Ale z czułego systemu informacyjnego urzędników, z którego korzystał Webber, napłynęła ciekawa wiadomość: Reinhard Ernst zniknął. Jego gabinet w kancelarii po prostu opustoszał. Wyglądało na to, że wyprowadził się z rodziną z Berlina i dużo czasu spędza w podróży. Otrzymał nowy tytuł (Paul zdążył się przekonać, że podobnie jak medale i wstęgi, narodowi socjaliści rozdają tytuły ze szczodrością gospodyni sypiącej kurom ziarno). Ernst był teraz „naczelnym zwierzchnikiem Rzeszy do spraw specjalnej współpracy przemysłowej”.
Niczego więcej nie można się było dowiedzieć. Czy to oznaczało, że posłano go na zieloną trawkę? A może w ten sposób chroniono cara remilitaryzacji?
Paul Schumann nie miał pojęcia.Jedno było pewne. Zbrojenia Niemiec toczyły się w karkołomnym tempie. Jesienią nowy samolot myśliwski Me 109 z niemieckimi pilotami odbył chrzest bojowy w Hiszpanii, pomagając nacjonalistycznym oddziałom generała Franco. Samolot odniósł niebywały sukces, dziesiątkując pozycje wojsk republikańskich. Niemiecka armia powoływała coraz więcej młodych ludzi, a stocznie marynarki wojennej pracowały pełną parą, budując jednostki nawodne i podwodne.
W październiku w ustronnych dzielnicach Berlina robiło się coraz niebezpieczniej, więc gdy tylko Otto Webber na tyle wydobrzał, by móc podróżować, Paul zarządził wyjazd.
– Jak daleko jeszcze do Neustadt? – spytał Amerykanin.
– Niedaleko. Jakieś dziesięć kilometrów.
– Dziesięć? – mruknął Paul. – Boże drogi.
Ale prawdę mówiąc, cieszył się, że do następnego celu mają jeszcze kawałek drogi. Najlepiej oddalić się jak najdalej od St. Margen, ich ostatniego przystanku, gdzie funkcjonariusze szupo być może właśnie znaleźli ciało miejscowego przywódcy partii narodowosocjalistycznej. Był to brutalny człowiek, który kazał swoim siepaczom urządzić obławę i pobić kupców, a potem poddał aryzacji ich sklepy. Miał wielu wrogów, którzy chcieli mu zrobić krzywdę, ale śledztwo kripo lub gestapo wykaże, że okoliczności jego śmierci nie pozostawiają żadnych wątpliwości; zatrzymał samochód przy drodze, poszedł się załatwić nad rzeką i pośliznął się na oblodzonym brzegu. Spadł z dwunastu metrów, roztrzaskał sobie głowę o kamienie, a potem utonął w rwącej rzece. Obok znaleziono opróżnioną do połowy butelkę sznapsa. Przykry wypadek. Nie było potrzeby prowadzić dalszego dochodzenia.
Paul myślał o następnym przystanku. Dowiedzieli się, że w Neustadt ma przemawiać jeden z figurantów Hermanna Góringa jako gwiazda miniaturowego zjazdu norymberskiego, jaki się tu właśnie odbywał. Paul słyszał, jak podburzał ludzi do niszczenia domów okolicznych Żydów. Używał tytułu doktora, ale był po prostu fanatycznym przestępcą, niewiele znaczącym i niebezpiecznym człowiekiem – którego spotka podobne nieszczęście jak przywódcę partyjnego w St. Margen, jeśli Paulowi i Webberowi powiedzie się plan.
Może znów będzie to upadek. Albo wpadnie mu do wanny lampa elektryczna. Możliwe też, że będąc niezrównoważonym jak wielu narodowosocjalistycznych przywódców, w napadzie szału zastrzeli się lub powiesi. Z Neustadt zamierzali zwiać do Monachium, gdzie poczciwy Webber miał jeszcze jedną „dziewczynę”, u której mogli się zatrzymać.
Błysnęły za nimi reflektory samochodu i obaj szybko dali nura do lasu, gdzie siedzieli, dopóki ciężarówka ich nie minęła. Gdy za zakrętem zniknęły czerwone tylne światła, ruszyli w dalszą drogę.
– Ach, Johnie Dillinger, wiesz, kto kiedyś korzystał z tej drogi?
– Nie wiem, Otto.
– Był tu ośrodek produkcji zegarów z kukułkami. Słyszałeś o nich?
– Pewnie. Moja babcia miała taki zegar. Dziadek ciągle zdejmował ciężarki z łańcuchów, żeby przestał chodzić. Nie cierpiałem tego zegara. Co godzinę kuku-kuku…
– Tą drogą handlarze wozili je na targ. Niewielu zostało zegarmistrzów, ale kiedyś wozy gnały tą drogą o każdej porze dnia i nocy. Ach, zobacz. Widzisz tę rzekę? Płynie do Dunaju, a rzeki po drugiej stronie drogi to dopływy Renu. To serce mojego kraju. Pięknie wygląda w blasku księżyca, prawda?
