Slade zdjął kapelusz i wetknął pod pachę. Był brunetem po dwudziestce, kilka centymetrów wyższym od Austina. Z takim wyglądem mógłby pozować do plakatu werbunkowego marynarki.
– Witam na pokładzie “Old Ironsides”, najstarszego uzbrojonego okrętu wojennego na świecie z załogą Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych – powiedział z wyraźną dumą.
– Wiem, że ten okręt pokonał berberyjskich piratów i był zmorą Brytyjczyków podczas wojny 1812 roku. Nikt nie mógł go pokonać. Kiedy walczył z brytyjską fregatą HMS “Guerriere”, kule armatnie odbijały się od jego burt jak od żelaznego pancerza.
Austin popatrzył czule na sześćdziesięciodwumetrowy kadłub, długi bukszpryt, rozległy pokład z równymi rzędami dział i sześćdziesięciosiedmiometrowy grotmaszt.
– Mam nadzieję, że w jego wieku będę wyglądał przynajmniej w połowie tak dobrze jak on – dodał.
– Jesteśmy dumni, że udało się utrzymać ten okręt w takim stanie. Zbudowano go niedaleko stąd i zwodowano w 1797 roku. Burty są dębowe. Drewno pochodziło z południowego wschodu Stanów. Na poziomie linii wodnej kadłub ma grubość sześćdziesięciu trzech centymetrów. Części mosiężne i dzwon okrętowy wykonał Paul Revere. Pewnie zanudzam pana. Przepraszam. Zamiast dawać panu lekcję historii, powinienem zawiadomić Straż Przybrzeżną, że mamy na pokładzie rannego.
Slade poklepał się po kieszeniach płaszcza i zmarszczył czoło.
– Cholera. Zgubiłem komórkę. Musiała mi wypaść przy wsiadaniu do szalupy. Ale mam tu walkie-talkie do łączności z holownikiem. Powiem jego załodze, żeby przekazała wiadomość Straży Przybrzeżnej.
Gdy Slade wyjmował radio, Austin podszedł do Pietrowa, leżącego na pokładzie. Ktoś przykrył Rosjanina żaglem. Czuwał przy nim marynarz. Austin przyklęknął obok.
– Jak się czujesz, towariszcz!
Pietrow jęknął.
– Pęka mi głowa. Ale czego można się spodziewać, gdy pocisk odbije się od czaszki? Dlaczego za każdym razem, kiedy jesteśmy blisko siebie, muszę wylecieć w powietrze albo dostać postrzał?
– Taki masz fart. Razow najwyraźniej źle mnie zrozumiał. Przykro mi, że zginął twój człowiek.
– Wiedział, czym ryzykuje w tym niebezpiecznym biznesie. Jego rodzina dostanie wysokie odszkodowanie.
Austin powiedział Pietrowowi, żeby leżał spokojnie, potem wstał i podszedł do grubej drewnianej burty. Sięgała mu do brody. Kiedy patrzył na port, wrócił Slade.
– Zadanie wykonane – zameldował. – Załoga holownika zawiadomi Straż Przybrzeżną i patrol policji portowej. Poprosi o przysłanie pogotowia ratunkowego po pańskiego przyjaciela. Co z nim?
– Przeżyje. Centymetr niżej i straciłby część szarych komórek.
– On też jest z NUMA?
– Jest rosyjskim przedstawicielem handlowym Syberyjskiego Urzędu Ochrony Roślin.
Slade znów popatrzył na Austina ze zdziwioną miną.
– Co robi w porcie bostońskim?
– Szuka syberyjskich szkodników.
Slade zauważył, że Austin przygląda się holownikowi, stojącemu przy rufie okrętu.
– Wyciągnął nas z przystani – wyjaśnił. – Mieliśmy postawić żagle i zrobić rundkę dla telewizji.
Austin słuchał jednym uchem. Na dźwięk silników motorówek zmrużył oczy i wpatrzył się w ciemność. I hałas narastał. Zobaczył błyski z luf.
Pojawiły się trzy szybkie łodzie. Pędziły rzędem w kierunku rufy okrętu. Rozległ się terkot pistoletów maszynowych. Pociski odbijały się rykoszetem od holownika. Ze stalowego kadłuba szły iskry. Załoga otrząsnęła się z zaskoczenia. Zaryczały silniki, holownik cofnął się, a potem dał całą naprzód i odpłynął. Motorówki otoczyły go i pociski podziurawiły drewnianą sterówkę. Holownik zwolnił szybkość, przepłynął jeszcze kilkaset metrów i stanął.
Austin wściekle zacisnął pięści. Był bezradny. Nie mógł przeszkodzić w ataku na bezbronny holownik. Poprosił Slade’a o wywołanie szypra przez walkie-talkie. Po kilku próbach młody oficer zrezygnował.
– To na nic – powiedział. – Dlaczego oni ich zaatakowali?
