Выбрать главу

– Tak – odparł Amerykanin. – Tego samego dnia na jakimś placu. W podłej dzielnicy. Niedaleko stacji Oranienburg. Pod dużym pomnikiem Hitlera. Mieliśmy spotkać innego informatora. Ale w ogóle się nie pokazał.

– I stamtąd też musieliście się „ulotnić”.

– Owszem. Taggert znów się czegoś przestraszył. W jego zachowaniu wyraźnie było coś podejrzanego. Postanowiłem, że lepiej będzie, jeśli przestanę się z nim zadawać.

– A co się stało z pańskim stetsonem? – spytał szybko Kohl. Posłał mu niespokojne spojrzenie.

– Będę z panem szczery, inspektorze. Szedłem ulicą i zobaczyłem kilku młodych… – Zawahał się, szukając właściwego słowa. – Opryszków… zbirów?

– Tak, bandytów.

– W brązowych mundurach.

– Szturmowców.

– Bandytów – rzekł z obrzydzeniem Schumann. – Bili księgarza i jego żonę. Wydawało się, że chcieli ich zatłuc na śmierć. Powstrzymałem ich. A potem się zorientowałem, że goni mnie kilkunastu w takich samych mundurach. Wyrzuciłem do kratki ściekowej część moich rzeczy, żeby nie mogli mnie rozpoznać.

Silny człowiek, przemknęło przez myśl Kohlowi. I inteligentny.

– Aresztuje mnie pan za pobicie kilku nazistowskich bandytów?

– Ta sprawa mnie nie interesuje, panie Schumann. Bardzo mnie natomiast interesuje cel całej maskarady zaaranżowanej przez pana Taggerta.

– Próbował ustawić niektóre konkurencje olimpijskie.

– Ustawić?

Amerykanin zastanowił się przez chwilę.

– Namówić zawodnika, żeby celowo przegrał. Właśnie to robił w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Przygotowywał zakłady w Berlinie. Wspólnicy Taggerta mieli obstawiać przegrane niektórych amerykańskich faworytów. Mam przepustkę prasową i mogę się dostać blisko sportowców. Miałem ich przekupić, żeby świadomie przegrali. Dlatego chyba Taggert tak się denerwował przez ostatnie dni. Był winien sporo pieniędzy jakimś waszym Ringvereine, jak je nazywał.

– A więc Morgan zginął dlatego, że Taggert chciał go udawać?

– Zgadza się.

– Dość skomplikowana intryga – zauważył Kohl.

– W grę wchodziło dość dużo pieniędzy. Setki tysięcy dolarów. Inspektor znów zerknął na bezwładne ciało na podłodze.

– Powiedział pan, że postanowił wczoraj przerwać kontakty z Taggertem. Mimo to zjawił się dzisiaj u pana. Jak doszło do tej, jak pan określił, „bójki”?

– Nie chciał przyjąć odmowy do wiadomości. Zależało mu na pieniądzach – żeby zawrzeć te zakłady, poważnie się zapożyczył. Przyszedł mnie zastraszyć. Powiedział, że się postarają, żeby wszystko wyglądało, jakbym to ja zabił Morgana.

– Chciał zmusić pana do pomocy.

– Zgadza się. Ale powiedziałem, że mnie to nie obchodzi. I tak chciałem go wydać policji. Wtedy wyciągnął broń. Zaczęliśmy się szamotać i upadł. Chyba złamał sobie kark.

Kohl instynktownie porównywał informacje podawane przez Schumanna z faktami i swoją znajomością ludzkiej natury. Niektóre szczegóły pasowały, inne nie bardzo. Inspektor zawsze pamiętał, aby na miejscu zbrodni zachować otwarty umysł, by powstrzymać się od pochopnego wyciągania wniosków. Teraz ów proces przebiegał automatycznie; jego myśli utknęły w martwym punkcie. Jak gdyby karta perforowana zacięła się w maszynie sortującej DeHoMag.

– Bronił się pan, a on zginął w wyniku upadku.

– Tak właśnie było – powiedział kobiecy głos.

Kohl odwrócił się do postaci stojącej w drzwiach. Kobieta miała około czterdziestu lat, była szczupła i atrakcyjna, choć na jej twarzy malowała się troska i zmęczenie.

– Jak się pani nazywa?

– Kathe Richter. – Odruchowo podała mu dokumenty. – Zarządzam pensjonatem podczas nieobecności właściciela.

Dokument potwierdzał jej tożsamość i inspektor zwrócił jej papiery.

– Była pani świadkiem tego zdarzenia?

– Byłam tu. W korytarzu. Usłyszałam jakiś hałas i uchyliłam drzwi. Wszystko widziałam.

– Ale kiedy weszliśmy, pani tu nie było.

– Bałam się. Zobaczyłam samochód. Nie chciałam się w to mieszać.

Czyli kobieta była na liście gestapo lub SD.

