– I o której pan przyjechał? – powtórzył Kohl.
– Dwadzieścia, może trzydzieści minut po dwunastej. – Pokazał odchodzący od alei wąski ślepy zaułek.
Na bruku leżał czterdziestokilkuletni tęgi mężczyzna. Od razu można było stwierdzić, że przyczyną śmierci była rana z boku głowy. Widać też było, że obficie krwawił. Jego ubranie było w nieładzie, kieszenie zostały wywrócone na lewą stronę. Nie było wątpliwości, że został zastrzelony tutaj; niepodważalny dowód stanowiły ślady krwi.
– Poszukajcie świadków – powiedział Kohl do dwóch młodszych funkcjonariuszy szupo – zwłaszcza osób, które mogły przebywać na jednym albo drugim końcu alei. I w tych budynkach. – Wskazał dwa ceglane domy; zauważył jednak, że od strony alei nie mają okien. – I w piwiarni.
– Tak jest. – Obaj błyskawicznie się oddalili.
– Przeszukał go pan?
– Nie – odparł starszy policjant, dodając jednak: – Sprawdziłem tylko oczywiście, czy jest Żydem.
– Wobec tego przeszukał go pan.
– Po prostu rozpiąłem mu spodnie. A potem, jak pan widzi, zapiąłem.
Kohl pomyślał, czy tym, którzy postanowili, że śmierć obrzezanych mężczyzn ma być mniej ważna, nie przyszło do głowy, że zabieg ten przeprowadza się czasem z przyczyn medycznych, prawdopodobnie nawet u aryjskich dzieci.
Kohl przeszukał kieszenie, lecz nie znalazł żadnego dowodu tożsamości. Właściwie niczego nie znalazł. Dziwne.
– Zabrał mu pan coś? Nie miał dokumentów? Rzeczy osobistych?
– Nie, panie inspektorze.
Kohl klęknął, dysząc ciężko, i uważnie obejrzał ciało. Dostrzegł, że dłonie mężczyzny są delikatne i pozbawione odcisków. Zaczął mówić, na wpół do siebie, na wpół do Konrada Janssena:
– Zadbane ręce, obcięte paznokcie i włosy, resztki talku na skórze wskazują, że nie pracował fizycznie. Widzę atrament na palcach, ale niewiele, czyli raczej nie jest drukarzem. Poza tym kształt plam atramentu wskazuje, że pisał ręcznie, prawdopodobnie prowadził korespondencję albo księgi rachunkowe. Nie jest dziennikarzem, bo miałby ślady grafitu na dłoniach, a takich nie widzę. – Kohl dobrze o tym wiedział, gdyż prowadził dochodzenie w sprawach śmierci kilkunastu reporterów niedługo po dojściu do władzy narodowych socjalistów. Ani jedno z tych śledztw nie zostało zamknięte; żadnego też nie kontynuowano. – Biznesmen, przedstawiciel wolnego zawodu, urzędnik cywilny albo rządowy…
– Nie ma też niczego za paznokciami. Kohl skinął głową i obmacał nogi ofiary.
– Jak mówię, najprawdopodobniej inteligent. Ale ma bardzo muskularne nogi. Spójrz na te zdarte buty. Stopy bolą od samego patrzenia. Podejrzewam, że to miłośnik spacerów albo turysta. – Inspektor wstał, stękając z wysiłku.
– Na przechadzce po obiedzie.
– Tak, bardzo możliwe. Wykałaczka, może jego. – Kohl podniósł ją i powąchał. Czosnek. Pochylił się i wyczuł tę samą woń w okolicy ust ofiary. – Tak, chyba jego. – Wrzucił wykałaczkę do brązowej kcperty i zakleił.
– A więc padł ofiarą rozboju – ciągnął młody policjant.
– Na pewno istnieje taka możliwość – odrzekł wolno Kohl. – Ale nie sądzę. Jaki złodziej zabrałby mu absolutnie wszystko? Ofiara nie ma na szyi ani uszach żadnych oparzeń od prochu. To oznacza, że pocisk wystrzelono z pewnej odległości. Sprawca podszedłby bliżej i dopiero wtedy zaatakował. – Polizał tępy koniec ołówka i zanotował te spostrzeżenia w wymiętym notesie. – Tak, tak, na pewno są złodzieje, którzy czyhają na ofiarę, strzelają i okradają. Ale to nie pasuje do typowego rabusia, prawda?
Rana wskazywała, że napastnik nie był z gestapo, SA ani SS. W takim wypadku strzelano zwykle z bliska w przód albo tył głowy.
– Co on robił w alei? – myślał na głos kandydat na inspektora, rozglądając się, jak gdyby odpowiedź leżała na ziemi.
