Выбрать главу

— To fantastyczne — powiedział Abdikadir. Stali na murze nowo wybudowanej przystani, wysoko nad małymi statkami, które kołysały się na wodzie.

Eumenes powiedział, że Aleksander zdaje sobie sprawę, iż szybki transport i efektywna łączność są kluczem do zjednoczenia imperium.

— Król przekonał się o tym na własnej skórze — powiedział Eumenes sucho. W ciągu pięciu lat nauczył się mówić łamaną angielszczyzną, a Abdikadir trochę się oswoił z greką; przy odrobinie dobrej woli mogli się teraz porozumiewać bez pośrednictwa tłumacza. Eumenes ciągnął: — Szybkość poruszania się Aleksandra przez Persję zależała w znacznej mierze od jakości tamtejszych dróg. Kiedy dotarliśmy do końca tych dróg, daleko na wschodzie, żołnierze piechoty wiedzieli, że nie posuną się dalej, niezależnie od jego niepohamowanych ambicji. I musieliśmy się zatrzymać. Ale ocean to droga bogów i nie wymaga budowy.

— Mimo wszystko nie mogę uwierzyć, że dokonaliście tak wiele i to tak szybko… — Abdikadir, widząc przejawy tej pracowitości, poczuł się trochę winny. Może nie było go zbyt długo.

Był bardzo zadowolony ze swojej wyprawy. W Indiach on i jego grupa wyrąbali ścieżkę przez gęstą dżunglę, napotykając po drodze wszelkiego rodzaju egzotyczne rośliny i zwierzęta, ale tylko niewielu ludzi. Podobne ekspedycje wysłano na wschód, zachód, północ i południe Europy, Azji i Afryki. Praca nad przygotowaniem mapy tego nowego i bogatego świata wydawała się wypełniać pustkę w sercu Abdikadira po utracie własnego świata, oraz przezwyciężyć uraz po masakrze podczas ataku Mongołów. Może badał świat zewnętrzny, żeby się uwolnić od burzy w świecie wewnętrznym i może zbyt długo uchylał się od swych prawdziwych obowiązków.

Odwrócił się i spojrzał na południe, gdzie lśniące kanały nawadniające przecinały pola zieleni. To było prawdziwe zadanie tego świata: produkcja pożywienia. W końcu była to kolebka rolnictwa i kiedyś te sztucznie nawadniane pola dostarczały jedną trzecią żywności perskiego imperium. Z pewnością nie było lepszego miejsca, aby znów zacząć uprawiać ziemię. Ale Abdikadir już obejrzał pola i wiedział, że sprawy nie idą dobrze.

— To skutek tego paskudnego zimna — wyjaśnił Eumenes. — Astronomowie mogą sobie to nazywać środkiem lata, ale ja jeszcze nie widziałem takiego lata… A poza tym ta plaga szarańczy i innych owadów.

Program naprawczy przedstawiał się rzeczywiście imponująco, chociaż rozwijał się powoli. Dążenie do uratowania Babilonu przed Mongołami należało do dawno minionej przeszłości i wydawało się, że w najbliższej przyszłości nie istnieje realna perspektywa ponownego zagrożenia z ich strony. Ambasadorowie Aleksandra donosili, że Mongołowie byli zaszokowani nagłym wyludnieniem południowych Chin — pięćdziesiąt milionów ludzi jakby rozpłynęło się w powietrzu. Wojna z Mongołami była wielką przygodą, ale także wydarzeniem odwracającym uwagę od codzienności. Kiedy bitwa została wygrana, wśród Brytyjczyków, Macedończyków i załogi Małego Ptaka pojawiło się uczucie głębokiego zawodu i wszyscy w Babilonie nagle stanęli w obliczu niemiłej prawdy, że była to kampania, z której nikt nigdy nie powróci do domu.

Minęło trochę czasu, zanim znaleźli nowy ceclass="underline" budowa nowego świata. A Aleksander, pełen energii i niezłomnej woli, odgrywał kluczową rolę w realizacji tego celu.

— Nad czym pracuje sam Król?

— Nad tym. — Eumenes uroczystym gestem wskazał oficjalną część miasta.

Abdikadir zobaczył, że oczyszczono tam spory teren i położono fundamenty pod budowę czegoś, co wyglądało jak nowy ziggurat. Gwizdnął.

— To wygląda jak przyszły konkurent wieży Babel.

— Może tak będzie. Teoretycznie ma to być pomnik Hefajstiona, ale jego ważniejszym przeznaczeniem ma być upamiętnienie utraconego świata. Macedończycy zawsze pielęgnowali sztukę grzebania zmarłych! Myślę, że ambicją Aleksandra jest zbudowanie czegoś, co mogłoby konkurować z potężnymi grobowcami, które kiedyś widział w Egipcie. Ale biorąc pod uwagę to, co się dzieje na polach, trudno zapewnić siłę roboczą potrzebną do realizacji takiego przedsięwzięcia.

