W dwa dni po pogrzebie Nina Moe Greene został zastrzelony w hollywoodzkim domu swojej kochanki, gwiazdy filmowej; Albert Neri zjawił się ponownie w Nowym Jorku dopiero prawie miesiąc później. Spędził urlop nad Morzem Karaibskim i powrócił do pracy opalony niemal na czarno. Michael Corleone powitał go uśmiechem i kilkoma słowami pochwały, które zawierały wiadomość, że Neri będzie odtąd dostawał dodatkowe utrzymanie, dochody Rodziny z kantoru bukmacherskiego na East Side, uważanego za szczególnie zyskowny. Neri był zadowolony, rad, że żyje w świecie, który wynagradza człowieka należycie wypełniającego swe obowiązki.
Rozdział 29
Michael Corleone przedsięwziął środki ostrożności na każdą ewentualność. Jego planowanie było bezbłędne, zabezpieczenie nienaganne. Był cierpliwy, miał nadzieję, że wykorzysta cały rok na przygotowania. Jednakże nie miał uzyskać potrzebnego mu roku, ponieważ los obrócił się przeciwko niemu i to w sposób najbardziej niespodziewany. Ojciec Chrzestny, sam wielki don, zawiódł Michaela Corleone.
Pewnego słonecznego niedzielnego poranka, kiedy kobiety były w kościele, don Vito Corleone przywdział swój ubiór ogrodniczy: workowate szare spodnie, spłowiałą niebieską koszulę, wytarty, brudnobrązowy kapelusz, ozdobiony poplamioną, szarą jedwabną wstążką. Don znacznie przybrał na wadze w ostatnich latach i mówił, że pracuje przy swoich pomidorach dla zdrowia. Ale to nie zwodziło nikogo.
Prawda wyglądała tak, że uwielbiał pielęgnować swój ogród, uwielbiał jego widok wczesnym rankiem. Przypominał mu dzieciństwo na Sycylii przed sześćdziesięciu laty, przypominał je bez tamtej grozy i bólu po śmierci własnego ojca. Teraz fasola na grządkach wypuściła małe, białe kwiatki, a tęgie, zielone łodygi porów obrosły wszystko dokoła. W głębi ogrodu stała na straży beczka ze spustem. Była napełniona płynnym krowim nawozem, najlepszym do użyźniania ziemi. W tej niższej części ogrodu były kwadratowe drewniane ramy, które sporządził własnoręcznie, powiązane na krzyż grubym białym sznurkiem. Po tych ramach pięły się pędy pomidorów.
Don spieszył się z podlaniem ogrodu. Trzeba było to zrobić, zanim słońce stanie się zbyt gorące i przemieni wodę w ogniste pryzmaty, które mogłyby spalić liście sałaty. Słońce było ważniejsze niż woda, woda też była ważna, ale jedno niebacznie połączone z drugim mogło spowodować ogromne szkody.
Don chodził po swoim ogrodzie, wypatrując mrówek. Jeżeli były mrówki, to oznaczało, że na warzywach są mszyce, a mrówki je wyszukują – i wtedy musiałby spryskać rośliny.
Polał ogród w samą porę. Słońce było coraz gorętsze i don powiedział do siebie: – Ostrożnie. Ostrożnie. – Ale należało podeprzeć palikami jeszcze kilka roślin, więc pochylił się znowu. Wróci do domu, gdy skończy z tą ostatnią grządką.
Nagle stało się tak, jak gdyby słońce opuściło się tuż nad jego głowę. Powietrze wypełniły roztańczone złote plamki. Starszy synek Michaela biegł przez ogród ku miejscu, gdzie klęczał don, i wtem przesłoniła chłopca żółta ściana oślepiającego światła. Ale dona nie można było zwieść, był na to za starym wygą. Za tą płomienną, żółtą ścianą kryła się śmierć gotowa rzucić się nań, i don ruchem ręki ostrzegł chłopca o jej obecności. W samą porę. Uderzenie ciężkiego młota w piersiach zaparło mu dech. Don zwalił się do przodu na ziemię.
Chłopiec pognał po ojca. Michael Corleone z paroma ludźmi przybiegł do ogrodu i zastał dona rozciągniętego twarzą do dołu, ściskającego w dłoniach garście ziemi. Dźwignęli go i ponieśli w cień wyłożonego kamiennymi płytami patia. Michael ukląkł przy ojcu, trzymając go za rękę, podczas gdy pozostali wzywali karetkę pogotowia i lekarza.
Z ogromnym wysiłkiem don otworzył oczy, aby raz jeszcze popatrzeć na syna. Ciężki atak serca sprawił, że jego rumiana twarz posiniała. Konał. Poczuł zapach ogrodu, żółta ściana światła poraziła go w oczy i szepnął:
– Życie jest takie piękne.
Oszczędzony został mu widok jego kobiet we łzach, bo skonał przed ich powrotem z kościoła, przed przybyciem karetki i lekarza. Umarł otoczony mężczyznami, trzymając za rękę syna, którego kochał najbardziej.
Pogrzeb był królewski. Pięć Rodzin przysłało swych donów i caporegime’ów, tak samo Rodziny Clemenzy i Tessia. Johnny Fontane figurował na pierwszych stronach gazet, ponieważ wziął udział w pogrzebie na przekór radom Michaela, by się nie pokazywał. Fontane złożył oświadczenie do prasy, że Vito Corleone był jego ojcem chrzestnym i najwspanialszym człowiekiem, jakiego znał, że czuje się zaszczycony, mogąc złożyć ostatni hołd takiemu człowiekowi, i że nic go nie obchodzi, kto o tym się dowie.
Zwłoki, staroświeckim obyczajem, wystawiono w domu. Amerigo Bonasera nigdy nie wykonał świetniejszej roboty i wywiązał się ze wszystkich zobowiązań, przygotowując swojego starego przyjaciela i Ojca Chrzestnego równie miłośnie jak matka przygotowuje oblubienicę do ślubu. Wszyscy podkreślali, że nawet śmierć nie zdołała zatrzeć szlachetności i dostojeństwa oblicza wielkiego dona, i takie wypowiedzi napełniły Ameriga Bonaserę świadomą dumą, osobliwym poczuciem siły. Tylko on jeden wiedział, jak straszne spustoszenia na twarzy dona poczyniła śmierć.
Zjawili się wszyscy starzy przyjaciele i służący: Nazorine, jego żona, córka z mężem i dziećmi; Lucy Mancini przyjechała z Freddiem z Las Vegas; Tom Hagen, jego żona i dzieci, donowie z San Francisco i Los Angeles, z Bostonu i Clevelandu. Trumnę nieśli Rocco Lampone i Albert Neri z Clemenzą i Tessiem, i oczywiście z synami dona. Ośrodek i wszystkie domy zapełniły się wieńcami.
Za bramą stali dziennikarze i fotografowie oraz niewielka ciężarówka, w której, jak wiedziano, znajdowali się ludzie z FBI z kamerami filmowymi, kręcący tę epopeję. Dziennikarze, usiłujący wepchnąć się do ośrodka, stwierdzili, że brama i ogrodzenie są obsadzone przez strażników, którzy żądali wylegitymowania się i okazania zaproszenia. I chociaż traktowano wszystkich z największą kurtuazją i nawet przysłano im napoje chłodzące, nie mogli się dostać do środka. Próbowali nawiązać rozmowy z wychodzącymi osobami, ale napotykali jedynie kamienne spojrzenia i nie usłyszeli ani słowa.
Michael Corleone spędził większą część tego dnia w narożnej bibliotece z Kay, Tomem Hagenem i Freddiem. Wprowadzono tam ludzi, którzy pragnęli zobaczyć się z nim i złożyć mu kondolencje. Michael przyjmował ich z całą uprzejmością nawet wtedy, gdy niektórzy zwracali się do niego per Ojcze Chrzestny czy don Michaelu, i tylko Kay zauważyła, że zaciskał usta z niezadowolenia.
Clemenza i Tessio przyłączyli się do tego wewnętrznego kręgu i Michael osobiście podał im drinki. Pogadano trochę o interesach. Michael zakomunikował, że ośrodek i wszystkie domy mają być sprzedane firmie budowlanej. Z olbrzymim zyskiem, co było jeszcze jednym dowodem geniuszu dona.
Wszyscy zrozumieli, że odtąd całe imperium będzie na zachodzie. Że Rodzina Corleone zlikwiduje swoje interesy w Nowym Jorku. Z poczynieniem takich kroków czekano na wycofanie się albo na śmierć dona.
Jak ktoś zauważył, minęło prawie dziesięć lat od podobnego zgromadzenia w tym domu, prawie dziesięć lat od ślubu Connie Corleone z Carlem Rizzim. Michael podszedł do okna wychodzącego na ogród. Wtedy, dawno temu, siedział w ogrodzie z Kay, i nie śniło mu się, że przypadnie mu w udziale taki przedziwny los. A ojciec umierając powiedział: „Życie jest takie piękne”. Michael nie przypominał sobie, aby don kiedykolwiek wyrzekł bodaj słowo o śmierci, tak jakby nazbyt ją szanował, aby filozofować na jej temat.