Tom Hagen pochylił głowę i uśmiechnął się. Nawet sam don nie mógłby zrobić tego lepiej. Jules zarumienił się.
– Ja wcale tego tak nie rozumiałem. Jestem ogromnie wdzięczny panu i pańskiemu ojcu. Proszę zapomnieć, że to powiedziałem.
Michael kiwnął głową i rzekł:
– Świetnie. Do czasu zbudowania i otwarcia szpitala będzie pan sprawował opiekę lekarską nad tymi czterema hotelami. Proszę dobrać sobie personel. Pańskie uposażenie zostanie podniesione, ale to pan przedyskutuje z Tomem w późniejszym czasie. A jeśli idzie o ciebie, Lucy, to chciałbym, żebyś robiła coś ważniejszego. Może koordynowała wszystkie sklepy, które zostaną otwarte w holach hotelowych. Od strony finansowej. Albo żebyś najmowała dziewczyny, które będą nam potrzebne do pracy w kasynach, czy coś takiego. Wtedy, jeśli Jules nie ożeni się z tobą, będziesz mogła być bogatą starą panną.
Freddie gniewnie pykał z cygara. Michael obrócił się do niego i powiedział łagodnie:
– Ja jestem tylko chłopcem na posyłki dona. Naturalnie on sam ci powie, czego od ciebie chce, ale jestem pewny, że będzie to coś dostatecznie dużego, żeby cię zadowolić. Wszyscy nam mówią, jaką świetną robotę tutaj robiłeś.
– To dlaczego jest na mnie zły? – spytał Freddie rozżalonym tonem. – Tylko dlatego, że kasyno przynosi straty? To nie jest mój zakres, tylko Moe Greene’a. Czego stary ode mnie chce, u licha?
– Nie martw się tym – odrzekł Michael. Obrócił się do Johnny’ego Fontane. – A gdzie Nino? Cieszyłem się, że go znowu zobaczę.
Johnny wzruszył ramionami.
– Nino nie najlepiej się czuje. Jest w swoim pokoju pod opieką pielęgniarki. Ale doktor powiada, że trzeba oddać go do zakładu, bo sam się zabija. Nino!
Michael, szczerze zaskoczony, stwierdził w zamyśleniu:
– Nino zawsze był naprawdę dobrym chłopcem. Nigdy nie widziałem, żeby zrobił coś paskudnego, powiedział cokolwiek na czyjąś szkodę. Nigdy o nic nie dbał. Poza piciem.
– Właśnie – potaknął Johnny. – Forsa napływa, mógłby mieć masę roboty, śpiewać albo grać w filmie. Dostaje teraz po pięćdziesiąt kawałków od filmu i wszystko przepuszcza. Nic mu nie zależy na sławie. Przez wszystkie te lata, kiedy byliśmy kumplami, nigdy nie zrobił żadnego świństwa. A teraz drań zapija się na śmierć.
Jules już miał coś powiedzieć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi apartamentu. Zdziwił się widząc, że mężczyzna siedzący w fotelu najbliżej drzwi nie wstał, by je otworzyć, tylko dalej czytał gazetę. Drzwi poszedł otworzyć Hagen. I nieomal został odepchnięty na bok, kiedy do pokoju wkroczył Moe Greene, a za nim dwaj ludzie z jego obstawy.
Moe Greene był przystojnym gangsterem, który zdobył sobie reputacje jako najemny zabójca w Brooklynie. Przerzucił się na hazard i wyjechał na zachód szukać fortuny, był pierwszym, który dostrzegł możliwości Las Vegas i zbudował tam jeden z pierwszych hoteli-kasyn. Nadal miewał mordercze napady furii i wszyscy w hotelu bali się go, nie wyłączając Freddiego, Lucy i Julesa Segala. Zawsze usuwali mu się z drogi, ilekroć to było możliwe.
Teraz miał ponury wyraz twarzy. Powiedział do Michaela Corleone:
– Czekałem, żeby z tobą pogadać, Mike. Jutro mam masę roboty, więc pomyślałem, że złapię cię dziś wieczorem. Co ty na to?
Michael Corleone popatrzył na niego z pozornie przyjaznym zdumieniem.
– Jasne. – Skinął w stronę Hagena. – Tom, daj coś do picia panu Greene’owi.
Jules zauważył, że mężczyzna nazwiskiem Albert Neri przypatruje się bacznie Moe Greene’owi, nie zwracając żadnej uwagi na ludzi z jego obstawy, którzy stali oparci o drzwi. Wiedział, że nie ma żadnego prawdopodobieństwa użycia przemocy w samym Vegas. Było to surowo zabronione, jako fatalne dla całego projektu uczynienia z Las Vegas legalnego azylu amerykańskich szulerów.