– Wiedzieli, że holownik to nasz jedyny napęd.
Łodzie trzymały się na granicy ciemności poza zasięgiem wzroku. Austin słyszał ich silniki pracujące na wolnych obrotach. Potem znów zobaczył błyski z luf. Rozległy się szybkie stuki, jakby okręt dziobało sto dzięciołów. Slade spróbował wychylić się za burtę, żeby sprawdzić, co się dzieje, ale Austin ściągnął go na pokład.
– Jezu, ci idioci walą do nas! – krzyknął Slade. – Nie wiedzą, że to skarb narodowy?
– Nic nam nie będzie – uspokoił go Austin. – “Old Ironsides” wytrzymał ostrzał artyleryjski. Ogień z broni automatycznej nie jest dla niego groźny.
– Boję się, żeby moja załoga nie oberwała.
– Przestali strzelać. Niech pan powie swoim ludziom, żeby nie podnosili głów i czekali na rozkazy. Przepraszam. To pan tu dowodzi.
– Bez obaw. Ja nie pękam. Przedtem służyłem w marines. Dali mi przydział na ten okręt tylko dlatego, że w wypadku uszkodziłem sobie kolano.
Austin przyjrzał się jego twarzy. Nie zauważył strachu, tylko determinację.
– Dobrze. Chcieli pozbyć się holownika, żeby nas unieruchomić. Wiedzą, że nas nie zatopią. Podejrzewam, że spróbują abordażu.
– Żaden wróg nie wszedł nigdy na pokład “Constitution”. Z wyjątkiem jeńców wojennych. Teraz też się to nie zdarzy, może pan być pewien. Jest tylko jeden problem. Załoga liczyła kiedyś ponad czterystu ludzi. Nas jest trochę mniej.
– Jakoś sobie poradzimy. Możemy ruszyć okręt z miejsca?
– Właśnie zaczynaliśmy stawiać żagle, kiedy zobaczyliśmy was. Ale wyciągniemy najwyżej kilka węzłów. “Ironsides” to nie ślizgacz.
– Najważniejsze, żebyśmy choć trochę kontrolowali sytuację. To da tamtym do myślenia. Szybkość nie jest ważna. Mamy na pokładzie jakąś broń?
Slade roześmiał się i wskazał dwa rzędy dział wzdłuż burt.
– Jesteśmy na okręcie wojennym. Niech pan wybiera. Tutaj na zewnątrz są trzydziestodwufuntowe carronady, a pod pokładem dwudziestoczterofuntówki. Plus kilka bow chaserów. W sumie ponad pięćdziesiąt armat. Niestety nie wolno nam mieć prochu.
– Myślałem o czymś bardziej praktycznym.
– Mamy piki przeciwabordażowe, topory i kordy. I wszędzie są kołki do knagowania lin. Świetne z nich maczugi.
Austin powiedział młodemu oficerowi, żeby przygotował się do walki. Slade zebrał swoich ludzi i przedstawił im Austina. Uprzedził załogę, że ci, którzy ostrzelali okręt, mogą spróbować wejść na pokład. Rozkazał zgasić wszystkie światła i wysłał część marynarzy na górę. Wdrapali się po takielunku na reje i rozpięli górne żagle. Podniesiono kliwer i okręt zaczął płynąć o własnych siłach z szybkością około jednego węzła.
Obsługa żagli wróciła na dół i postawiła grot. Bryza wydęła płótno o powierzchni trzystu dwudziestu pięciu metrów kwadratowych i zaskrzypiał maszt. Okręt posuwał się w tempie żwawego ślimaka. Przyszła kolej na bomkliwer, potem na fok. Szybkość wzrosła trzykrotnie. Nie przeszkodziłaby nikomu w abordażu, ale dawała załodze minimalną kontrolę nad sytuacją. Tymczasem na pokładzie zgromadzono broń.
Slade wybrał kord. Austin wziął pikę przeciwabordażową, długi kij, zakończony ostrym metalowym grotem.
– To może być bardziej praktyczne – powiedział. – Chyba że umie się pan posługiwać nożem.
Załoga podzieliła się na dwie grupy. Każda nerwowo czuwała przy swojej burcie. Wysłano też obserwatorów na platformę bojową w połowie grotmasztu. Austin spacerował niecierpliwie tam i z powrotem z kołkiem do knagowania lin w dłoni.
Nie musieli długo czekać.
Pierwszą oznaką ataku były głośne, szybkie stuki w burtę. Pociski z broni automatycznej odłupywały czarną i białą farbę, nie szkodząc dębowemu kadłubowi o grubości sześćdziesięciu centymetrów. Stary dzielny okręt płynął dalej, strącając z siebie kule niczym komary. Podobnie jak berberyjscy piraci i flota brytyjska napastnicy przekonali się, że “Old Ironsides” jest niezwyciężony.