Выбрать главу

Wsiadła do odchodzącego wcześnie pociągu i po południu zameldowała się w swoim hotelu. Jej przyjaciółki pracowały i nie chciała ich teraz niepokoić, zamierzała zadzwonić do nich wieczorem. A po męczącej podróży pociągiem nie miała nawet ochoty iść na zakupy. Samotne siedzenie w hotelu, wspomnienie tych wszystkich momentów, kiedy kochali się z Michaelem w pokojach hotelowych, napełniało ją uczuciem przygnębienia. I właśnie to bardziej niż cokolwiek innego nasunęło jej myśl zadzwonienia do matki Michaela, do Long Beach.

W telefonie odezwał się jakiś szorstki głos męski z typowym akcentem nowojorskim. Kay poprosiła panią Corleone. Po paru minutach milczenia usłyszała głos z silnym obcym akcentem, pytający, kto mówi.

Była trochę zakłopotana.

– Tu Kay Adams, proszę pani. Czy pani mnie pamięta?

– Jasne, jasne, że cię pamiętam – odrzekła pani Corleone. – Dlaczego już nie dzwonisz? Wyszłaś za mąż?

– O, nie – odparła Kay. – Tylko byłam zajęta. – Zaskoczyło ją to, iż matka była wyraźnie niezadowolona, że przestała telefonować. – Czy pani miała jakieś wiadomości od Michaela? Dobrze się czuje?

Na drugim końcu linii zapadło milczenie, po czym odezwał się mocny głos pani Corleone:

– Mike jest w domu. On do ciebie nie dzwonił? On się z tobą nie widział?

Kay poczuła skurcz w żołądku i upokarzającą chęć płaczu. Głos jej łamał się nieco, gdy pytała:

– Od jak dawna jest w domu?

– Od sześciu miesięcy – odrzekła pani Corleone.

– Aha, rozumiem – powiedziała Kay. I zrozumiała. Poczuła gorącą falę wstydu, iż matka Michaela wie, że syn potraktował ją tak lekceważąco. A potem ogarnął ją gniew. Gniew na Michaela, na jego matkę, gniew na wszystkich cudzoziemców, na tych Włochów, którzy nie mieli dość zwykłej uprzejmości, aby zachować pozory przyjaźni, nawet jeżeli miłosna przygoda się zakończyła. Czyż Michael nie wiedział, że będzie się martwiła o niego jak o przyjaciela, choćby nie chciał już dzielić z nią łoża, choćby już nie chciał się z nią ożenić? Czy myślał, że jest jedną z tych biednych, ciemnych włoskich dziewczyn, które mogą robić sceny albo popełnić samobójstwo, kiedy oddały swoje dziewictwo i potem zostały porzucone? Jednakże starała się mówić możliwie najchłodniejszym tonem.

– Rozumiem, bardzo pani dziękuję. Cieszę się, że Michael jest w domu i że dobrze się czuje. Po prostu chciałam się dowiedzieć. Nie będę więcej do pani dzwoniła.

Głos pani Corleone w telefonie był zniecierpliwiony, tak jakby nie usłyszała tego, co Kay mówiła.

– Ty chcesz zobaczyć Mikeya, to ty tu zaraz przyjedź. Zrób mu ładną niespodziankę. Weź taksówkę, a ja powiem temu, co stoi przy bramie, żeby za ciebie zapłacił. Ty powiedz taksówkarzowi, że dostanie dwa razy tyle, co na liczniku, bo inaczej nie będzie chciał jechać aż do Long Beach. Ale mu nie płać. Ten człowiek mojego męża przy bramie zapłaci za taksówkę.

– Tego nie mogę zrobić, proszę pani – powiedziała Kay zimno. – Gdyby Michael chciał się ze mną zobaczyć, zadzwoniłby do mnie już przedtem. Widocznie nie chce odnowić naszej znajomości.

Głos pani Corleone zabrzmiał szorstko w telefonie.

– Ty jesteś bardzo miła dziewczyna, ty masz ładne nogi, ale ty nie masz za dobrze w głowie. – Zachichotała. – Przyjedź ty do mnie, nie do Mikeya. Chcę z tobą pogadać. Ty przyjedź zaraz. I nie płać taksówki. Ja czekam na ciebie.

Telefon szczęknął. Pani Corleone odłożyła słuchawkę.

