Выбрать главу

Ach, Ernst powinien mu coś powiedzieć o Badaniach Waltham już w marcu, kiedy je wymyślił. Ale Fiihrer, minister obrony von Blomberg i sam Ernst byli wówczas tak zaabsorbowani sprawą zajęcia Nadrenii, że kwestia badań zeszła na dalszy plan wobec olbrzymiego ryzyka, z jakim wiązało się odebranie części kraju zagarniętej przez aliantów w Wersalu. Prawdę mówiąc, większa część badań opierała się na pracy naukowej, którą Hitler mógł uznać za podejrzaną, jeśli nie prowokacyjną; Ernst po prostu nie chciał o nich wspominać.

A teraz miał zapłacić za własne niedopatrzenie.

Zameldował się sekretarce Hitlera i pozwolono mu wejść. Ernst wkroczył do dużego sekretariatu i ujrzał Adolfa Hitlera – wodza, kanclerza i prezydenta Trzeciej Rzeszy oraz najwyższego dowódcę sił zbrojnych. I znów przyszła mu do głowy często powracająca myśclass="underline" jeśli głównymi elementami władzy są charyzma, energia i przebiegłość, miał przed sobą najpotężniejszego władcę świata.Hitler ubrany w wysokie, czarne i lśniące buty oraz brązowy mundur pochylał się nad biurkiem, przeglądając papiery.

– Fiihrerze – powiedział Ernst, skłaniając z szacunkiem głowę i lekko stukając obcasami, jak w czasach Drugiej Rzeszy, która przestała istnieć przed osiemnastu laty, gdy Niemcy skapitulowały, a cesarz Wilhelm uciekł do Holandii. Mimo iż obywatele mieli się witać partyjnym pozdrowieniem Heil Hitler lub Sieg heil, rzadko widywano ów ceremoniał między urzędnikami najwyższego szczebla, z wyjątkiem najgorliwszych pochlebców.

– Witam, pułkowniku. – Hitler spojrzał na Ernsta bladoniebieskimi oczyma spod ciężkich powiek – oczyma, które sprawiały wrażenie, jak gdyby analizował kilkanaście spraw naraz. Nigdy nie można było odgadnąć, w jakim jest nastroju. Hitler znalazł poszukiwany dokument, odwrócił się i wszedł do przestronnego, lecz skromnie urządzonego gabinetu. – Prosimy do nas.

Ernst podążył za nim. Jego nieruchoma twarz żołnierza nie wyrażała żadnych uczuć, ale serce w nim zamarło, kiedy zobaczył, kto jeszcze stawił się w gabinecie Fiihrera.

Na kanapie skrzypiącej pod jego ciężarem siedział rozparty Hermann Góring. Potężny i spocony mężczyzna o okrągłej twarzy zawsze się skarżył, że wszystko go boli, dlatego bez ustanku poprawiał się, przyjmując pozycje, na których widok człowiek wzdrygał się z zażenowania. Pokój wypełniała intensywna woń jego wody kolońskiej. Minister lotnictwa skinął głową Ernstowi, który odwzajemnił ukłon.

Drugi gość siedział na zdobionym krześle, popijając kawę, założywszy po damsku nogę na nogę: chudzielec o krzywych stopach, Paul Joseph Goebbels, minister propagandy. Ernst nie wątpił w jego zdolności; głównie jemu partia zawdzięczała pierwsze i najważniejsze wpływy w Berlinie i Prusach. Mimo to Ernst gardził tym człowiekiem, który gapił się z uwielbieniem na Fiihrera, z zadowoloną miną częstując go plotkami obciążającymi znanych Żydów i socjalistów, a po chwili rzucając nazwiska słynnych niemieckich aktorów i aktorek z wytwórni UFA. Ernst przywitał się z nim i usiadł, przypominając sobie krążący od niedawna dowcip: Jak wygląda idealny Aryjczyk? Jest jasnowłosy jak Hitler, szczupły jak Góring i wysoki jak Goebbels.

Hitler podał dokument Góringowi, który przebiegł go przekrwionymi oczyma i bez słowa komentarza schował do luksusowej skórzanej teczki. Fiihrer usiadł i nalał sobie filiżankę czekolady. Uniósł brew, spoglądając na Goebbelsa, jak gdyby oczekiwał kontynuacji przerwanej wypowiedzi. Ernst zorientował się, że jego los w sprawie Badań Waltham jeszcze przez jakiś czas pozostanie nierozstrzygnięty.

– Fiihrerze, jak już mówiłem, wielu gości igrzysk będzie oczekiwało rozrywek.

– Mamy kawiarnie i teatr. Mamy muzea, parki, kina. Będą mogli obejrzeć nasze filmy z Babelsbergu, obejrzą Gretę Garbo i Jean Harlow. I Charlesa Laughtona i Myszkę Miki. – Słysząc ton zniecierpliwienia w głosie Hitlera, Ernst odgadł, że doskonale wie, jakie rozrywki Goebbels ma na myśli. Nastąpiła straszliwie długa i pełna nerwowości dyskusja o legalizacji prostytucji i pozwoleniu wyjścia na ulice „kontrolowanym dziewczynkom”. Hitler był z początku przeciwny pomysłowi, lecz Goebbels przemyślał sprawę i używał przekonujących argumentów; Fiihrer ostatecznie ustąpił, pod warunkiem że w metropolii będzie świadczyć swoje usługi najwyżej siedem tysięcy kobiet. Planowano także czasowo złagodzić sankcje artykułu 175. kodeksu karnego, który zakazywał praktyk homoseksualnych. Wśród ludzi krążyły pogłoski o preferencjach seksualnych samego Hitlera – mówiono o kazirodztwie i skłonnościach do chłopców. Ernst jednak doszedł do przekonania, że Fiihrera seks po prostu nie interesuje; jedynym kochankiem, którego pożądał, był naród niemiecki.

– Pozostaje jeszcze kwestia widoku publicznego – ciągnął uprzejmie Goebbels. – Zastanawiam się, czy powinniśmy pozwolić kobietom nosić nieco krótsze spódnice.

Podczas gdy przywódca Trzeciej Rzeszy dyskutował ze swoim podwładnym, w jakim stopniu berlińskie kobiety mogą się dostosować do trendów światowej mody, spierając się o każdy centymetr, Ernst wciąż zadręczał się obawami. Dlaczego przed paroma miesiącami nie wspomniał o Badaniach Waltham? Mógł napisać do Fiihrera list i przynajmniej o nich napomknąć. Dziś trzeba wykazywać dużą zręczność i przezorność w podobnych sprawach.

Dyskusja trwała nadal. Wreszcie Fiihrer oświadczył stanowczo:

– A więc ustalone. Spódnice można skrócić o pięć centymetrów. Ale na makijaż nie ma zgody.

– Tak jest, Fiihrerze.

Nastąpiła chwila ciszy i Hitler swoim zwyczajem skierował wzrok w kąt gabinetu. Potem surowo spojrzał na Ernsta.

– Pułkowniku?

– Tak jest?Hitler wstał i podszedł do biurka. Wziął jakąś kartkę i wolnym krokiem wrócił do pozostałych. Góring i Goebbels patrzyli na Ernsta. Choć obaj wierzyli, że cieszą się szczególnymi względami Fiihrera, to w głębi serca obawiali się, że to łaska tymczasowa albo, co gorsza, iluzoryczna i lada chwila każdy z nich może się znaleźć na miejscu Ernsta, czując się jak osaczony królik i prawdopodobnie znosząc to ze znacznie mniejszą klasą niż pułkownik.

Fiihrer otarł wąsik.

– Chodzi o ważną sprawę.

– Oczywiście, Fiihrerze. Zrobię, co będę mógł. – Ernst mówił spokojnym głosem, patrząc mu w oczy.

– Rzecz dotyczy naszych sił powietrznych.

Ernst zerknął na Góringa, na którego rumianej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech. Podczas wojny Góring był znanym z waleczności pilotem myśliwca (choć został zwolniony ze służby przez samego barona von Richthofena, ponieważ wielokrotnie atakował cywilów), a dziś sprawował funkcję ministra lotnictwa i głównodowodzącego niemieckich sił powietrznych – najbardziej ze swych licznych tytułów lubił ten ostatni. Właśnie sprawy niemieckich sił powietrznych stanowiły główny temat jego spotkań – a także najostrzejszych sporów – z Ernstem.

Hitler podał Ernstowi dokument.

– Zna pan angielski?

– Trochę.

– To list od samego Charlesa Lindbergha – rzekł z dumą Hitler. – Będzie specjalnym gościem igrzysk olimpijskich.

Naprawdę? Ekscytująca wiadomość. Góring i Goebbels, uśmiechając się, zastukali o stół na znak aprobaty. Ernst ujął list w prawą dłoń, której grzbiet, podobnie jak jego bark, uszkodził szrapnel.

Lindbergh… Ernst z zapartym tchem śledził przebieg transatlantyckiego lotu tego człowieka, lecz o wiele bardziej poruszyła go straszna historia śmierci syna lotnika. Ernst znał ból utraty dziecka. Przypadkowa eksplozja w składzie amunicji na statku, w której zginął Mark, była tragedią; ale przynajmniej syn Ernsta stał u steru okrętu wojennego i zdążył ujrzeć narodziny własnego syna, Rudiego. Śmierć małego dziecka z ręki zbrodniarza to potworność.