Abdikadir przyglądał się pięknie rzeźbionej twarzy Greka.

— Mam wrażenie, że chcesz mnie o coś prosić. Eumenes uśmiechnął się.

— A ja mam wrażenie, że masz w sobie coś z Greka. Chociaż królewska żona, Roksana, powiła syna — chłopiec ma teraz cztery lata — mamy więc zapewnionego dziedzica, dobro Aleksandra w ciągu najbliższych lat ma dla nas wszystkich zasadnicze znaczenie.

— Oczywiście.

— Ale to — powiedział Eumenes, mając na myśli stocznie i pola — mu nie wystarcza. Król to skomplikowany człowiek. Ja to wiem. Oczywiście jest Macedończykiem i pije jak prawdziwy Macedończyk. Ale potrafi też chłodno kalkulować, jak Persowie i jest mężem stanu o zdumiewającej przenikliwości.

— Ale mimo całej swej mądrości Aleksander ma serce wojownika i istnieje rozziew między jego instynktami wojennymi a zamiarem zbudowania imperium. Myślę, że on sam nie zawsze zdaje sobie z tego sprawę. Urodził się, by walczyć z ludźmi, a nie z szarańczą pustoszącą pola czy mułem zapychającym kanał. Spójrzmy prawdzie w oczy: niewielu jest tutaj ludzi, którzy chcieliby walczyć! — Grek pochylił się w stronę Abdikadira. — Prawda jest taka, że kierowanie Babilonią przekazał kilku bliskim sobie ludziom. To znaczy mnie, Perdiccasowi i kapitanowi Grove. — Perdiccas był jednym z oficerów Aleksandra z długim stażem i jego bliskim współpracownikiem; po śmierci Hefajstiona został dowódcą piechoty i otrzymał tytuł, który Hefajstion piastował do chwili śmierci, a który znaczył mniej więcej tyle co „wezyr”. Eumenes mrugnął. — Widzisz, oni potrzebują mojej greckiej pomysłowości, a ja potrzebuję Macedończyków do pracy. Oczywiście każdy z nas ma swoich zwolenników, zwłaszcza Perdiccas! Istnieją kliki i spiski, jak zawsze. Ale dopóki Aleksander nad nami dominuje, współdziałamy całkiem nieźle. Wszyscy potrzebujemy Aleksandra, a Nowy Babilon potrzebuje Króla. Ale…

— Nie po to, aby się tutaj kręcił, nie mając nic do roboty i wykorzystując siłę roboczą do budowy pomnika, podczas gdy trzeba uprawiać ziemię. — Abdikadir się uśmiechnął. — Chcesz, żebym go zabawiał?

Eumenes powiedział bez zająknienia:

— Tak bym tego nie określił. Ale Aleksander chciałby wiedzieć, czy ten większy świat, który nam opisywałeś, nadal istnieje. Myślę też, że pragnie odwiedzić swego ojca.

— Ojca?

— Swego boskiego ojca, Ammona, który jest zarazem Zeusem, w jego sanktuarium na pustyni.

Abdikadir gwizdnął.

— To będzie długa podróż. Eumenes uśmiechnął się.

— Tym lepiej. No i jest jeszcze Bisesa.

— Wiem. Wciąż zamknięta z tym przeklętym Okiem.

— Jestem pewien, że to, co robi, jest nieocenione. Ale nie chcemy jej utracić: was, nowożytnych, jest zbyt niewielu. Zabierz ją ze sobą. — Eumenes znowu uśmiechnął się. — Dowiedziałem się, że Josh powrócił z Judei. Może on zdoła ją jakoś rozerwać…

— Szczwany lis z ciebie, Sekretarzu.

— Każdy robi to, co musi — powiedział Eumenes. — Chodź. Pokażę ci stocznie.

Komnata świątynna stanowiła królestwo kabli, przewodów i części z rozbitego helikoptera; niektóre z nich były poszarpane, bo wycięto je pośpiesznie z wraku, czy nawet osmalone ogniem, który wybuchł po katastrofie. Oko znajdowało się w sercu tej plątaniny, jak gdyby Bisesa starała się je uwięzić, a nie zbadać. Ale wiedziała, że Abdikadir uważa, iż to ona została uwięziona.

— Nieciągłość była zdarzeniem fizycznym — stanowczo oświadczyła Bisesa. — Nieważne, jak potężna energia się za tym kryje. Jest fizyczna, a nie magiczna czy nadprzyrodzona. Więc można to wyjaśnić na gruncie fizyki.