– To na razie nas nie interesuje, Janssen. Aleja jest popularnym skrótem między Spenerstrasse a Calvinstrasse. Być może zamierzał zrobić coś zakazanego, ale tego nam wybrana przez niegotrasa nie powie. – Kohl ponownie obejrzał ranę głowy, a potem podszedł do muru, na którym rozbryznęła się duża plama krwi.
– O. – Inspektor z zadowoleniem dostrzegł pocisk leżący w miejscu, gdzie bruk łączył się z ceglaną ścianą. Podniósł go delikatnie przez bibułkę. Był tylko lekko wgnieciony. Kohl od razu rozpoznał kulę dziewięciomilimetrową. Czyli najprawdopodobniej została wystrzelona z pistoletu automatycznego, który wyrzucał łuski.
– Proszę obejrzeć bruk, centymetr po centymetrze – powiedział do trzeciego funkcjonariusza szupo. – I znaleźć mosiężną łuskę.
– Tak jest.
Wyciągnąwszy monokl powiększający z kieszeni kamizelki, Kohl uważnie obejrzał pocisk.
– Kula jest w bardzo dobrym stanie. Tym lepiej dla nas. Zobaczymy, co te bruzdy i pola gwintu powiedzą nam w Alex. Są bardzo wyraźne.
– Czyli zabójca miał nową broń – podsunął Janssen, ale zaraz się poprawił: – Albo starą, z której rzadko strzelano.
– Bardzo dobrze, Janssen. Właśnie to miałem powiedzieć. – Kohl włożył pocisk do następnej brązowej koperty, którą także zakleił. I znów zapisał coś w notesie.
Janssen ponownie spojrzał na zwłoki.
– Jeżeli nie został okradziony, to dlaczego są wywrócone na lewą stronę? Pytam o kieszenie.
– Och, wcale nie twierdzę, że nie został okradziony. Po prostu nie jestem pewien, czy rabunek stanowił główny motyw… A cóż to takiego? Rozepnij mu jeszcze raz marynarkę.
Janssen spełnił polecenie inspektora.
– Widzisz te nitki?
– Gdzie?
– Tu! – pokazał Kohl.
– Tak jest.
– Obcięto metkę. To samo dotyczy pozostałych części garderoby?
– Identyfikacja – rzekł młodzieniec, oglądając spodnie i koszulę i kiwając głową. – Zabójca nie chciał, żebyśmy wiedzieli, kogo zabił.
– Wszywki w butach?
Janssen zdjął buty ofierze i obejrzał.
– Nie ma, panie inspektorze.
Kohl zerknął na obuwie i dotknął marynarki.
– Garnitur jest uszyty z tkaniny… zastępczej. – Inspektor już miał na końcu języka „tkaniny hitlerowskiej”, jak nazywano sztuczny materiał wyrabiany z włókien drzewnych. (Popularny dowcip brzmiał: Jeżeli zrobiła ci się dziura w garniturze, podlej i wystaw na słońce; szybko się zrośnie). Fiihrer ogłosił plan uniezależnienia się kraju od importu towarów z zagranicy. Guma, margaryna, benzyna, olej silnikowy, tkaniny – wszystko to produkowano z materiałów alternatywnych dostępnych w Niemczech. Kłopot polegał oczywiście na tym, że wyroby z substytutów były po prostu gorsze i ludzie czasem nazywali je z pogardą „towarami hitlerowskimi”. Nierozsądnie byłoby jednak używać tego określenia publicznie; ktoś mógłby o tym donieść.
Odkrycie, którego dokonali, oznaczało, że mężczyzna był prawdopodobnie Niemcem. Cudzoziemcy przebywający obecnie w kraju dysponowali własną walutą, którą mogli wymienić i żaden z nich z pewnością nie miałby ochoty kupować tak tanich ubrań.
Dlaczego jednak zabójca chciał utrzymać w tajemnicy tożsamość ofiary? Odzieżowy erzac sugerował, że nie jest to nikt szczególny. Ale Kohl uświadomił sobie także, że wielu znaczących ludzi w partii narodowosocjalistycznej mało zarabia, a nawet ci, którzy mieli przyzwoite pensje, często nosili rzeczy z materiałów zastępczych z lojalności wobec Fiihrera: czyżby motywem zabójstwa było stanowisko ofiary w partii albo rządzie?
– Interesująca rzecz – rzekł Kohl, podnosząc się z trudem. – Zabójca strzela do człowieka w zatłoczonej części miasta. Wie, że ktoś mógł usłyszeć huk strzału, a jednak ryzykuje i zamiast uciekać wycina metki z ubrań. Tym bardziej jestem ciekaw, kim jest ten nieszczęśnik. Pobierz odciski palców, Janssen. Jeżeli będziemy czekać, aż zrobi to lekarz sądowy, to może potrwać wieki.