– A jednak w końcu się pani zjawiła.

– Wahałam się przez chwilę. Postanowiłam zaryzykować w nadziei, że są jeszcze w tym mieście policjanci, których interesuje prawda. – W jej głosie zabrzmiał wyzywający ton.

Wrócił Janssen i spojrzał na kobietę, lecz Kohl nie zamierzając jej przedstawiać, zwrócił się do asystenta:

– Ico?

– Panie inspektorze, w ambasadzie amerykańskiej nic nie wiedzą o żadnym Robercie Taggercie.

Kohl skinął głową, zastanawiając się nad najnowszą informacją. Podszedł do zwłok Taggerta i rzekł:

– Dość szczęśliwy upadek. Oczywiście szczęśliwy z pańskiego punktu widzenia. Pani Richter, proszę mi powiedzieć jeszcze raz – widziała pani tę walkę bezpośrednio? Proszę o szczerość.

– Tak, tak. Ten człowiek miał pistolet. Chciał zabić pana Schumanna.

– Zna pani ofiarę?

– Nie. Nigdy go nie widziałam.

Kohl jeszcze raz rzucił okiem na ciało, po czym wsunął kciuk do kieszeni kamizelki.

– Detektyw to ciekawy zawód, panie Schumann. Staramy się odczytywać wskazówki i podążać za nimi. Przy tej sprawie wskazówki zaprowadziły mnie do pana – i to do pana osobiście – a teraz te same wskazówki świadczą, że cały czas szukałem tego człowieka.

– Życie jest czasem zabawne.

Zdanie to wypowiedziane po niemiecku nie miało sensu. Kohl przypuszczał, że było to dosłowne tłumaczenie jakiegoś amerykańskiego wyrażenia, ale uchwycił jego sens, którego nie zamierzał kwestionować.

Wyciągnął z kieszeni fajkę i nie zapalając jej, wsunął do ust, gryząc przez chwilę cybuch.

– Panie Schumann, postanowiłem, że pana nie aresztuję, przynajmniej na razie. Jest pan wolny, ale zatrzymam pański paszport, dopóki gruntownie nie zbadam tej sprawy. Proszę nie wyjeżdżać z Berlina. Jak się pan zapewne przekonał, nasze służby potrafią dość szybko ustalić czyjeś miejsce pobytu w kraju. Obawiam się, że będzie pan musiał także opuścić pensjonat. To miejsce zbrodni. Ma pan się gdzie zatrzymać, żebym mógł się z panem skontaktować?

Schumann pomyślał przez chwilę.

– Wezmę pokój w hotelu Metropol.

Kohl zapisał to w notesie, po czym wsunął do kieszeni paszport.

– Doskonale. Chciałby pan coś jeszcze powiedzieć?

– Nie, panie inspektorze. Pomogę panu, jeśli tylko będę mógł.

– Może pan iść. Proszę zabrać najniezbędniejsze rzeczy. Janssen, zdejmij kajdanki.

Kandydat na inspektora spełnił polecenie. Schumann podszedł do walizki. Kohl przyglądał się z uwagą, jak pakuje przybory do golenia, mydło, szczoteczkę do zębów i pastę. Inspektor zwrócił mu papierosy, zapałki, pieniądze i grzebień.

Schumann spojrzał na kobietę.

– Odprowadzi mnie pani do tramwaju?

– Tak, oczywiście.

– Pani Richter, mieszka pani w tym budynku? – spytał Kohl.

– Tak, w głębi, na tym piętrze.

– Doskonale. Z panią też się skontaktuję. Kathe Richter i Schumann wyszli z pokoju.Janssen zapytał z zatroskaną miną:

– Panie inspektorze, dlaczego pozwolił mu pan odejść? Wierzy pan w jego historyjkę?

– Częściowo. W wystarczającym stopniu, żeby go tymczasowo zwolnić. – Kohl wyjaśnił podopiecznemu swoje wątpliwości: wierzył, że zabójstwo popełniono w obronie własnej. Poza tym ślady wskazywały, że to istotnie Taggert był mordercą Reginalda Morgana. Pewne pytania pozostawały jednak bez odpowiedzi. Gdyby byli w innym kraju, Kohl zatrzymałby Schumanna do czasu ich wyjaśnienia. Ale wiedział, że gdyby to teraz zrobił i dalej prowadził dochodzenie, gestapo natychmiast i kategorycznie wskazałoby na Amerykanina jako na winnego „obcokrajowca”, którego chciał dostać Himmler, i Schumann jeszcze dziś trafiłby do więzienia Moabit albo do obozu w Oranienburgu. – Zginąłby za zbrodnię, której prawdopodobnie nie popełnił, a na dodatek sprawa zostałaby uznana za zamkniętą i nigdy nie poznalibyśmy całej prawdy, co oczywiście jest głównym celem naszej pracy.