czym mogę panu pomóc?
– Perlmutter prowadził pewne badania dla NUMA i natknął się na wzmiankę o pańskim dziadku. Był ciekaw, dlaczego nie chciał pan rozmawiać o papierach lorda Dodsona. Mnie też to zaintrygowało.
– Chyba za ostro go potraktowałem. Proszę go przeprosić w moim imieniu. Zaskoczył mnie. Wie pan, ile lat ma ten dom? – zapytał Dodson i podniósł wzrok na dach.
Zavala popatrzył na zwietrzałe kamienne ściany i masywne kominy. Uśmiechnął się.
– Wolę nie zgadywać. Wygląda na stary.
– Widzę, że jest pan ostrożny. Podoba mi się to. Tak, jest bardzo stary. Ta wioska powstała w epoce żelaza. Historyczny dwór Dodsonów, który widać za tamtymi drzewami, zbudowano w siedemnastym wieku. Nie mam dzieci, żeby im to przekazać, i nie stać mnie na utrzymanie takiej rezydencji. Więc oddałem ją pod opiekę państwu i zatrzymałem sobie ten dom. Stoi na fundamentach z czasów cezara Augusta. Mogę panu pokazać rzymskie cyfry na ścianach piwnicy. To czwarta budowla w tym miejscu od ponad dwóch tysięcy lat. Obecne mury postawiono w piętnastym wieku. Mniej więcej wtedy, kiedy odkryto pański kraj.
– Nie bardzo rozumiem, co to ma wspólnego z moim pytaniem.
– Tutaj myśli się kategoriami tysiącleci, a nie dziesiątek czy setek lat, jak w Ameryce. Osiemdziesiąt lat to jedno łyknięcie zegara. Są tu potężne rody, które byłyby zażenowane rewelacjami mojego dziadka.
Zavala skinął głową.
– Szanuję pańską wolę i nie będę naciskał, ale czy jest cokolwiek, co może mi pan zdradzić?
W oczach Dodsona błysnęła wesołość.
– Powiem panu wszystko, co chce pan wiedzieć, młody człowieku.
– Słucham?!
Zavala liczył na znalezienie kilku samorodków. Nie spodziewał się, że lord ofiaruje mu całą kopalnię złota.
– Po telefonie pana Perlmuttera długo myślałem o tej sprawie. Mój dziadek zapisał swoje papiery Bibliotece Guildhall. Chciał, żeby udostępniono je historykom w końcu wieku. Nawet ja nigdy ich nie widziałem. Były w posiadaniu mojego ojca i przejąłem je po jego śmierci. Przechowywała je kancelaria prawnicza, która sporządziła testament dziadka. Nie czytałem ich, dopóki nie znalazły się w bibliotece. Wycofałem je, kiedy natrafiłem na wyjaśnienie dziadka, jaką rolę odegrał w tym wszystkim. Ale teraz zdecydowałem się wypełnić jego ostatnią wolę bez względu na konsekwencje. Jednak ciekaw jestem, dlaczego NUMA interesuje się tą sprawą.
– Jeden z naszych statków badawczych znalazł w Morzu Czarnym wrak starego frachtowca “Odessa Star”.
Dodson pokręcił głową.
– “Odessa Star”. Więc taki był jego koniec. Ojciec podejrzewał, że zatonął podczas gwałtownego sztormu, które zdarzają się na tamtych niebezpiecznych wodach.
– Niezupełnie. Został zatopiony ogniem z dział.
Dodson nie byłby bardziej zaskoczony, gdyby Zavala chlusnął mu w twarz herbatą. Opanował się.
– Przepraszam, przyniosę panu coś do przeczytania.
Zniknął w głębi domu i wrócił z grubym rękopisem.
– Jadę do miasteczka po sadzonki do ogrodu. Będzie pan miał mnóstwo czasu na lekturę. Gdy wrócę, porozmawiamy o tym. Jenna zadba, żeby nie zabrakło panu herbaty lub czegoś mocniejszego, jeśli pan woli. Wystarczy zadzwonić tym małym dzwoneczkiem.
Zavala patrzył, jak zdezelowana furgonetka Dodsona wytacza się z podjazdu. Dziwił się, że lord powierzył rękopis obcemu. Z drugiej strony, Jenna wyglądała na taką, która potrafiłaby zatrzymać gościa, gdyby chciał uciec z papierami. Rozwiązał szeroką czarną wstążkę, opasującą pożółkłe liniowane kartki, i zaczął czytać. Litery z zawijasami wskazywały, że autor znał kaligrafię, ale były grube i pochyłe, jakby pisał w wielkim pośpiechu. Tekst był najwyraźniej tłumaczeniem na angielski.
