Janssen nadal grzebał w szafie.
– Czy mam szukać jakichś konkretnych rzeczy, panie inspektorze?
Zdefraudowanych pieniędzy, chusteczki jakiejś mężatki, listu od szantażysty, od nastolatki w ciąży… jakiegokolwiek śladu motywu, który mógłby wyjaśnić, dlaczego biedny pan Morgan zginął na nieskazitelnie czystym bruku Dresden Allee.
– Szukaj czegoś, co mogłoby nas oświecić. Nie potrafię tego lepiej określić. To najtrudniejsze zadanie każdego detektywa. Kieruj się instynktem, wyobraźnią.
– Tak jest.
Kohl kontynuował przeszukiwanie papierów na biurku. Po chwili Janssen zawołał:
– Niech pan spojrzy, panie inspektorze. Morgan ma zdjęcia nagich kobiet. Trzymał je tu, w pudełku.
– Kupione czy zrobione prywatnie?
– Nie, to pocztówki. Pewnie je gdzieś kupił.
– Tak, tak, wobec tego nas nie interesują. Janssen, musisz umieć ocenić, kiedy czyjeś słabostki są istotne dla sprawy, a kiedy nie. Zaręczam ci, że w tej chwili pocztówki erotyczne nie mają dla nas żadnego znaczenia. Proszę cię, szukaj dalej.
Niektórzy nie poddają się rozpaczy i potrafią odzyskać jako taki spokój. Takich ludzi spotyka się rzadko i są szczególnie niebezpieczni, ponieważ, działając z całą bezwzględnością, nie popełniają żadnej nieostrożności.
Do takich ludzi należał Robert Taggert. Był wściekły, że przechytrzył go jakiś gangster z Brooklynu, zagrażając jego planom, mimo to nie zamierzał pozwolić emocjom zagłuszyć głosu rozsądku.
Wiedział, jak Schumann wszystkiego się domyślił. Na podłodze magazynu leżał kawałek drutu i drobiny ołowiu. Oczywiście zajrzał do lufy i zobaczył, że jest zatkana. Dlaczego, do diabła, nie wysypałem prochu z nabojów i nie nasadziłem pustych łusek, pomyślał ze złością Taggert. Ernstowi nie groziłoby żadne niebezpieczeństwo, a Schumann zorientowałby się, że został zdradzony dopiero wówczas, gdy oddział SS otoczyłby magazyn.
Mimo to nie wszystko jeszcze stracone.
Po drugim spotkaniu z Himmlerem i Heydrichem w loży prasowej, w trakcie którego poinformował ich, że wie o spisku nie więcej, niż wcześniej powiedział, opuścił stadion, tłumacząc, że chce się natychmiast skontaktować z Waszyngtonem, by poznać nowe szczegóły. Obaj Niemcy zostali, mrucząc coś o żydowsko-rosyjskich spiskach. Taggert zdziwił się, że go nie zatrzymano, pozwalając mu odjechać ze stadionu – aresztowanie byłoby wprawdzie pozbawione logiki, lecz w kraju, gdzie królowała paranoja i podejrzliwość, zawsze należało się liczyć z takim ryzykiem.
Taggert rozmyślał o swojej ofierze. Naturalnie Paul Schumann nie był głupi. Wiedział, że będą szukać Rosjanina i na pewno zdążył już porzucić fałszywą tożsamość, zostając z powrotem Amerykaninem. Ale Taggert wolał nie mówić o tym Niemcom; lepiej będzie pokazać im martwego „Rosjanina” wraz ze wspólnikami, dawnym hersztem gangu i kobietą z kręgów dysydenckich – Kathe Richter na pewno miała znajomych sympatyzujących z komunistami, co doda wiarygodności wersji o rosyjskim zamachowcu.
Sytuacja rzeczywiście była rozpaczliwa.Ale Taggert, jadąc białą furgonetką nad kanałem brunatnym jak mundury SA i kierując się na wschód, zachował niewzruszony spokój. Zaparkował na ruchliwej ulicy i wysiadł. Nie miał wątpliwości, że Schumann wróci do pensjonatu po Kathe Richter. Twardo upierał się, żeby mogła polecieć z nim do Ameryki. Oznaczało to, że nawet teraz nie zamierzał jej zostawiać. Taggert wiedział, że Schumann zjawi się tu osobiście; nie zadzwoni, gdyż zdaje sobie sprawę z wszechobecnych podsłuchów.
Maszerując ulicami i czując miły ciężar obijającego się o biodro pistoletu, skręcił za róg i znalazł się na Magdeburger Allee. Przystanął, rozglądając się uważnie po nagrzanej słońcem zakurzonej uliczce. Wyglądała na wyludnioną. Minął pensjonat Kathe Richter, a potem, nie zauważywszy żadnego niebezpieczeństwa, szybkim krokiem zawrócił i zszedł po schodkach prowadzących do sutereny. Otworzył ramieniem drzwi i znalazł się w zatęchłej piwniczce.
