Выбрать главу

Gdy znaleźli się na rozgrzanej w słońcu ulicy, rozejrzeli się na boki. Żaden z nielicznych o tej porze przechodniów nie zwrócił na nich uwagi.

– Idziemy – rzekł Kurt i ruszył przed siebie, myśląc, że mimo wszystko powiedział pani Lutz prawdę. Wybierali się na wędrówkę – tylko nie do sielskiego schroniska w pachnącym lesie na zachód od Berlina, lecz na zupełnie obcą ziemię, ku niewiadomemu nowemu życiu.

Drgnął zaskoczony, kiedy zaterkotał telefon. W nadziei, że dzwoni lekarz sądowy w sprawie ofiary zabójstwa w Dresden Allee, chwycił słuchawkę.

– Kohl, słucham.

– Wpadnij do mnie, Willi. Trzask i cisza.

Chwilę później z mocno bijącym sercem kroczył do gabinetu Friedricha Horchera.

O co znowu chodzi? Nadinspektor przyszedł do biura w niedzielę rano? Czyżby Peter Krauss dowiedział się, że Kohl zmyślił historyjkę o Reinhardzie Heydrichu i Góttburgu (szef SD pochodził z Halle) tylko po to, by ocalić świadka, żydowskiego piekarza Rosenbauma? Może ktoś podsłuchał, gdy lekkomyślnie dzielił się z Janssenem jakąś uwagą? Albo z góry przyszedł rozkaz, by udzielić nagany inspektorowi zajmującemu się sprawą zabójstwa Żydów w Gatow?

Kohl stanął w progu gabinetu Horchera.

– Panie nadinspektorze?

– Wejdź, Willi. – Wstał, zaniknął drzwi i wskazał Kohlowi krzesło.

Inspektor usiadł, patrząc Horcherowi prosto w oczy; uczył synów, by tak postępowali, ilekroć mieli do czynienia z ludźmi, którzy mogli przysporzyć im kłopotów.

Zapadła cisza. Horcher usiadł za biurkiem i przez chwilę kiwał się na swym imponującym skórzanym krześle, bawiąc się z roztargnieniem jaskrawoczerwoną opaską na lewym ramieniu. Był jednym z niewielu starszych oficerów kripo w Alex, którzy nosili narodowosocjalistyczny symbol.

– Ta sprawa Dresden Allee… masz z nią dużo pracy, co?

– Jest ciekawa.

– Tęsknię za prowadzeniem śledztw, Willi.

– Tak jest.

Horcher pedantycznie układał na biurku papiery.

– Wybierasz się na igrzyska?

– Kupiłem bilety już rok temu.

– Tak? Dzieci też pewnie nie mogą się doczekać.

– To prawda. I żona.

– Ach, tak, dobrze. – Horcher w ogóle nie słuchał Kohla. Znów zamilkł. Pogładził wypomadowany wąs, jak miał w zwyczaju, gdy nie bawił się karmazynowa opaską. Po chwili zaczął: – Widzisz, Willi, czasem trzeba zrobić coś trudnego. Zwłaszcza w naszym fachu, zgodzisz się ze mną? – Mówiąc to, Horcher unikał jego wzroku. Mimo obawy o to, co zaraz może usłyszeć, Kohl pomyślał: Dlatego właśnie nadinspektor nie zajdzie wysoko w partii; ma kłopoty z przekazaniem złych wiadomości.

– Tak jest.- Ludzie z naszej powszechnie szanowanej organizacji od pewnego czasu się tobą interesują.

Podobnie jak Janssen, Horcher nie był zdolny do ironii. Być może zupełnie serio nazwał organizację „powszechnie szanowaną”, ale zważywszy na niezrozumiałą hierarchię policji, nie wiadomo, którą instytucję miał na myśli. Po chwili jednak Kohl otrzymał odpowiedź, która przeszyła go lodowatym dreszczem.

– SD, zupełnie niezależnie od gestapo, zgromadziła na twój temat pokaźną teczkę – ciągnął Horcher.

Każdy współpracownik rządu musiał się liczyć z tym, że gestapo zbiera o nim informacje. Brak teczki można było uznać wręcz za zniewagę. Ale SD, elitarny wywiad SS? Szefem tej organizacji był nie kto inny, jak Reinhard Heydrich. A więc Kohl miał ponieść konsekwencje wyssanej z palca opowieści o rodzinnym mieście Heydricha, którą poczęstował Kraussa tylko po to, by uratować żydowskiego piekarza.

Ciężko oddychając i ocierając spocone dłonie o spodnie, Willi Kohl skinął głową, uświadamiając sobie w odrętwieniu, że oto nadszedł kres jego kariery – a może i życia.