Niedaleko zahukała sowa, zaszumiał wiatr, trącając gałęzie, a pokrywający je lód zagrzechotał jak łupiny fistaszków o podłogę baru.
Ma rację, pomyślał Paul. Rzeczywiście pięknie tu. Ogarnęło go zadowolenie czyste jak świeży śnieg pod stopami. Dzięki nieprawdopodobnemu splotowi okoliczności został mieszkańcem tej obcej krainy, która w jego przekonaniu była znacznie mniej obca od kraju, gdzie czekała drukarnia jego brata i świat, do którego nigdy już nie wróci.
Nie, porzucił to życie już przed wielu laty, porzucił myśli o skromnym zakładzie, domku krytym gontem, radosnej żonie i figlarnych dzieciach. Ale wcale tego nie żałował. Paul Schumann nie pragnął niczego więcej ponad to, co miał: maszerował pod wstydliwie zmrużonym okiem księżyca, mając u boku towarzysza o podobnym usposobieniu i szedł, by spełnić cel, jaki dał mu Bóg – nawet jeśli jego trudne i bezczelne zadanie miało polegać na poprawianiu Jego błędów.
Od autora
Chociaż opowieść o misji Paula Schumanna w Berlinie jest czystą fikcją – a rzeczywiste postaci nie grały ról, jakie im przydzieliłem – to szczegóły związane z historią, geografią, techniką oraz instytucjami kulturalnymi i politycznymi Stanów Zjednoczonych i Niemiec w lecie 1936 roku są zgodne z prawdą. Alianci naprawdę wykazywali naiwność i niezdecydowanie wobec Hitlera i narodowych socjalistów. Niemiecka remilitaryzacja przebiegała podobnie, jak to opisałem, choć do wojny, którą od dawna planował Hitler, nie przygotowywał kraju jeden człowiek taki jak fikcyjny Reinhard Ernst, ale pracowało nad tym wielu ludzi. Na Manhattanie rzeczywiście istniał tak zwany pokój, a Biuro Wywiadu Marynarki Wojennej stanowiło ówczesny odpowiednik CIA.
Inspiracją dla audycji radiowych przewijających się przez całą opowieść były fragmenty „Mein Kampf” Hitlera. Mimo iż nie prowadzono Badań Waltham, podejmowano podobne próby, choć nieco później, niż przedstawiam to w książce, a robiły to odpowiedzialne za masowe eksterminacje oddziały SS (znane jako Einsatzgruppen) pod dowództwem Arthura Nebego, który w pewnym okresie był komendantem kripo. Rząd nazistowski używał maszyn sortujących DeHoMag w 1936 roku do śledzenia obywateli, choć według mojej wiedzy aparaty nigdy nie znajdowały się w siedzibie kripo. Konferencja Międzynarodowej Komisji Policji Kryminalnych, która okazała się ratunkiem dla Williego Kohla, naprawdę odbyła się w Londynie na początku 1937 roku; organizacja ostatecznie przekształciła się w Interpol. Dawny obóz w Oranienburgu został oficjalnie zamieniony w obóz koncentracyjny Sachsenhausen pod koniec lata 1936 roku. W ciągu następnych dziewięciu lat przewinęło się przezeń ponad dwieście tysięcy więźniów politycznych i rasowych; dziesiątki tysięcy wymordowano, zamęczono lub zagłodzono. Z kolei okupacyjna armia rosyjska urządziła w obozie więzienie dla sześćdziesięciu tysięcy nazistów i innych więźniów politycznych, z których około dwunastu tysięcy straciło życie do roku 1950, kiedy obóz zamknięto.
Jeśli chodzi o ulubiony lokal Ottona Webbera, „Klub Aryjski” został zamknięty na stałe wkrótce po zakończeniu olimpiady.
A oto jak pokrótce przedstawiają się losy kilku postaci występujących w powieści: wiosną 1945 roku, gdy Niemcy leżały w gruzach, Hermann Góring doszedł do błędnego wniosku, że Adolf Hitler zamierza się zrzec urzędu i zaproponował, że przejmie po nim władzę. Hitler wpadł we wściekłość i upokorzył Góringa, nazywając go zdrajcą wbijającym nóż w plecy, usunął go z partii nazistowskiej i rozkazał aresztować. W trakcie norymberskiego procesu zbrodniarzy wojennych Góringa skazano na śmierć. Popełnił samobójstwo dwie godziny przed egzekucją w 1946 roku.