Выбрать главу

Trout podniósł się i rozmasował kolano.

– Nie mówiąc o tym, jak ucierpią moje starzejące się stawy. Co robimy?

Austin spojrzał nad jego ramieniem i uśmiechnął się.

– Na początek proponuję, żebyś obejrzał się za siebie.

Na ścianie znajdował się schemat statku, przedstawiający go z góry i z boku.

– Najwyraźniej nie tylko my mamy kłopoty w poruszaniu się po tej krypie.

Austin uważnie przestudiował schemat i postukał w czerwoną kropkę oznaczającą ich pozycję.

– Jesteśmy w pobliżu zakazanej strefy. Zobaczmy, co próbują ukryć. Jeżeli nie ma tutaj wstępu, może jest mniejsze ryzyko, że natkniemy się na zbirów Razowa.

Ledwo skończył mówić, rozległy się męskie głosy. Austin bez namysłu dał krok w stronę drzwi, z których wyszli naukowcy. Przekręcił klamkę. Drzwi otworzyły się. Przywołał gestem Trouta. Wewnątrz było ciemno, ale po zapachu chemikaliów domyślił się, że są w laboratorium. Zamknął cicho drzwi, zostawiając je lekko uchylone. Po kilku sekundach zobaczył dwóch zwalistych ochroniarzy z bronią automatyczną. Minęli pracownię i zniknęli w głębi korytarza. Austin znalazł włącznik i na chwilę zapalił światło. Istotnie byli w laboratorium. Sprawdził, czy droga wolna i wymknęli się z powrotem na korytarz.

Doszli ostrożnie do zamkniętych drzwi. Austin, który uczył się rosyjskiego w czasie pracy w CIA, odczytał napis cyrylicą: “Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. Poruszył klamką. Drzwi nie otworzyły się. Sięgnął do torby i wyjął komplet wytrychów. Jeszcze jedna pamiątka z czasów kariery w firmie. Trout czuwał, podczas gdy Austin wypróbował kilka wytrychów. W końcu dopasował właściwy. Przekręcił klamkę i weszli do środka.

Konsola w kształcie podkowy przypominała stanowisko kontrolne w centrum komputerowym Yaegera. Ale pomieszczenie było dużo mniejsze. Zamiast podium dla aktywowanego głosem hologramu Max, za konsolą stał wielki monitor, obsługiwany klawiaturą. Yaeger wyśmiałby taki zabytek.

Trout podszedł bliżej i obejrzał sprzęt. Był całkiem dobry. Paul znał się na komputerach. Specjalizował się w modelowaniu fenomenów dna morskiego na dużych głębokościach, choć nie mógł dorównać Yaegerowi.

– I co? – zapytał Austin.

Trout wzruszył ramionami.

– Spróbuję.

Usiadł na obrotowym krześle. Przez chwilę przebierał w powietrzu palcami niczym pianista szukający zgubionego akordu. Potem poprosił Austina o przetłumaczenie rosyjskich napisów na klawiaturze. Wziął głęboki oddech i wcisnął “Enter”. Ławica ryb, służąca za wygaszacz ekranu, zniknęła. Zastąpiła ją ikona z oślepiającym słońcem.

– Jak na razie w porządku – powiedział Trout. – Nie włączył się żaden alarm.

Austin pochylał się nad jego ramieniem i wpatrywał w monitor. Poklepał go zachęcająco po plecach.

Trout skoncentrował się na swoim zadaniu. Kliknął ikonę i wyświetliły się opcje. Przez kilka minut stukał w różne klawisze, mamrocząc pod nosem. W końcu wyprostował się i splótł ręce na piersi.

– Potrzebuję hasła.

– To może być każde słowo.

Trout ponuro przytaknął.

– Musimy myśleć po rosyjsku. Przychodzi ci coś do głowy?

Austin strzelił w ciemno.

– Kozak.

Nie wypaliło.

– Ataman.

Nic.

Jeszcze jedna nieudana próba i komputer zignoruje następne. Austin już miał się poddać, gdy przypomniał sobie pierwszą rozmowę z Pietrowem w Stambule.

– Trojka.

– Jest! – wykrzyknął triumfalnie Trout, ale kiedy ekran wypełniły rzędy słów, opadły mu ramiona. – To coś po rosyjsku.

Przez kilka minut próbował rozszyfrować zagadkę. Na czoło wystąpiły mu krople potu. Wreszcie odchylił się do tylu, rozłożył ręce w powietrze i pokręcił głową.

– Przykro mi, Kurt. Nie dam rady. Przydałby się nam jakiś kilkunastoletni hacker.

Austin nie zastanawiał się długo.

– Zaczekaj chwilę. Dam ci coś w zastępstwie.

Wyjął swój telefon satelitarny i wystukał numer, zgłosił się Yaeger.

– Cześć, Hiram – przywitał go Austin. – Nie mam czasu na szczegóły, ale Paul potrzebuje pomocy.