– Podobno rozmawiano o tobie na najwyższych szczeblach.

– Tak jest. – Miał nadzieję, że nie drży mu głos. Utkwił wzrok w oczach Horchera, które po kilku pełnych napięcia sekundach skierowały się w stronę bakelitowego popiersia Hitlera stojącego na stoliku przy drzwiach.

– Pojawiła się pewna sprawa. Niestety, nic tu nie mogę poradzić.

Oczywiście, że nie było co liczyć na pomoc Friedricha Horchera, który był tylko funkcjonariuszem kripo, najniższego szczebla sipo, a na dodatek tchórzem.

– Tak jest, jaka to sprawa?

– Jest wniosek… właściwie rozkaz, żebyś reprezentował nas w lutym na konferencji MKPK w Londynie.

Kohl wolno pokiwał głową, czekając na więcej. Ale nie, okazało się, że nie będzie więcej złych wiadomości.

Założona w Wiedniu w latach dwudziestych Międzynarodowa Komisja Policji Kryminalnych była organizacją współpracy sił policyjnych z całego świata. Służyła do wymiany informacji o przestępstwach, przestępcach i metodach śledczych za pomocą publikacji, telegrafu i radia. Należały do niej Niemcy, a Kohl bardzo się ucieszył na wieść, że choć Ameryka nie należała do organizacji, na konferencji mieli się także zjawić reprezentanci FBI, być może z zamiarem zgłoszenia akcesu.

Horcher patrzył w blat biurka, na który spoglądali też z drewnianych ram na ścianie Hitler, Góring i Himmler. Kohl kilka razy odetchnął, aby się uspokoić.

– To dla mnie zaszczyt – powiedział.

– Zaszczyt? – Horcher spojrzał na niego spode łba i nachylając się nad biurkiem, dodał: – Bardzo to szlachetne z twojej strony.

Kohl rozumiał pogardę swego zwierzchnika. Obecność na konferencji oznaczałaby dla niego stratę czasu. Narodowy socjalizm głosił wszem wobec samowystarczalność Niemiec, dlatego sojusz z międzynarodową organizacją policyjną służącą wymianie informacji był ostatnią rzeczą, jakiej pragnął Hitler. Nie bez powodu skrót gestapo oznaczał „tajną policję państwową”.

Kohla wysyłano jako figuranta, wyłącznie dla zachowania pozorów. Nikt z szefostwa nie odważyłby się jechać – opuszczanie kraju na dwa tygodnie dla dygnitarza narodowych socjalistów mogłoby się wiązać z ryzykiem, że po powrocie nie miałby już stanowiska. Ale Kohl, bądź co bądź tylko mały trybik bez żadnych ambicji partyjnych, mógł zniknąć na czternaście dni i wrócić bez żadnych nieprzyjemnych następstw – jeśli oczywiście nie liczyć kilkunastu zaległych spraw i cieszących się wolnością gwałcicieli i morderców.

Ale tym naturalnie nikt się nie przejmował.

Reakcja inspektora sprawiła Horcherowi widoczną ulgę.

– Kiedy ostatni raz byłeś na wakacjach, Willi? – spytał z ożywieniem.

– Często jeździmy z Heidi do Wannsee i do Schwarzwaldu.

– Pytam o zagranicę.

– A… to było kilka lat temu. We Francji. I raz pojechaliśmy do Brighton w Anglii.

– Powinieneś zabrać żonę do Londynu.

Składając tę propozycję, Horcher pragnął widocznie odpokutować winę; po chwili namysłu dodał:

– Podobno bilety na prom i pociąg są niezbyt drogie o tej porze roku. – Znów na moment zamilkł. – Oczywiście jeśli chodzi o ciebie, pokryjemy wszystkie koszty przejazdu i zakwaterowania.

– To bardzo miło.

– Przykro mi, że to cię spotkało, Willi. Ale za to będziesz mógł dobrze zjeść i wypić. Brytyjskie piwo jest o wiele lepsze, niż mówią. No i zobaczysz twierdzę Tower!

– Tak, na pewno mi się spodoba.- Pomyśl tylko, Tower – powtórzył z entuzjazmem nadinspektor. – Cóż, do widzenia, Willi.

– Do widzenia, panie nadinspektorze.

Kohl wracał do siebie przez korytarze, mroczne i ponure mimo padających na drewno i marmury promieni słonecznych, i powoli odzyskiwał spokój.

Opadł ciężko na krzesło, spoglądając na pudełko z dowodami i notatki z wydarzenia w Dresden Allee.

Po chwili jego wzrok zatrzymał się na leżącej obok teczce. Inspektor podniósł słuchawkę, zadzwonił do centrali w Gatow i poprosił o połączenie z pewnym prywatnym mieszkaniem.