Na pierwszej stronie widniał krótki wstęp:
Oto dziennik majora Piotra Jakielewa, dowódcy oddziału carskiej gwardii kozackiej. Jako oficer przysięgam na Boga, że ta opowieść jest prawdziwa.
Zavala odwrócił kartkę.
Odessa, 1918 rok. Siedzę w moim skromnym pokoiku, piszę odmrożonymi palcami i myślę o tym, co przeżyłem przez ostatnie tygodnie. Z powodu zdrady bolszewickiej, niewyobrażalnego zimna i głodu zginęła większość mojej stuosobowej sotni Kozaków. Została tylko garstka tych dzielnych ludzi. To zbawiciele Matki Rosji, strażnicy ognia Piotra Wielkiego. Nasze przeżycia to nic w porównaniu z cierpieniami miłościwej pani i jej czterech córek, które Bóg łaskawie przekazał pod naszą opiekę. Boże chroń cara! Za kilka godzin na zawsze opuścimy naszą ojczyznę. Popłyniemy przez morze do Konstantynopola. To koniec jednej historii i początek innej…
Zavalę pochłonęło czytanie. Major miał skłonności do retorycznych ozdobników, ale Zavala całkowicie przeniósł się ze słonecznej wsi angielskiej do mroźnej Rosji. Po stepach hulały zamiecie śnieżne, w ciemnych lasach czaiła się śmierć, w ubogich chatach czyhała zdrada. Niemal dygotał z zimna, gdy czytał o niebezpiecznej podróży majora i jego ludzi w stronę morza. Na kartkę padł cień. Zavala podniósł wzrok i zobaczył rozbawioną minę Dodsona.
– Fascynujące, prawda?
Zavala przetarł oczy i zerknął na zegarek. Minęły dwie godziny.
– Niesamowite. Co to wszystko znaczy?
Anglik podniósł dzwoneczek.
– Pora na herbatę.
Gospodyni wniosła na tacy parujący dzbanek, kanapki z ogórkiem i trójkątne placuszki jęczmienne. Dodson napełnił filiżanki i rozparł się na krześle.
– Mój dziadek był za króla Jerzego podsekretarzem w ministerstwie spraw zagranicznych. W 1917 roku. W młodości razem z królem popijali i podrywali dziewczyny. Dobrze znał wszystkie europejskie rodziny panujące, łącznie z carem Mikołajem, kuzynem Jerzego. Mikołaj był niski i drobny, choć pochodził z rodu olbrzymów. Miał nie tylko fizyczne ograniczenia. Mój ojciec nazywał go ciemniakiem.
– Takie określenie pasuje dziś do połowy przywódców świata.
– Bez wątpienia. Jednak Mikołaj był zdecydowanie głupszy niż większość władców. Całkowicie brakowało mu inteligencji i zdolności do rządzenia. A jednak miał władzę absolutną nad stu trzydziestoma milionami ludzi. Czerpał zyski z ponad dwóch i pół miliona kilometrów kwadratowych ziemi i kopalń złota. Był najbogatszym człowiekiem na świecie. Miał osiem wspaniałych pałaców. Jego majątek szacowano na osiem do dziesięciu miliardów dolarów. W dodatku był głową Kościoła i w oczach ludzi namiestnikiem Boga.
– To dla każdego zbyt przytłaczająca odpowiedzialność.
– Nie potrafił niczym rządzić i nie cierpiał być carem. Lubił tylko udawać żołnierza. Najchętniej zamieszkałby do końca życia w takim wiejskim domu w Anglii jak ten. Niestety, stało się inaczej.
– Wybuchła rewolucja.
– Właśnie. Zapewne wie pan wiele z tego, co zamierzam powiedzieć. Konserwatyści na jego dworze jeszcze przed rewolucją chcieli, żeby ustąpił. Bali się, że uwikłanie Rosji w wojnę światową wywoła powstanie narodowe. I nienawidzili szalonego mnicha Rasputina za jego wpływ na carycę. Pojawił się głód, inflacja, strajki. Demonstrowano przeciwko temu, że miliony młodych Rosjan giną w bezsensownej wojnie. Jako autokrata, Mikołaj przesadnie reagował na protesty. Aż wreszcie jego wojsko zwróciło się przeciwko niemu. Abdykował, kiedy przekonano go, że tak będzie lepiej dla kraju. Rząd Tymczasowy aresztował go i uwięził wraz z rodziną w pałacu pod Petersburgiem. Władzę przejęli dobrze zorganizowani bolszewicy pod przywództwem Lenina. Rosja zaczęła długi i tragiczny eksperyment z marksizmem.