Niejasno zdała sobie sprawę, że znowu dzieje się coś nowego. Świecenie Oka nie było już jednorodne, jaśniejsze poziome pasy na tle szarego tła przypominały układ linii szerokości geograficznej na kuli ziemskiej. Linie te przecinały „równik” Oka i znikały w biegunie północnym. Po chwili pojawił się w taki sam sposób następny układ linii, tym razem pionowych, wybiegających z bieguna po jednej stronie równika i ginących po drugiej stronie. Teraz zabłysnął trzeci układ linii, biegnących pod kątem prostym do dwóch pierwszych. Zmieniająca się bezgłośna gra szarych prostokątów była piękna, urzekająca.
I wtedy pojawił się czwarty układ linii. Poszukiwaczka próbowała wyśledzić, dokąd biegną, ale nagle poczuła w głowie ostry ból. Krzyknęła.
I znów niewidzialne ręce ją uwolniły i opadła bezwładnie na ziemię. Nasadą dłoni potarła załzawione oczy. Dopiero teraz poczuła ciepło po wewnętrznej stronie ud. Oddała mocz tam, gdzie stała, i dotąd nie zdawała sobie z tego sprawy.
Chwytaczka wciąż stała drżąca, ale wyprostowana, wpatrując się w falujące światła, które tworzyły skomplikowane układy cieni na jej twarzyczce. Piąty układ linii, a potem szósty, znikający gdzieś w nieokreślonym kierunku…
Chwytaczka zesztywniała z głową wygiętą do tyłu, chwytając palcami powietrze, po czym upadła jak kloc drewna. Poszukiwaczka złapała dziecko i położyła je na mokrych od moczu kolanach. Sztywność opuściła Chwytaczkę i teraz była tylko kupką bezwładnego futerka. Poszukiwaczka pogłaskała ją i pozwoliła się ssać, chociaż jej zwiotczałe piersi już od lat nie wytwarzały pokarmu.
A Oko cały czas je obserwowało, rejestrując więź między matką i dzieckiem, wysysając z małpoludów wszelkie uczucia. Wszystko to było częścią testu.
Chwila wytchnienia była krótka. Wkrótce Oko znów zabłysło równym, perłowym blaskiem i znów jakby niewidzialne dłonie poruszały kończynami Poszukiwaczki. Odepchnęła dziecko i jeszcze raz wstała, unosząc twarz w stronę niesamowitego światła.
38. Oko Marduka
Bisesa przeniosła się do Świątyni Marduka. Zabrała ze sobą siennik i koce i kazała sobie dostarczać jedzenie; zainstalowała nawet pochodzącą z Ptaka chemiczną toaletę. Teraz w tym miejscu spędzała większość czasu sama, jeśli nie liczyć towarzystwa telefonu oraz złowieszczej bryły Oka.
Czuła, że coś tam jest; czuła jakąś obecność w tej nieprzenikalnej kryjówce. Było to wrażenie wykraczające poza bezpośrednie doznania zmysłowe, uczucie, jak gdyby ją wepchnięto do pokoju z zawiązanymi oczami, a mimo to była w stanie określić, czy miejsce, w którym się znalazła, jest otwarte, czy zamknięte.
Ale to nie było wrażenie obecności innej osoby. Czasami czuła jedynie jakby czujność, jak gdyby Oko nie było niczym więcej niż wielką kamerą. Ale czasami wydawało jej się, jakby coś mignęło wewnątrz Oka. Czy istniał Obserwator, który, mówiąc w przenośni, stał za wszystkimi Oczami na całym świecie?
Czasami miała wrażenie, że kryje się za tym cała hierarchia inteligentnych istot, konstruktorów Oka, gdzieś w niemożliwym do wyobrażenia kierunku, które filtrują i klasyfikują jej działania, jej reakcje, jej własne ja.
Spędzała coraz więcej czasu, badając te wrażenia. Unikała wszystkich, swych towarzyszy z dwudziestego pierwszego wieku, a nawet biednego Josha. Jednak szukała u niego pocieszenia, kiedy było jej zimno albo kiedy czuła się wyjątkowo samotna. Ale potem, choć żywiła do niego prawdziwą sympatię, czuła się winna, jak gdyby go wykorzystywała.
Starała się nie zastanawiać nad tymi uczuciami, starała się nawet nie rozstrzygać, czy kocha Josha, czy nie. Miała Oko i to był środek jej świata. Musiał być. I nie chciała dzielić się z nikim ani z niczym, nawet z Joshem.
Próbowała do badania Oka wykorzystać fizykę.
