– Jak poznałeś Heinslera?
– Służyliśmy razem podczas wojny. Obiecałem mu stanowisko w dyplomacji w zamian za pomoc.
Senator pokręcił głową.
– Nie potrafiliśmy tylko dojść, jak zdobyłeś hasło. – Zaśmiał się i spojrzał na Gordona. – Komandor podejrzewał nawet, że to ja sprzedałem Schumanna. W porządku, nie mam mu tego za złe. Ale potem „Byk” przypomniał sobie o twoich firmach – kontrolujesz wszystkie linie telefoniczne i telegraficzne na Wschodnim Wybrzeżu. Kazałeś komuś podsłuchiwać, kiedy zadzwoniłem do komandora i ustalaliśmy hasło.
– Brednie. Nigdy…
– Jeden z moich ludzi sprawdził dokumenty twojej firmy, Cyrus – przerwał mu Gordon. – Masz zapis rozmów między senatorem i mną. Wszystkiego się dowiedziałeś.
Clayborn wzruszył ramionami, bardziej rozbawiony niż zaniepokojony. To rozsierdziło Gordona.
– Wiemy wszystko – warknął.Wyjaśnił, jak pomysł zabicia Reinharda Ernsta wyszedł od Clayborna, który podsunął go senatorowi, mówiąc, że to patriotyczny obowiązek. Przyrzekł sfinansować zamach. Do diabła, przyrzekł sfinansować wszystko od początku do końca. Senator zapukał do wysoko postawionych osób w administracji, które zgodziły się na operację, jeśli zostanie przeprowadzona po cichu. Ale Clayborn w tajemnicy skontaktował się z Robertem Taggertem i kazał mu zabić Morgana, spotkać się z Schumannem i pomóc mu zorganizować zamach, a potem w ostatniej chwili uratować niemieckiego pułkownika. Kiedy Gordon zwrócił się do niego z prośbą o dodatkowe tysiąc dolców, Clayborn udawał, że osobą, z którą komandor rozmawiał, był Morgan, nie Taggert.
– Dlaczego tak ci zależy na tym, żeby Hitler był zadowolony? – spytał Gordon.
Clayborn prychnął drwiąco.
– Tylko głupiec ignoruje żydowskie zagrożenie. Oni spiskują na całym świecie. Nie wspominając o komunistach. A kolorowi? Nie można ani na chwilę tracić czujności.
– A więc o to chodzi? – spytał oburzony Gordon. – O Żydów i Murzynów?
Zanim magnat zdążył odpowiedzieć, senator rzekł:
– Och, założę się, że w tym się kryje coś jeszcze, Byk… Pieniądze, zgadza się, Cyrus?
– Bingo! – odparł szeptem siwowłosy mężczyzna. – Niemcy są nam winni miliardy – wszystkie kredyty, jakie w nich wpompowaliśmy przez ostatnie piętnaście lat, żeby się rozkręcili. Musimy dbać, żeby Hitler, Schacht i reszta chłopców byli zadowoleni i spłacili nam wszystko co do centa.
– Przecież się zbroją do następnej wojny – żachnął się Gordon.
– Tym bardziej powinniśmy być po ich stronie, nie sądzisz? – odparł rzeczowym tonem Clayborn. – Będzie większy rynek dla naszej broni. – Wyciągnął palec do senatora. – Pod warunkiem że wy, półgłówki w Kongresie, zniesiecie ustawę o neutralności… – Zmarszczył brwi. – Co teraz Szwaby myślą o sytuacji z Ernstem?
– Zrobił się cholerny bałagan – rzucił wściekle senator. – Najpierw Taggert mówi im o zamachu, ale zabójca ucieka i próbuje jeszcze raz. Potem Taggert znika. Publicznie mówią, że Rosjanie wynajęli amerykańskiego zamachowca. Ale prywatnie zastanawiają się, czy to my za tym stoimy.
Clayborn skrzywił się z niesmakiem.
– A Taggert? – Pokiwał głową. – No jasne. Nie żyje. Schumann go zabił. Cóż, tak to bywa… No, panowie, przypuszczam, że na tym możemy zakończyć naszą miłą współpracę.
– Reggie Morgan zginął przez ciebie… Masz na sumieniu poważne przestępstwa, Cyrus.
Clayborn pogładził siwą brew.
– A finansowanie tej małej wycieczki z prywatnych pieniędzy? Och, czyż to nie świetny temat przesłuchań w Kongresie? Chyba mamy remis. Najlepiej więc będzie, jeśli pójdziemy każdy w swoją stronę i nie będziemy puszczać pary z ust. Dobrej nocy. Och, i kupujcie akcje mojej firmy, jeśli urzędnicy mogą sobie na to pozwolić. Ciągle drożeją. – Clayborn powoli wstał. Wziął laskę i skierował się do drzwi.
