– Chodzę dla mojego męża – wskazała w stronę podłogi – żeby się nie dostał tam. – Przerwała. – Modlę się co dzień za jego duszę, żeby poszedł tam – wskazała ku niebu. Mówiła to z chytrym uśmiechem, tak jakby ta sprawa była przegrana. Było to powiedziane niemal żartobliwie, właściwym jej tonem surowej starej Włoszki. I tak jak zawsze pod nieobecność męża, była w tym nuta nieposzanowania dla wielkiego dona.
– Jak się czuje don? – spytała uprzejmie Kay.
Mama Corleone wzruszyła ramionami.
– Nie jest już ten sam, odkąd go postrzelili. Pozwala Michaelowi robić całą robotę, a sam tylko się cacka z tym swoim ogrodem, swoją papryką i pomidorami. Tak jakby wciąż jeszcze był chłopakiem ze wsi. Ale mężczyźni zawsze są tacy.
Później przed południem Connie Corleone przychodziła z dwojgiem swoich dzieci odwiedzić Kay i pogadać. Kay lubiła Connie, podobała jej się jej żywość, wyraźne przywiązanie do brata, Michaela. Connie nauczyła Kay gotować niektóre włoskie potrawy, ale czasami przynosiła swoje własne, umiejętnie przyrządzone, by Michael ich pokosztował.
Tego rana, jak zwykle, zapytała Kay, co Michael myśli o jej mężu, Carlu. Czy go naprawdę lubi, tak jak się wydawało? Carlo dawniej miał ciągle drobne zatargi z rodziną, ale w ostatnich latach się ustatkował. Radził sobie naprawdę dobrze w związku zawodowym, tylko że musiał pracować tak ciężko, tyle godzin. Connie zawsze mówiła, że Carlo naprawdę lubi Michaela. Tylko że każdy lubi Michaela, tak samo jak każdy lubi jej ojca. Michael to wykapany don. Bardzo dobrze, że będzie prowadził rodzinny interes handlu oliwą.
Kay zauważyła już przedtem, że kiedy Connie mówiła o swoim mężu w powiązaniu z rodziną, zawsze nerwowo, skwapliwie wyczekiwała jakiegoś słowa pochwały dla Carla. Kay byłaby niemądra, gdyby nie dostrzegła pełnej obawy troski Connie o to, czy Michael lubi Carla, czy nie. Któregoś wieczora powiedziała o tym Michaelowi i napomknęła o fakcie, że nikt nigdy nie mówi o Sonnym Corleone, nikt nawet go nie wspomina, przynajmniej w jej obecności. Kay raz popróbowała wyrazić współczucie donowi i jego żonie, którzy wysłuchali tego w niemal niegrzecznym milczeniu, a potem całkowicie zignorowali. Usiłowała skłonić Connie do rozmowy o starszym bracie, ale bez powodzenia.
Żona Sonny’ego, Sandra, zabrała dzieci i przeniosła się na Florydę, gdzie mieszkali jej rodzice. Poczyniono pewne kroki finansowe, tak że mogła dostatnio żyć z dziećmi, chociaż Sonny nie pozostawił żadnego majątku.
Michael niechętnie wyjaśnił, co zaszło owego wieczora, kiedy zamordowano Sonny’ego. Że Carlo pobił wtedy żonę i Connie zadzwoniła do ośrodka, a Sonny przyjął telefon i wybiegł ogarnięty wściekłością. Więc naturalnie Connie i Carlo stale się denerwowali, że reszta rodziny obwinia ją o pośrednie spowodowanie śmierci Sonny’ego. Albo obwinia jej męża, Carla. Tak jednak nie było. Dowodził tego fakt, że Connie i Carlo dostali dom w samym ośrodku, a Carlo awansował na ważne stanowisko w związkach zawodowych. I Carlo się ustatkował, przestał pić, przestał latać za dziwkami, przestał się mądrzyć. Rodzina była zadowolona z jego pracy i postawy w ostatnich dwóch latach. Nikt nie przypisywał mu winy za to, co się stało.
– To czemu ich nie zaprosisz któregoś wieczora, żeby uspokoić siostrę? – spytała Kay. – Biedactwo, wciąż tak się denerwuje, co myślisz o jej mężu. Powiedz jej. I niech wybije sobie z głowy te niemądre zmartwienia.
– Tego nie mogę zrobić – odrzekł Michael. – Nie rozmawiamy o tych rzeczach w naszej rodzinie.
– Chcesz, żebym jej powtórzyła twoje słowa? – spytała Kay.
Była zaskoczona, bo bardzo długo zastanawiał się nad tą propozycją, która wydawała się zupełnie oczywista. Wreszcie powiedział:
– Myślę, że nie powinnaś, Kay. Nie sądzę, żeby to coś dało. Będzie się i tak martwiła. To jest coś, na co nikt nie może poradzić.
Kay się zdumiała. Zdawała sobie sprawę, że Michael był zawsze trochę chłodniejszy dla swej siostry, Connie, niż dla innych, pomimo jej przywiązania.
