Выбрать главу

– Od trzech lat nie byłam w Tiergarten – szepnęła Kathe. Paul milczał.

– Mówiłam ci o człowieku, do którego należy moje serce, pamiętasz? – odezwała się po dłuższej chwili.

– Tak. Twój przyjaciel jest dziennikarzem.

– Nazywał się Michael Klein. Był reporterem w „Miinchener Post”. Hitler zaczął swoją działalność właśnie w Monachium. Michael zajmował się jego początkami, pisał o nim i jego taktyce – zastraszeniach, pobiciach, morderstwach. Michael prowadził rejestr niewyjaśnionych morderstw ludzi, którzy przeciwstawiali się partii. Był nawet przekonany, że w trzydziestym drugim Hitler kazał zabić własną siostrzenicę, bo miał na jej punkcie obsesję, a ona kochała innego.

Partia i szturmowcy zaczęli grozić Michaelowi i wszystkim dziennikarzom redakcji. Nazywali gazetę „kuchnią trucicieli”. Ale dopóki narodowi socjaliści nie doszli do władzy, nie robili mu krzywdy. Potem był pożar Reichstagu… Och, stąd go widać, spójrz tam. – Wskazała na północny wschód. Paul dostrzegł wysoki budynek zwieńczony kopułą. – To nasz parlament. Ktoś go podpalił kilka tygodni po tym, jak Hitler został mianowany kanclerzem. Hitler i Góring obarczyli winą komunistów i urządzili na nich obławę. Na socjaldemokratów też. Aresztowano ich na mocy nadzwyczajnego dekretu. Był wśród nich Michael. Trafił do jednego z tymczasowych więzień, jakie założono wokół miasta. Trzymali go tam przez kilka tygodni. Szalałam z niepokoju. Nikt mi nie powiedział, co się stało, nikt mi nie powiedział, gdzie jest. To było straszne. Potem mi opowiadał, że go bili, dawali mu jeść najwyżej raz dziennie, kazali mu spać nago na betonie. W końcu sędzia go zwolnił z braku dowodów popełnienia przestępstwa.

Kiedy go wypuścili, spotkałam się z nim w jego mieszkaniu, niedaleko stąd. Był piękny majowy dzień. Druga po południu.

Chcieliśmy wynająć łódkę. Właśnie tutaj, nad tym jeziorem. Przyniosłam kawałek czerstwego chleba dla ptaków. Staliśmy tu, kiedy podeszło do nas czterech szturmowców i przewrócili mnie na ziemię. Wcześniej szli za nami. Powiedzieli, że śledzą go, odkąd wyszedł z więzienia. Oświadczyli mu, że sędzia postąpił nielegalnie, zwalniając go, więc teraz oni wykonają wyrok. – Na moment głos uwiązł jej w gardle. – Zatłukli go na śmierć na moich oczach. W tym miejscu. Słyszałam, jak łamią mu kości. Widzisz tę…

– Och, Kathe, nie…

– …widzisz tę betonową płytę? Tam upadł. Czwarty kwadrat, licząc od trawy. Tam leżała głowa Michaela, kiedy umierał.

Otoczył ją ramieniem. Nie opierała się. Ale nie odnalazła też pociechy w jego geście; była sparaliżowana.

– Maj to teraz dla mnie najgorszy miesiąc – szepnęła. Spojrzała na baldachim z gęsto splecionych koron drzew. – Ten park nazywa się Tiergarten.

– Wiem.

– Tier oznacza „zwierzę” albo „bestię” – powiedziała po angielsku. – A Garten to oczywiście „ogród”. Czyli był tu zwierzyniec, gdzie polowały królewskie rodziny cesarskich Niemiec. Ale w potocznym języku Tier oznacza też bandytę, przestępcę. I to przestępcy zabili mojego ukochanego. Tu, w ogrodzie bestii – dodała chrapliwym głosem.

Przytulił ją mocniej.

Kathe jeszcze raz ogarnęła spojrzeniem staw i czwarty kwadrat betonu, licząc od trawy.

– Zabierz mnie do domu, Paul – poprosiła.

Zatrzymali się w korytarzu przed drzwiami jego pokoju. Paul sięgnął do kieszeni i wydobył klucz. Spojrzał na Kathe, która patrzyła w podłogę.

– Dobranoc – szepnął.

– Tyle już zapomniałam – powiedziała, podnosząc wzrok. – Zapomniałam, jak to jest chodzić po mieście, patrzeć na zakochanych w kafejkach, opowiadać sprośne dowcipy, siedzieć tam, gdzie kiedyś siadywali sławni pisarze i myśliciele… Zapomniałam, jakie to przyjemne. Tyle rzeczy zapomniałam.