Gordon postanowił, że bez względu na konsekwencje, choćby miał narazić własną karierę, nie pozwoli, by Claybornowi uszło to na sucho. Zwłaszcza po tym, jak zamordował Reginalda Morgana i o mały włos nie zabił Schumanna. Ale poważniejsze zarzuty musiały poczekać. W tej chwili liczyła się tylko jedna sprawa.
– Chcę dostać pieniądze Schumanna – oświadczył komandor.
– Jakie pieniądze?
– Dziesięć tysięcy, które mu obiecałeś.
– Och, nie spisał się. Szwaby nas podejrzewają, a mój człowiek nie żyje. Schumann nie miał szczęścia. Forsy nie będzie.
– Chyba go nie okantujesz.
– Przykro mi – odparł biznesmen ani trochę nie skruszony.
– Wobec tego, Cyrus, powodzenia – rzekł senator.
– Będziemy trzymać za ciebie kciuki – dodał Gordon. Clayborn zatrzymał się i obejrzał przez ramię.
– Zastanawiam się, co się stanie, gdy Schumann się dowie, że nie tylko próbowałeś go zabić, ale i oszukać.
– Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę jego fach – wtrącił znów Gordon.
– Nie ośmielilibyście się.
– Wróci za tydzień, najdalej dziesięć dni. Przemysłowiec westchnął.
– Dobrze już, dobrze. – Sięgnął do kieszeni po książeczkę czekową. Wydarł jeden blankiet i zaczął pisać.
Gordon pokręcił głową.
– Nie. Postarasz się o poczciwą, staroświecką gotówkę. I nie za tydzień. Teraz.
– W niedzielę wieczorem? Dziesięć tysięcy?
– Teraz – powtórzył senator. – Jeśli Paul Schumann chce zielonych, damy mu zielone.
43
Mieli dość czekania.
W ciągu weekendu w Amsterdamie porucznicy Andrew Avery i Vincent Manielli widzieli tulipany we wszystkich możliwych barwach, obejrzeli mnóstwo znakomitych obrazów i flirtowali z blondynkami uczesanymi na pazia, które miały okrągłe, różowe twarze (przynajmniej Manielli; Avery był szczęśliwym mężem). Miło spędzali czas w towarzystwie pełnego fantazji pilota RAF Lena Aaronsa, który przyjechał do Holandii w swoich sprawach (mówił o nich równie wymijająco jak Amerykanie o swoich). Pili kwarty piwa Amstel i mdły dżin Genever.
Ale życie w zagranicznej bazie wojskowej szybko traci urok. Prawdę mówiąc, byli też zmęczeni, ponieważ siedzieli jak na szpilkach, martwiąc się o Paula Schumanna.
Nareszcie czekanie się skończyło. O dziesiątej rano w poniedziałek na niebie błysnęła opływowa jak u mewy sylwetka dwusilnikowego samolotu, który po chwili wylądował na trawiastym polu lotniska Machteldt pod Amsterdamem. Siadł na kole ogonowym, potem zwolnił i zaczął zygzakiem kołować w stronę hangaru, ponieważ pilot nic nie widział nad uniesionym nosem maszyny.
Gdy srebrny samolot zbliżał się do nich, Avery pomachał.
– Chyba zrobię z nim kilka rund – zawołał Manielli, przekrzykując warkot silników i szum śmigieł.
– Z kim?
– Z Schumannem. Sparing. Obserwowałem go; wcale nie jest tak dobry, jak mu się zdaje.
Porucznik spojrzał na kolegę i parsknął śmiechem.
– Co?
– Zjadłby cię jak paczkę cracker Jacków i jeszcze wypluł kupon z nagrodą.
– Jestem młodszy i szybszy.
– Jesteś głupszy.
Samolot zatrzymał się na pasie postojowym. Śmigła przestały wirować, a ludzie z obsługi naziemnej podbiegli zaklinować koła pod potężnymi silnikami Pratt &Whitney.
Porucznicy zbliżyli się do drzwi. Wcześniej głowili się nad prezentem dla Schumanna, ale nie mogli nic wymyślić. Manielli powiedział: „Powiemy mu, że dostał w prezencie lot samolotem”. Ale Avery odparł: „Nie. Nie możesz komuś powiedzieć, że coś, co już mu dałeś, to prezent”.
Manielli uznał, że kolega ma rację; żonaci mężczyźni znają na wylot protokoły dawania prezentów. Kupili mu więc karton ulubionych chesterfieldów, na których znalezienie w Holandii musieli poświęcić trochę czasu i pieniędzy. Manielli trzymał prezent pod pachą.