Zaczęła od prostych pomiarów geometrycznych, takich jak te, które wykonał Abdikadir na mniejszym Oku, na Granicy Północno-Zachodniej. Zastosowała instrumenty laserowe, aby się przekonać, że i dla tego obiektu słynne pi nie równa się około trzech i jednej siódmej, jak nauczał Euklides oraz szkolne podręczniki geometrii i jak utrzymywała reszta świata, tylko po prostu trzy. Podobnie jak pozostałe Oczy i to było intruzem gdzieś z zewnątrz.
Poszła dalej. Wraz z grupą Macedończyków i Brytyjczyków wróciła na Granicę Północno-Zachodnią i do miejsca katastrofy Małego Ptaka. Miesiące kwaśnych deszczów zniszczyły niemal wszystko. Mimo to znalazła nadające się do użytku czujniki elektromagnetyczne, pracujące w świetle widzialnym, podczerwonym i ultrafioletowym — elektroniczne oczy satelitów szpiegowskich z dwudziestego pierwszego wieku — i rozmaite czujniki chemiczne przeznaczone do wykrywania materiałów wybuchowych i tym podobnych. Wygrzebała przyrządy, części składowe, okablowanie, wszelki nadający się do użytku sprzęt, w tym ową małą chemiczną toaletę.
Po czym rozstawiła swój sprzęt w świątynnej komnacie. Zbudowała prowizoryczne rusztowanie wokół Oka i zainstalowała czujniki wydobyte z Ptaka, które miały obserwować nieznany obiekt pod wszystkimi możliwymi kątami przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Na koniec wypełniła komnatę tej starożytnej babilońskiej świątyni plątaniną kabli i przecinającymi się wiązkami promieni podczerwonych; wszystkie dane były wysyłane do interfejsu, na którym spoczywał jej telefon. Jednak dysponowała niewielką ilością energii elektrycznej, miała tylko baterie z Ptaka i małe ogniwa zasilające same przyrządy. I odtąd czujniki z dwudziestego pierwszego wieku wpatrywały się w ten nieprawdopodobnie zaawansowany obiekt w świetle kopcących lamp, w których płonął tłuszcz zwierzęcy.
Udało jej się uzyskać nieco informacji.
Czujniki promieniowania, podrasowane liczniki Geigera, przeznaczone do wykrywania zakazanej broni jądrowej, wykryły ślady wysokoenergetycznych promieni X i cząstek o bardzo wysokiej energii, które emitowało Oko. Wyniki te były zachęcające i jednocześnie trudne do zinterpretowania, Bisesa podejrzewała bowiem, że jest to jedynie drobny ułamek całego widma egzotycznego promieniowania o wysokiej energii wysyłanego przez Oko, przekraczającego zdolności detekcyjne prymitywnych liczników Geigera, pochodzących z Ptaka. Promieniowanie to musiało być związane z ogromnym wydatkiem energii, być może potrzebnej do odkształcenia przestrzeni, umożliwiającego utrzymanie Oka w nieprzyjaznym środowisku.
Poza tym był problem czasu.
Wysokościomierz wydobyty z Ptaka wykorzystała do pomiaru Oka. Promienie lasera ulegały odbiciu w stu procentach; powierzchnia Oka działała jak doskonałe zwierciadło. Ale wiązki promieniowania odbitego charakteryzowały się mierzalnym przesunięciem dopplerowskim. Jego wielkość zdawała się wskazywać na oddalanie się powierzchni Oka z prędkością przekraczającą sto kilometrów na godzinę. Każdy punkt powierzchni, jaki poddawała próbie, dawał taki sam rezultat. Zgodnie z tymi wynikami Oko ulegało implozji.
Oczywiście widziane gołym okiem Oko spoczywało nieruchomo, unosząc się w powietrzu, tak jak zawsze. Niemniej jednak w pewnym kierunku, którego nie była w stanie zdefiniować, jego gładka powierzchnia poruszała się. Podejrzewała, że w jakimś sensie istnienie Oka rozciągało się w kierunkach, których sama nie potrafiła dostrzec, a jej przyrządy zmierzyć.
A jeżeli tak jest, pomyślała, może jest tylko jedno Oko, a pozostałe to jedynie projekcje, jak palce wystające ponad powierzchnię stawu.
Ale czasami myślała, że wszystkie te eksperymenty przeprowadza tylko po to, aby oderwać się od głównego problemu, czyli swego intuicyjnego poglądu co do natury Oka.
— Może po prostu jestem antropomorficzna — powiedziała do telefonu. — Dlaczego w ogóle miałby w tym uczestniczyć umysł taki jak mój?