Uniósł dłoń do skrawka materiału przykrywającego jej ramię i dotknął jej szyi, czując, jak drgnęła delikatna skóra. Jaka cienka, pomyślał, jak cienka.Drugą ręką odgarnął włosy z twarzy Kathe. I ją pocałował.

Nagle zesztywniała, a Paul zdał sobie sprawę, że popełnił błąd. Była taka bezbronna: widziała dziś miejsce śmierci swojego kochanka, szła przez ogród bestii. Zaczął się wycofywać, lecz ona zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go namiętnie, przygryzając mu wargę. Paul poczuł smak krwi.

– Och, przepraszam – szepnęła przestraszona. Ale on zaśmiał się tylko i po chwili Kathe mu zawtórowała. – Mówiłam, że dużo zapomniałam. Obawiam się, że to też uleciało mi z pamięci.

Przyciągnął ją do siebie. Stali w mrocznym korytarzu, tylko ich dłonie i usta poruszały się jak w gorączce. Z ciemności wyłaniały się przelotne obrazy: aureola jej złotych włosów na tle lampy, kremowa koronka halki przysłaniająca jaśniejszy stanik; jej dłoń odnajdująca bliznę pozostawioną przez pocisk z derringera, którego zdołał ukryć przed nim Albert Reilly – kalibru zaledwie.22, ale kula odbiła się od kości, rozcinając mu biceps. Cichy jęk, gorący oddech, dotyk jedwabiu. Jego ręka ześliznęła się w dół, napotykając jej dłoń, która poprowadziła go przez labirynt tkanin, zapięć i zacerowanego pasa do pończoch.

– Do pokoju – szepnął. Po kilku sekundach otworzył drzwi i jak pijani wtoczyli się do salonu, gdzie było bardziej gorąco niż w dusznym korytarzu.

Łóżko stało bardzo daleko, ale po drodze potknęli się o różową kanapę z wysokimi bocznymi oparciami. Paul opadł na poduszki, słysząc skrzypnięcie drewna. Kathe znalazła się na nim, trzymając go w uścisku tak rozpaczliwym, jak gdyby się lękała, że gdy go wypuści, Paul zniknie w brązowej toni Landwehrkanal.

Pocałowała go zapamiętale i wtuliła twarz w jego szyję. Usłyszał, jak szepcze do siebie albo do nikogo:

– Jak długo to trwało? – Gorączkowo rozpinała mu koszulę. – Ach, całe lata…

U mnie trochę krócej, pomyślał. Lecz gdy jednym ruchem wyłuskiwał ją z sukienki i halki, muskając dłońmi jej wilgotne od potu plecy, zdał sobie sprawę, że choć w jego życiu były ostatnio inne kobiety, to rzeczywiście niczego takiego nie czuł od wielu lat.

A potem, ujmując jej twarz w obie dłonie i przyciągając ją coraz bliżej, zapominając o całym świecie, zrozumiał, że chyba się jednak myli.

Może to trwało całą wieczność.

19

Wdomu Kohlów zakończono wieczorne rytuały. Wytarto umyte naczynia, złożono i schowano obrusy, rozwieszono pranie. Ból w stopach nieco zelżał i inspektor wylał wodę z miednicy, którą wytarł i odłożył na miejsce. Zamknął pudełko z solą leczniczą i postawił pod umywalką.

Wrócił do pokoju, gdzie czekała na niego fajka. Po chwili przyszła Heidi i usiadła na krześle ze swoją robótką. Kohl opowiedział jej o rozmowie z Gunterem. Pokręciła głową.

– A więc o to chodziło. Wczoraj, kiedy wrócił z boiska, też był nieswój. Ale nic mi nie powiedział. Matce nie mówi się o takich rzeczach.

– Musimy z nimi porozmawiać – rzekł Kohl. – Ktoś ich musi nauczyć tego, czego myśmy się uczyli. Co jest słuszne, a co nie.

Moralne bagno…

Heidi zręcznie manipulowała grubymi drewnianymi drutami; robiła kocyk dla pierwszego dziecka Charlotte i Heinricha, które, jak przypuszczała, przyjdzie na świat mniej więcej dziewięć i pół miesiąca po ich ślubie w maju przyszłego roku.

– I co wtedy będzie? – spytała głośnym szeptem. – Gunter powie kolegom na podwórku, że zdaniem jego ojca źle jest palić książki albo że powinniśmy sprowadzać do kraju amerykańskie gazety, tak? Ach, wtedy cię zabiorą i już nigdy nie dostaniemy od ciebie żadnej wiadomości. Albo przyślą mi twoje prochy w skrzynce ze swastyką.