– Masz tu dwie dychy.
Jezus Maria Józef, pomyślał młody pomocnik kucharza i oświadczył stewardowi:
– Za to będzie pan miał przesyłkę ekspresową.
Odchodząc teraz od policjanta i zmierzając z powrotem w kierunku nabrzeża, myślał z roztargnieniem, co się stało z Heinslerem. Od zeszłego wieczoru już go nie widział. Ale szybko zapomniał o stewardzie, zbliżając się do budynku, który wcześniej zauważył i który wydał mu się idealnym miejscem do pierwszego zakosztowania niemieckiej kultury. Zawiódł się jednak, ponieważ „Klub Gorący Kociak – u Rosy” – kusząco brzmiąca i na szczęście angielska nazwa – był zamknięty na głucho, podobnie jak wszystkie tego rodzaju atrakcje na nabrzeżu.
Wygląda więc na to, pomyślał z westchnieniem pomocnik kucharza, że zostają mi kościoły i muzea.
4
Zbudził się, słysząc trzepot jarząbka, który wzbił się w niebo z krzewu agrestu rosnącego pod oknem jego sypialni w domu w podberlińskim Charlottenburgu. Zbudził się, czując w nozdrzach woń magnolii.
Obudził się, czując na skórze dotyk słynnego berlińskiego wiatru, który zdaniem młodych mężczyzn i starych gospodyń był przesycony alkalicznym pyłem rozbudzającym ziemskie żądze.
Z powodu magicznych właściwości powietrza albo dlatego, że był mężczyzną w pewnym wieku, Reinhard Ernst oczyma wyobraźni ujrzał Gertrudę, piękną brunetkę, która od dwudziestu ośmiu lat była jego żoną. Odwrócił się na bok, żeby na nią popatrzeć. I zobaczył tylko puste wgniecenie na poduszce. Uśmiechnął się mimowolnie. Wieczorami, po szesnastu godzinach pracy, był wiecznie zmęczony, a Gertruda miała zwyczaj wstawać dość wcześnie. Ostatnio rzadko udawało im się zamienić ze sobą nawet kilka słów w łóżku.
Usłyszał dobiegające z dołu odgłosy krzątaniny w kuchni. Była siódma. Ernst przespał nieco ponad cztery godziny.
Przeciągnął się, unosząc jak najwyżej uszkodzone ramię, masując je i wyczuwając palcami trójkątny kawałek metalu, który utkwił tuż obok barku. Obecność szrapnela w ciele była czymś znajomym i dziwnie krzepiącym. Ernst uważał, że trzeba akceptować przeszłość i cenił wszystkie znaki upływających lat, nawet te, przez które omal nie stracił ręki i życia.
Wstał z łóżka i zdjął koszulę nocną. W domu była już zapewne Frieda, więc Ernst wciągnął beżowe bryczesy i bez koszuli wszedł do gabinetu przylegającego do sypialni. Pięćdziesięciosześcioletni pułkownik miał okrągłą głowę i krótko ostrzyżone siwe włosy.
Wokół ust rysowały się zmarszczki. Miał rzymski nos i oczy osadzone blisko siebie, co nadawało mu wygląd sprytnego drapieżnika. Dzięki swej aparycji wśród żołnierzy podczas wojny zyskał przydomek „Cezar”.
Latem często gimnastykował się rano ze swoim wnukiem Rudim: toczyli piłkę lekarską, podnosili maczugi, ćwiczyli pompki i bieg w miejscu. Ale w środy i piątki chłopiec chodził do wakacyjnej szkółki, w której zajęcia zaczynały się bardzo wcześnie, więc Ernst został skazany na samotną gimnastykę, która nie sprawiała mu radości.
Zaczął piętnastominutową serię pompek i przysiadów. Kiedy był w połowie, usłyszał:
– Opal
Dysząc ciężko, Ernst przerwał i wyjrzał na korytarz.
– Dzień dobry, Rudi.
– Zobacz, co narysowałem. – Ubrany w mundurek siedmiolatek pokazał mu obrazek. Ernst nie miał okularów i nie mógł się zorientować, co przedstawia. Ale chłopiec pospieszył z wyjaśnieniem: – To orzeł.
– Tak, oczywiście. Od razu poznałem.
– Leci przez burzę z piorunami.
– Wobec tego to bardzo dzielny orzeł.
– Idziesz na śniadanie?
– Tak, powiedz babci, że zejdę za dziesięć minut. Zjadłeś dzisiaj jajko?
– Tak – odrzekł chłopiec.
– Doskonale. Jajka są zdrowe.
– Jutro narysuję jastrzębia. – Drobny blondynek odwrócił się i zbiegł po schodach.