Kay mogła zadzwonić powtórnie i powiedzieć, że nie przyjedzie, ale wiedziała, że musi zobaczyć się z Michaelem, pomówić z nim, choćby to miała być tylko grzecznościowa rozmowa. Jeżeli przebywał teraz jawnie w domu, to znaczyło, że już nic mu nie grozi, że może żyć normalnie. Wyskoczyła z łóżka i zaczęła się przygotowywać na spotkanie z nim. Bardzo starannie zrobiła sobie makijaż i ubrała się. Kiedy już była gotowa do wyjścia, spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Czy wygląda przystojniej niż wówczas, gdy Michael zniknął? Czy też wyda mu się niepociągająca i postarzała? Figurę teraz miała bardziej kobiecą, biodra bardziej zaokrąglone, piersi pełniejsze, Włosi podobno to lubią, choć Michael zawsze mówił, iż zachwyca go, że jest taka szczupła. Zresztą to nie było ważne, Michael najwyraźniej nie chciał już mieć z nią nic wspólnego, bo inaczej byłby z całą pewnością zadzwonił w ciągu tych sześciu miesięcy, które spędził w domu.

Zatrzymany taksówkarz nie chciał jej zawieźć do Long Beach, dopóki nie obdarzyła go miłym uśmiechem i nie powiedziała, że zapłaci dwa razy więcej niż będzie na liczniku. Jazda trwała prawie godzinę, a ośrodek w Long Beach zmienił się, odkąd widziała go ostatnio. Dokoła było żelazne ogrodzenie, a wejście zamykała żelazna brama. Otworzył ją mężczyzna w marynarskich spodniach i białej kurtce na czerwonej koszuli; wetknął głowę do taksówki, żeby odczytać licznik, po czym dał kierowcy kilka banknotów. Kiedy Kay zobaczyła, że ten nie protestuje i jest zadowolony z zapłaty, wysiadła i poszła przez placyk do głównego domu.

Drzwi otworzyła sama pani Corleone i powitała Kay gorącym uściskiem, który ją zaskoczył. Potem przypatrzyła się Kay taksującym wzrokiem.

– Piękna z ciebie dziewczyna – orzekła krótko. – Mam głupich synów.

Pociągnęła Kay do środka i zaprowadziła ją do kuchni, gdzie stał już półmisek z jedzeniem, a na piecu perkotał imbryk kawy.

– Michael wraca do domu już niedługo – powiedziała. – Ty mu zrobisz niespodziankę.

Zasiadły razem i starsza pani zmusiła Kay do jedzenia, jednocześnie zadając jej pytania z wielkim zaciekawieniem. Była zachwycona, że Kay jest nauczycielką, że przyjechała do Nowego Jorku odwiedzić dawne przyjaciółki i że ma dopiero dwadzieścia cztery lata. Kiwała głową, tak jakby wszystkie fakty zgadzały się z jakimiś własnymi szczegółowymi danymi w jej umyśle. Kay była tak zdenerwowana, że tylko odpowiadała na pytania, nie mówiąc nic poza tym.

Zobaczyła go najpierw przez okno kuchenne. Przed dom zajechał samochód, z którego wysiedli jacyś dwaj mężczyźni. A potem Michael. Wyprostował się i zamienił parę słów z jednym z nich. Widziała jego profil, ten lewy. Twarz była poharatana, wgnieciona, jak twarz plastikowej lalki, którą kopnęło niesforne dziecko. Jakimś dziwnym sposobem nie zmniejszyło to w oczach Kay jego urody, a wzruszyło ją do łez. Widziała, że przyłożył śnieżnobiałą chustkę do ust i nosa i przytrzymał ją tak chwilę, kiedy obracał się, by wejść do domu.

Usłyszała otwieranie drzwi i jego kroki w korytarzu zbliżające się do kuchni, po czym ukazał się w progu i zobaczył ją oraz matkę. Zrazu wydawał się tym nieporuszony, ale potem uśmiechnął się lekko, przy czym okaleczona połowa twarzy nie pozwalała rozciągnąć się ustom. A Kay, która zamierzała powiedzieć tylko możliwie najchłodniej: „Hallo, jak się masz”, zsunęła się z krzesła, by pobiec w jego objęcia, wtulić mu twarz w ramię. Pocałował ją w wilgotny policzek, przytrzymał, dopóki nie przestała płakać, a potem poprowadził do samochodu, odprawił gestem ręki człowieka z obstawy i odjechał razem z Kay, która poprawiała swój makijaż po prostu ścierając chusteczką to, co z niego zostało.

– Wcale nie chciałam tego zrobić – odezwała się Kay. – Tylko że nikt mi nie powiedział, jak bardzo cię okaleczyli.

Michael roześmiał się i dotknął uszkodzonej strony twarzy.

– Idzie ci o to? To nic takiego. Tylko mam kłopoty z zatokami. Teraz, kiedy już jestem w domu, pewnie każę to wyreperować. Nie mogłem do ciebie pisać ani nic – powiedział Michael. – To musisz zrozumieć przede wszystkim.