– Chyba nie obwiniasz Connie za to, że zabili Sonny’ego? – spytała.
Michael westchnął.
– Oczywiście, że nie. Jest moją małą siostrzyczką i bardzo ją lubię. Żal mi jej. Carlo się ustatkował, ale w gruncie rzeczy nie nadaje się na męża. Po prostu tak bywa. Zapomnijmy o tym.
Naprzykrzanie się nie leżało w naturze Kay, dała z tym spokój. Prócz tego przekonała się, że Michael nie jest człowiekiem, którego można naciskać, że potrafi wtedy być zimny i nieprzyjemny. Widziała, że ona sama jest jedyną osobą na świecie mogącą nagiąć jego wolę, ale wiedziała również, że czynienie tego za często zniweczyłoby tę jej władzę. A współżycie z nim przez te ostatnie dwa lata sprawiło, że pokochała go jeszcze bardziej.
Kochała go, ponieważ zawsze postępował przyzwoicie. Szczególna rzecz: zawsze odnosił się przyzwoicie do wszystkich, którzy go otaczali, nie był nigdy arbitralny, nawet w drobiazgach. Zaobserwowała, że teraz jest człowiekiem bardzo wpływowym; ludzie przychodzili do ich domu zasięgać jego rady i prosić o różne uprzejmości, traktowali go z szacunkiem i uległością, ale jedna rzecz nade wszystko uczyniła go jej drogim.
Odkąd Michael powrócił z Sycylii z pokiereszowaną twarzą, wszyscy w rodzinie usiłowali go nakłonić, by poddał się zabiegowi korekcyjnemu. Matka nagabywała go ustawicznie; którejś niedzieli, podczas kolacji, kiedy zebrali się wszyscy Corleone’owie, krzyknęła na Michaela:
– Wyglądasz jak gangster z filmu, każ wyreperować sobie twarz w imię Chrystusa i twojej biednej żony! Wtedy przestanie ci cieknąć z nosa jak pijanemu Irlandczykowi.
Don, siedzący u góry stołu i obserwujący wszystko, zapytał Kay:
– Czy tobie to przeszkadza?
Kay potrząsnęła głową. Don powiedział do żony:
– On nie jest już w twoich rękach, to nie twoja rzecz.
Starsza pani natychmiast się uspokoiła. Nie dlatego, żeby się bała męża, ale ponieważ spieranie się z nim przy innych w takiej sprawie byłoby brakiem szacunku.
Natomiast Connie, ulubienica dona, przyszła z kuchni, gdzie gotowała niedzielną kolację, z twarzą zarumienioną od ognia, i zawołała:
– Uważam, że powinien zoperować sobie twarz. Był najprzystojniejszy w rodzinie, zanim go okaleczyli. No, Mike, powiedz, że to zrobisz.
Michael popatrzał na nią w roztargnieniu. Zdawało się, że naprawdę nie usłyszał nic z tego, co mówiono. Nie odpowiedział. Connie podeszła i stanęła obok ojca.
– Namów go, żeby to zrobił – zaapelowała do dona. Położyła czule obie dłonie na jego ramionach i pogładziła po szyi. Była jedyną osobą tak spoufaloną z donem. Jej uczucie dla ojca było wzruszające, pełne ufności, jak u małej dziewczynki.
Don poklepał ją po dłoni i rzekł:
– Wszyscy konamy z głodu. Postaw spaghetti na stole, a potem pogadamy.
Connie obróciła się do męża i rzekła:
– Carlo, powiedz Mike’owi, żeby sobie wyreperował twarz. Może ciebie posłucha. – Jej ton dawał do zrozumienia, że Michaela łączą z Carlem Rizzi jakieś przyjacielskie stosunki, bliższe niż z kimkolwiek innym.
Carlo, pięknie opalony, ze starannie ostrzyżonymi i uczesanymi blond włosami, pociągnął domowego wina ze szklanki i odparł:
– Nikt nie może mówić Mike’owi, co ma robić.
Carlo stał się innym człowiekiem, odkąd się przeprowadził do ośrodka. Znał swoje miejsce w rodzinie i trzymał się go.
W tym wszystkim tkwiło coś, czego Kay nie rozumiała, coś, co nie było całkiem jasne. Jako kobieta widziała, że Connie świadomie czaruje ojca, choć było to pięknie robione, a nawet szczere. Jednakże nie było spontaniczne. Odpowiedź Carla była męskim zajęciem stanowiska. Michael całkowicie zignorował to wszystko.
Kay nie przejmowała się oszpeceniem męża, ale martwiły ją wynikające stąd kłopoty z zatokami. Zoperowanie twarzy wyleczyłoby także zatoki. Z tej przyczyny chciała, żeby Michael poszedł do szpitala i poddał się niezbędnemu zabiegowi. Jednakże rozumiała, że z jakichś szczególnych względów pragnie zachować swoje oszpecenie. Była pewna, że don to też rozumie.