Ernst wrócił do gimnastyki, rozmyślając o kilkudziesięciu sprawach, którymi musiał się dziś zająć. Zakończył swój żelazny program i wykąpał się w zimnej wodzie, zmywając z ciała pot i alkaliczny pył. Kiedy się wycierał, usłyszał dzwonek telefonu. Znieruchomiał. Bez względu na to, jak wysoką pozycję zajmowało się w rządzie narodowych socjalistów, telefon o tak wczesnej godzinie mógł stanowić powód do obaw.
– Reinie! – zawołała Gertruda. – Telefon do ciebie. Narzucił koszulę i nie wkładając skarpet ani butów, zszedł po schodach. Wziął od żony słuchawkę.
– Słucham. Mówi Ernst.
– Witam, panie pułkowniku.Rozpoznał głos jednej z sekretarek Hitlera.
– Dzień dobry, panno Lauer.
– Dzień dobry. Mam panu przekazać, że Fiihrer poleca panu natychmiast stawić się w kancelarii. Jeśli ma pan inne plany, musi je pan zmienić.
– Proszę powiedzieć panu kanclerzowi, że już wychodzę. Mam przyjść do jego gabinetu?
– Zgadza się.
– Kto jeszcze będzie obecny? Po chwili wahania powiedziała:
– To wszystkie informacje, jakie miałam panu przekazać. Heil Hitler.
– Heil Hitler.
Odłożył słuchawkę i nie wypuszczając jej z dłoni, patrzył na telefon.
– Opa, nie masz butów! – Obok Ernsta pojawił się Rudi, wciąż ściskając w rękach swój rysunek. Roześmiał się, patrząc na bose stopy dziadka.
– Wiem, Rudi. Muszę skończyć się ubierać. – Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w telefon.
– Co się stało, Opa? Coś złego?
– Nic takiego, Rudi.
– Mutti mówi, że śniadanie ci stygnie.
– Zjadłeś całe jajko?
– Tak, Opa.
– Grzeczny chłopak. Powiedz babci i mamie, że zaraz zejdę. Ale niech nie czekają na mnie ze śniadaniem.
Ernst ruszył z powrotem na górę, zauważając, że fizyczne pożądanie i ochota na śniadanie zniknęły bez śladu.
Czterdzieści minut później Reinhard Ernst kroczył korytarzami budynku Kancelarii Rzeszy przy Wilhelmstrasse iVoss Strasse w centrum Berlina, mijając po drodze robotników budowlanych. Budynek był stary – niektóre części pochodziły z osiemnastego wieku – i stanowił siedzibę przywódców Niemiec od Bismarcka. Od czasu do czasu Hitler wygłaszał tyrady na temat nędznego stanu tej ruiny, a ponieważ daleko było jeszcze do zakończenia budowy nowej kancelarii, stale nakazywał remontować starą.
Ale Ernsta nie interesowały w tej chwili architektura ani budowa. W głowie miał tylko jedną myśclass="underline" Jakie będą konsekwencje mojego błędu? Jak bardzo pomyliłem się w ocenie?
Uniósł rękę w zdawkowym pozdrowieniu (Heil Hitler), a strażnik entuzjastycznie zasalutował pełnomocnikowi do spraw stabilności wewnętrznej – był to tytuł, który Ernst dźwigał z zażenowaniem, jak ciężki, mokry i wytarty płaszcz. Szedł dalej korytarzem z kamienną twarzą, nie dając po sobie poznać, jak bardzo gnębią go myśli o zbrodni, jaką popełnił.
I na czym właściwie polegała jego zbrodnia?
Na złamaniu zasady, by o wszystkim informować Fuhrera.
W innych krajach byłoby to zapewne drobne przewinienie, lecz tu stanowiło przestępstwo zagrożone karą śmierci. Czasem jednak nie można było informować o wszystkim. Gdyby Hitler poznał wszystkie szczegóły pomysłu, skupiłby się na jego najmniej istotnym aspekcie i jednym słowem przekreślił całą sprawę. Nieważne, że człowiek nie miał na celu żadnego osobistego zysku i myślał wyłącznie o dobru ojczyzny.
Gdyby mu jednak nie powiedzieć… Ach, to byłoby o wiele gorsze. W swojej paranoi mógłby uznać, że celowo coś przed nim ukrywasz. A potem aparat bezpieczeństwa partii skierowałby na ciebie i twoich bliskich swe przenikliwe oko… co mogło mieć straszne następstwa. Usłyszawszy rano tajemnicze i nieznoszące sprzeciwu wezwanie na nieumówione wcześniej spotkanie, Reinhard Ernst był przekonany, że właśnie do tego doszło. Trzecia Rzesza stanowiła uosobienie porządku, organizacji i stałości reguł. Każde odstępstwo od ustalonych norm włączało system alarmowy.