Moe Greene powiedział do swoich goryli:
– Przynieście trochę sztonów dla tu obecnych, żeby sobie zagrali na koszt lokalu. – Miał najwyraźniej na myśli Julesa, Lucy, Johnny’ego Fontane i goryla Michaela, Alberta Neri.
Michael Corleone kiwnął głową z przyzwoleniem.
– To dobra myśl – przyznał. Dopiero wtedy Neri podniósł się z fotela i przygotował do pójścia za tamtymi.
Kiedy się pożegnano, w pokoju zostali Freddie, Tom Hagen, Moe Greene i Michael Corleone. Greene postawił swoją szklankę na stole i zapytał z ledwie powściąganą furią:
– Co to ja słyszę, Rodzina Corleone chce mnie wykupić? To ja was wykupię. Mnie się nie wykupuje.
Michael odpowiedział rozsądnie:
– Twoje kasyno wbrew swoim możliwościom przynosi straty. Prowadzisz je w jakiś niewłaściwy sposób. Może my potrafimy lepiej.
Greene roześmiał się szorstko.
– Wy cholerni makaroniarze. Robię wam uprzejmość i biorę Freddiego do siebie, kiedy na was przychodzi zła chwila, a teraz chcecie mnie wygryźć. Tak wam się tylko zdaje. Mnie nikt nie wygryzie, a mam przyjaciół, którzy mnie wesprą.
Michael był nadal spokojnie rozsądny.
– Przyjąłeś Freddiego dlatego, że Rodzina Corleone dała ci ciężką forsę na ostateczne urządzenie hotelu. I na sfinansowanie twojego kasyna. A także dlatego, że Rodzina Molinarich na Wybrzeżu zagwarantowała bezpieczeństwo Freddiego i wyświadczyła ci pewne przysługi za przyjęcie go. Rodzina Corleone i ty jesteście kwita. Nie rozumiem, o co się złościsz. Odkupimy twój udział za każdą rozsądną cenę, jaką wymienisz. Cóż w tym złego? Co w tym nieuczciwego? Zważywszy, że twoje kasyno przynosi straty, wyświadczamy ci uprzejmość.
Greene potrząsnął głową.
– Rodzina Corleone nie ma już takiej krzepy. Ojciec Chrzestny jest chory. Inne Rodziny wypędzają was z Nowego Jorku i zdaje wam się, że tu będzie wam łatwiej coś zachapać. Ja ci dam pewną radę, Mike. Nie próbujcie.
Michael zapytał cicho:
– Czy dlatego zdawało ci się, że możesz publicznie sponiewierać Freddiego?
Tom Hagen, zaskoczony, popatrzał uważnie na Freddiego. Freddie Corleone zaczerwienił się.
– Ach, Mike, to nie było nic takiego. Moe nie chciał zrobić nic złego. Czasem go ponosi, ale jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Nie, Moe?
Greene był ostrożny.
– No, jasne. Czasami muszę dać komuś kopa w tyłek, żeby tu wszystko szło jak należy. Rozzłościłem się na Freddiego, bo rżnął wszystkie kelnerki i pozwalał im bumelować przy pracy. Mieliśmy małą sprzeczkę i jakoś go wyregulowałem.
Twarz Michaela była nieporuszona, kiedy zapytał brata:
– Jesteś wyregulowany, Freddie?
Freddie popatrzał ponuro na młodszego brata. Nie odpowiedział. Greene roześmiał się i rzekł:
– Drań brał je sobie do łóżka po dwie naraz, wiesz, taki sandwiczowy balecik. Freddie, muszę przyznać, że naprawdę dałeś tym babkom do wiwatu. Po tobie już nikt ich nie zadowoli.
Hagen widział, że to zaskoczyło Michaela. Może to była właśnie przyczyna niezadowolenia dona z Freddiego. Don był surowy w sprawach seksu. Takie igraszki swojego syna, Freddiego, musiał uważać za zwyrodnienie. A to, że Freddie dopuścił, aby taki człowiek jak Moe Greene upokorzył go fizycznie, umniejszało szacunek dla Rodziny Corleone. To także było częściowo przyczyną, że Freddie był źle notowany u ojca.
Michael, wstając z krzesła, powiedział tonem pożegnania:
– Muszę jutro wracać do Nowego Jorku, więc zastanów się nad swoją ceną.
Greene odparł zajadle:
– Ty draniu, myślisz, że możesz mnie tak spławić? Zabiłem więcej ludzi niż ty, zanim się wycofałem. Polecę do Nowego Jorku i pogadam z samym donem. Zrobię mu propozycję.
Freddie zaapelował nerwowo do Toma Hagena: