Выбрать главу

Natomiast Abdikadir realizował własny plan, który dotyczył unoszącej się w powietrzu osobliwej kuli. Bisesa zazdrościła im obu, że tak szybko znaleźli pożyteczną pracę, która wypełniała im czas, jak gdyby zdołali się przystosować lepiej niż ona.

Czwartego dnia rano Bisesa wyszła z fortu i znalazła Abdikadira, który stał na stołku, trzymając wysoko w powietrzu poobijaną puszkę. Casey i Cecil de Morgan siedzieli na składanych krzesłach z twarzami skąpanymi w porannym słońcu i obserwowali, co się dzieje. Casey pomachał do Bisesy.

— Hej, Bis! Chodź i popatrz na ten kabaret. — Chociaż de Morgan natychmiast zaproponował jej swoje krzesło, Bisesa usiadła na ziemi obok Caseya. Nie lubiła de Morgana i nie chciała mieć wobec niego jakichkolwiek, choćby błahych, zobowiązań.

Puszka Abdikadira była wypełniona wodą, musiała więc być ciężka. Mimo to oparł ją jedną ręką na ramieniu i ołówkiem zaznaczył poziom wody. Następnie opuścił puszkę, odsłaniając unoszącą się kulę, Złe Oko, po którego powierzchni ściekała woda; Abdi starał się złowić każdą jej kroplę. Namiot z dwoma „małpoludami” stał parę metrów dalej, podparty w środku czymś w rodzaju masztu.

Casey zarechotał.

On tak moczy to cholerstwo już od pół godziny.

— Po co, Abdi?

— Mierzę jego objętość — mruknął Abdikadir. — I powtarzam pomiary, dla uzyskania większej dokładności. To się nazywa nauka. Dzięki za wsparcie. — I znowu podniósł puszkę.

Bisesa powiedziała do Caseya:

— Myślałam, że lekarz wojskowy powiedział, że nie powinieneś opuszczać łóżka.

Casey wydał ordynarny dźwięk i wysunął przed siebie grubo obandażowaną nogę.

— A niech to. To było czyste złamanie i złożyli je jak trzeba. — Bisesa wiedziała, że nie użyto środków znieczulających. — Nie lubię tak siedzieć z palcem w dupie.

— A pan, panie de Morgan? — powiedziała Bisesa. — Dlaczego to pana interesuje?

Faktor rozłożył ręce.

— Jestem biznesmenem, proszę pani. Głównie dlatego jestem tutaj. I stale rozglądam się za nowymi możliwościami. Naturalnie jestem zaintrygowany waszą rozbitą latającą machiną! Rozumiem, że zarówno wy, jak i kapitan Grove chcecie całą rzecz trzymać w sekrecie. Ale to, ta unosząca się w powietrzu doskonała kula, nie należy ani do was, ani do Grove’a. A w tych dniach pełnych dziwów, jakie to dziwne, że tak szybko przywykliśmy do jej obecności! Oto unosi się niepodtrzymywana przez nic, co można zobaczyć. Bez względu na to, jak mocno ją się uderzy albo nawet ostrzela, już tego próbowano i trzeba było uważać na niebezpiecznie rykoszetujące kule, od jej powierzchni nie da się odłupać nawet kawałka, a jej samej przesunąć choćby o ułamek cala. Kto ją wykonał? Co ją utrzymuje w górze? Co jest wewnątrz?

— I ile jest warta — warknął Casey.

De Morgan roześmiał się swobodnie.

— Nie można człowieka winić za to, że pyta.

Josh opowiedział Bisesie coś niecoś na temat przeszłości de Morgana. Jego rodzina należała do zubożałej arystokracji, której rodowód sięgał czasów pierwszego najazdu Wilhelma Zdobywcy ponad osiemset lat temu i która wykroiła niemałą posiadłość z pokonanych saksońskich królestw. W ciągu następnych stuleci „chciwość i głupota, które trwają przez pokolenia”, jak to rozbrajająco ujął sam de Morgan, spowodowały, że rodzina została bez grosza, choć wciąż karmiła się pamięcią dawnych bogactw i władzy. Ruddy powiedział, że z jego doświadczeń wynika, iż Raj jest pełen „cwaniaków” w rodzaju de Morgana. Jeśli chodzi o Bisesę, uważała, że nie można ufać Morganowi, z tymi jego zaczesanymi do tyłu czarnymi włosami i świdrującymi oczyma.

Abdikadir zszedł ze stołka. Ciemny, poważny, skupiony włączył w swoim zegarku kalkulator i wprowadził zapisane liczby.

— No, mądralo — kpiąco powiedział Casey — powiedz, czego się dowiedziałeś.

Abdikadir usiadł na ziemi przed Bisesą.

— Oko jest odporne na nasze badania, ale mimo to coś niecoś można zmierzyć. Przede wszystkim wokół Oka istnieją anomalie magnetyczne. Sprawdziłem to za pomocą kompasu z mego zestawu ratunkowego.

Casey chrząknął.

— Od chwili gdy spadliśmy na ziemię, mój kompas sfiksował.

Abdikadir pokręcił głową.

— To prawda, że nie można określić północy magnetycznej. Wydaje się, że z ziemskim polem magnetycznym dzieje się coś osobliwego. Ale same kompasy są w porządku. — Zerknął na Oko. — Linie sił pola wokół niego są zagęszczone. Ich wykres przypominałby sęk.

— Jak to możliwe?

— Nie mam pojęcia.

Bisesa pochyliła się do przodu.

— Co jeszcze, Abdi?

— Zastosowałem trochę szkolnej geometrii. — Wyszczerzył zęby w uśmiechu. — Zanurzenie tego przedmiotu w wodzie to był jedyny sposób, jaki przyszedł mi do głowy, żeby określić jego objętość, patrząc, jak zmienia się poziom wody w puszce.

— Eureka! — wykrzyknął żartobliwie de Morgan. — Sir, jest pan Archimedesem de nosjours…

Abdikadir nie zwrócił na niego uwagi.

— Przeprowadziłem z tuzin pomiarów, mając nadzieję, że w ten sposób zmniejszę błąd, ale wynik wciąż nie jest zbyt dokładny. Nie przychodzi mi do głowy żaden sposób, za pomocą którego można by określić pole powierzchni. Ale myślę, że pomiary promienia i obwodu są całkiem dokładne. — Uniósł do góry suwmiarkę. — Przerobiłem celownik laserowy z helikoptera…

— Nie chwytam — powiedział Casey. — To po prostu kula. Jeżeli znasz jej promień, ze wzorów możesz obliczyć całą resztę. Pole powierzchni wynosi, zaraz, cztery pi er kwadrat…

— Możesz to obliczyć, jeżeli założysz, że ta kula jest jak każda inna kula, z jaką się przedtem zetknąłeś — łagodnie powiedział Abdi. — Ale ta tutaj unosi się w powietrzu, czego nie widziałem nigdy dotąd. Nie chciałem czynić co do niej żadnych założeń; chciałem sprawdzić wszystko, co zdołam.

Bisesa kiwnęła głową. — I stwierdziłeś…

— Po pierwsze, to idealna kula. — Znów zerknął w górę. — Naprawdę idealna, w granicach tolerancji pomiarów laserowych w każdej osi. Nawet w 2037 roku nie potrafimy żadnego materiału uformować z tak fantastyczną precyzją.

De Morgan poważnie kiwnął głową.

— Prawie arogancki pokaz geometrycznej doskonałości.

— Tak. Ale to tyko początek. — Abdikadir podniósł zegarek w górę, tak aby Bisesa mogła zobaczyć jego wyświetlacz. — Szkolna geometria, Casey. Stosunek obwodu koła do jego średnicy jest równy…

— Pi — zagrzmiał Casey. — Tyle wie nawet żarliwy chrześcijanin.

— Nie w tym wypadku. Ten stosunek dla Oka wynosi trzy. Nie około trzech czy trochę więcej, ale dokładnie trzy — trzy z dokładnością laserową. Kreski na suwmiarce są tak małe, że nie da się powiedzieć, czy ten stosunek rzeczywiście wynosi pi, tak jak powinno być. Jak widzisz, twoje wzory mimo wszystko tutaj nie mają zastosowania, Casey. Z pomiarów objętości otrzymałem tę samą wartość pi. Chociaż oczywiście wiarygodność tych pomiarów jest o wiele mniejsza, nie można porównywać lasera z puszką brudnej wody…

Bisesa wstała i obeszła Oko, spoglądając w górę. Wciąż towarzyszyło jej uczucie nieokreślonego niepokoju.

— To niemożliwe. Pi to pi. Ta liczba jest wbudowana w strukturę naszego wszechświata.

— Naszego, tak — powiedział Abdikadir.

— Co masz na myśli? Abdikadir wzruszył ramionami.

— Wygląda na to, że ta kula — choć najwyraźniej znajduje się tutaj — nie jest z naszego wszechświata. Natknęliśmy się na anomalie czasowe, Biseso. Może to jest anomalia przestrzenna.