Oddał telefon Troutowi. Obaj mężczyźni pogrążyli się w dyskusji o ścianach przeciw ogniowych, filtrach pakietowych, aplikacjach, koniach trojańskich, obwodach wejściowych, tunelach i pułapkach. Trout zwrócił telefon Austinowi.

– Spróbuję wyjaśnić problem – powiedział Yaeger. – Wyobraźcie sobie komputer jako ciemny pokój. Wchodzicie i nie widzicie, co jest napisane na czarnej tablicy. Więc zapalacie światło. Paul już to zrobił. Ale napis jest w obcym języku, którego nie znacie.

– I co dalej?

– Obawiam się, że nic. Szkoda, że nie ma tam Max i mnie. Rozwiązalibyśmy zagadkę.

Austin spojrzał na telefon.

– Rozwiązanie może być w zasięgu ręki. Powiedz tylko, czy to możliwe.

Wytłumaczył, o co mu chodzi. Yaeger odrzekł, że da się to zrobić, mając odpowiedni sprzęt. Austin znów wręczył telefon Troutowi. Paul wstał i zaczął przeszukiwać szuflady i szafki. Znalazł jakieś kable. Połączył je razem i wetknął jeden koniec do gniazdka w komputerze.

– Nie jest to najlepszy modem na świecie, ale spróbuję podłączyć go do telefonu.

Zdjął tylną ściankę aparatu i wprowadził do środka drugi koniec przewodu. Potem wybrał numer.

Ekran komputera na moment oszalał. Strumień liter i cyfr rozmazywał się. Zrobiło się czarno. Potem pojawiła się wiadomość: “Jesteśmy. Zaczynamy ładowanie. Hiram i Max”.

Austin spacerował tam i z powrotem i zerkał na zegarek. Zastanawiał się, ile czasu zajmie Yaegerowi ta robota. Mijały minuty. Obawiał się, że będą musieli pryskać, zanim Hiram skończy. Jednak po dziesięciu minutach ukazała się wielka uśmiechnięta gęba w babcinych okularach. Podejrzanie przypominała twarz Yaegera: “Robota hackerska odwalona. Hiram i Max”.

Szybko odłączyli prowizoryczny modem i odłożyli wszystko na swoje miejsce. Austin wyjrzał na korytarz, żeby sprawdzić, czy droga wolna. Było pusto. Wrócili w pośpiechu do schematu statku i wybrali najkrótszą trasę do basenu. Jak dotąd mieli szczęście i nikogo nie spotkali. Austina zdumiewał brak personelu, ale wolał nie kusić losu. Kiedy szli korytarzem, za mijanymi drzwiami usłyszeli głosy mówiące po angielsku. Akcent był typowo amerykański. Austin poruszył klamką. Zamknięte. Znów wyjął wytrychy.

Drzwi otworzyły się, ukazując dwuosobową kajutę. Na jednej koi leżał kapitan Logan, na drugiej sternik NR-1. Mieli znudzone miny. Przerwali rozmowę w pół zdania i utkwili w gościach wrogie spojrzenia. Zapewne myśleli, że to ochroniarze, którzy przyszli uprzykrzyć im życie. Logan odwrócił się do sternika.

– Skąd oni biorą takie typy?

– Ten wysoki mógłby straszyć wrony na polu – odrzekł sternik.

– A ten niższy na pewno nie ubiera się u Armaniego – zachichotał Logan.

– Armani był zamknięty, kapitanie. Musieliśmy pożyczyć nasze kreacje od załogi statku.

W oczach Logana błysnęła podejrzliwość.

– Kim wy jesteście, do cholery?

– Ten dżentelmen udający stracha na wróble to mój kolega Paul Trout. Ja nazywam się Kurt Austin.

Kapitan zerwał się z koi.

– A niech mnie. Amerykanie?

– Mówiłem ci, że nas rozszyfrują mimo przebrania – powiedział Austin do Trouta i zwrócił się z powrotem do Logana. – Przyznajemy się do winy, kapitanie. Paul i ja jesteśmy z Zespołu Specjalnego NUMA.

Logan zerknął w kierunku drzwi.

– Nie słyszeliśmy żadnych odgłosów walki. Wasi ludzie opanowali statek?

Austin i Trout wymienili ubawione spojrzenia.

– Przykro mi, że musimy pana rozczarować – odparł Austin. – Chłopcy z Delta Force byli zajęci, więc wybraliśmy się tu sami.

– Nie rozumiem, jak…

– Później to wyjaśnimy – uciął Austin. – Wynośmy się stąd.

Dał znak Troutowi, żeby wyjrzał na korytarz. Paul lekko uchylił drzwi. Było pusto. Ruszył przodem, Austin zamykał pochód. Wyglądali, jakby eskortowali Amerykanów.

Po chwili spotkali samotnego ochroniarza. Zbliżał się z przeciwka z bronią na ramieniu. Po tym, jak szedł, Austin domyślił się, że wraca po służbie do kajuty. Ochroniarz zerknął na Trouta i zmarszczył brwi. Skąd wziął się tu ten człowiek o tak imponującym wzroście? Kapitan przystanął, nie wiedząc, co robić.