Następnie wszedł po drewnianych schodach, trzymając się blisko ściany, by jak najmniej skrzypiały. Na górze uchylił drzwi i wyciągnąwszy pistolet z kieszeni, wkroczył do korytarza na parterze. Pusto. Żadnego dźwięku ani ruchu, poza głośnym brzęczeniem muchy uwięzionej między dwiema szybami okna.
Przeszedł korytarzem, nasłuchując pod każdymi drzwiami. Cisza. Wreszcie wrócił pod drzwi, na których wisiała prosta tabliczka z napisem „Gospodyni”.
Zapukał.
– Panno Richter? – Zastanawiał się, jak mogła wyglądać. Pokój dla Schumanna rezerwował prawdziwy Reginald Morgan, ale chyba nigdy się nie spotkali; rozmawiali z Morganem przez telefon i wymienili umowę i gotówkę za pomocą systemu poczty pneumatycznej, której sieć przecinała Berlin wzdłuż i wszerz.
Zastukał jeszcze raz.
– Przyszedłem w sprawie pokoju. Drzwi były otwarte. Nikt nie odpowiadał.
Nacisnął klamkę. Ustąpiła. Wśliznął się do środka i zobaczył otwartą walizkę leżącą na łóżku, a wokół niej rozrzucone ubrania i książki. Ten widok go uspokoił; Schumann jeszcze nie wrócił. Ale gdzie była Kathe Richter? Może chciała odebrać pieniądze, jakie byli jej winni lokatorzy, albo, co bardziej prawdopodobne, pożyczyć, ile się da, od przyjaciół i rodziny. Emigrując z Niemiec oficjalnie, można było zabrać tylko ubrania i skromne kieszonkowe; ale Richter chciała wziąć jak najwięcej gotówki, gdyż zamierzała opuścić kraj nielegalnie z Schumannem. Radio i światła były włączone. Pewnie niedługo wróci.
Taggert dostrzegł przy drzwiach wieszak z kluczami do wszystkich pokoi. Odnalazł ten do pokoju Schumanna i wycofał się na korytarz. Cicho podszedł do drzwi, przekręcił klucz w zamku i wpadł do pokoju, unosząc broń.
Salon był pusty. Taggert zamknął drzwi i bezszelestnie wszedł do sypialni. Schumanna nie było, ale leżała jego walizka. Taggert stał pośrodku pokoju, zastanawiając się, co począć. W swej trosce o kobietę Schumann zdradzał pewien sentymentalizm, lecz nie przestał być stuprocentowym zawodowcem. Zanim wejdzie do pokoju, zajrzy przez okna od frontu i od tyłu, sprawdzając, czy ktoś jest w środku.
Taggert postanowił się na niego zaczaić. Wybrał jedyne możliwe miejsce: szafę. Uchyli drzwi najwyżej na parę centymetrów, aby usłyszeć wejście Schumanna. Gdy gangster będzie pochłonięty pakowaniem walizki, Taggert wysunie się niepostrzeżenie z szafy i go zabije. Jeśli dopisze mu szczęście i w pokoju będzie Kathe Richter, ją też zamorduje. Jeżeli nie, zaczeka na nią w jej pokoju. Mogło się oczywiście zdarzyć, że wróci pierwsza, wówczas zabije najpierw ją albo będzie czekał do powrotu Schumanna. Musiał rozważyć, które rozwiązanie jest lepsze. Następnie przeszuka pokoje, aby się upewnić, że nie pozostał tu żaden ślad prawdziwej tożsamości Schumanna, a potem zadzwoni do SS i gestapo i zawiadomi ich, że Rosjanin został unieszkodliwiony.
Taggert wszedł do dużej szafy, przymknął za sobą drzwi, pozostawiając wąską szparę, po czym rozpiął górne guziki koszuli, by nieco złagodzić dokuczliwy upał. Oddychał głęboko, wciągając do płuc gorące powietrze. Pot perlił mu się no czole i łaskotał skórę pod pachami, ale to nie miało najmniejszego znaczenia. Jedynym źródłem energii, a raczej narkotykiem Roberta Taggerta był pierwiastek znacznie lepszy od tlenu: euforia władzy. Chłopiec z marnego, szarego Hartford, którego poszturchiwano tylko dlatego, że myślał szybciej i biegał wolniej od innych chłopaków z szarej, marnej dzielnicy, właśnie poznał samego Adolfa Hitlera, najzręczniejszego polityka pod słońcem. W jego przeszywających niebieskich oczach ujrzał podziw i szacunek, szacunek, o którym niebawem zrobi się głośno w Ameryce, gdy Taggert wróci do domu i opowie o powodzeniu swej misji.Ambasador w Anglii, w Hiszpanii. Tak, może nawet tu, w kraju, który pokochał. Będzie mógł pojechać, dokąd sobie zażyczy.