Abdikadir zmarszczył brwi.
— Biseso? Co masz na myśli?
To, że może znam drogę do domu. Ale nie mogła im tego powiedzieć, jeszcze nie teraz. Wstała.
— Kiedy wyruszamy?
40. Miksundra
Podróż miała się rozpocząć w Aleksandrii. Mieli pożeglować wzdłuż brzegu Morza Śródziemnego, wyruszywszy z Egiptu, popłyną na północ, a potem na zachód, wzdłuż południowego skraju Europy, aż do Cieśniny Gibraltarskiej i z powrotem, wzdłuż północnego skraju Afryki.
Nic, co czynił ten Król, nie grzeszyło skromnością. W końcu był to Aleksander Wielki. I wyprawa wokół Morza Śródziemnego, które jego doradcy obdarzyli nieco złośliwym mianem „Jeziora Aleksandra”, nie stanowiła wyjątku.
Aleksander był ogromnie rozczarowany, kiedy się przekonał, że miasto, które założył u ujścia Nilu, jego Aleksandria, zostało przez Nieciągłość unicestwione. Ale niezrażony tym kazał swym oddziałom rozpocząć budowę nowego miasta na planie tego, które znikło. A swym inżynierom dał zadanie zbudowania nowego kanału między Zatoką Sueską a Nilem. W międzyczasie zarządził pośpieszne przygotowanie tymczasowego portu w Aleksandrii i rozkazał, aby statki, które zbudował w Indiach, pożeglowały przez Zatokę Sueską, po czym zostały rozebrane na części, które miano przetransportować drogą lądową.
Ku zdumieniu Bisesy minęło zaledwie parę miesięcy, kiedy flota zebrała się ponownie w Aleksandrii, gotowa do wyruszenia w drogę. Po dwudniowym festiwalu składania ofiar i zabaw w miasteczku namiotowym, w którym mieszkali budowniczowie miasta, flota wypłynęła na morze.
Na początku Bisesa, po raz pierwszy od pięciu lat z dala od Oka Marduka, uznała, że podróż jest osobliwie relaksująca. Spędzała dużo czasu na pokładzie, patrząc na przesuwającą się przed jej oczyma krainę albo słuchając zawiłych międzykulturowych dyskusji. Nawet ocean budził jej ciekawość. W jej czasach Morze Śródziemne, które dochodziło do siebie po dziesięcioleciach zanieczyszczania, stało się skrzyżowaniem rezerwatu dzikich zwierząt i parku, odgrodzonego od reszty świata wielkimi niewidzialnymi barierami elektryczności i dźwięku. Teraz znów było dzikie; widziała pląsające w wodzie delfiny i wieloryby. Raz wydało jej się, że widzi podłużny kształt ogromnego rekina, większego niż jakiegokolwiek z jej świata, była tego pewna.
Jednak nigdy nie było ciepło. Rankami często czuła w powietrzu mróz. Wydawało się, że każdego roku jest coraz zimniej, choć trudno było mieć co do tego pewność; żałowała, że na samym początku nie pomyśleli o rejestrowaniu zmian klimatu. Ale pomimo chłodu przekonała się, że musi unikać słońca. Brytyjczycy zaczęli nosić na głowach zawiązane chusteczki do nosa i nawet brązowi Macedończycy mieli oparzenia słoneczne. Na królewskich statkach zainstalowano grube daszki, a lekarze Aleksandra eksperymentowali z maściami z oślego masła i soku palmowego, w nadziei powstrzymania palących promieni słońca. Burze, które nawiedzały Ziemię w pierwszym okresie po wystąpieniu Nieciągłości, dawno minęły, ale klimat był wyraźnie rozregulowany.
Nocami także było dziwnie. Aleksander i jego towarzysze pili przez całą noc. A Bisesa siedziała w ciemności na pokładzie, patrząc na przesuwający się ląd, na którym na ogół nie było widać żadnych świateł. Jeśli niebo było czyste, przyglądała się delikatnie odmienionym gwiazdozbiorom. Często widywała zorze, wielkie ściany i kotary światła, wyraźnie trójwymiarowe struktury unoszące się nad mrocznym światem. Nigdy nie słyszała, aby obserwowano zorze na tych szerokościach geograficznych i miała nieprzyjemne podejrzenia, co też mogą zwiastować. Nieciągłość nie miała charakteru kosmetycznego i mogła wniknąć naprawdę głęboko w materię świata.
Czasami towarzyszył jej Josh. A czasami, jeśli Macedończycy zachowywali się cicho, znajdowali jakiś ciemny kąt i kochali się albo po prostu przytulali do siebie.
Ale przez większość czasu trzymała się sama. Podejrzewała, że jej przyjaciele mają rację, że istniało niebezpieczeństwo, iż zatraci się w Oku. Musiała ponownie zadomowić się w świecie, a nawet Josh stanowił tutaj przeszkodę. Jednak wiedziała, że go rani.
Rzekomym celem wyprawy było zbadanie nowego świata i Aleksander co kilka dni wysyłał ludzi w głąb lądu. Wybrał do tego celu niewielką grupę Irańczyków i Greków z kolonii; byli wysoce ruchliwymi, elastycznymi żołnierzami, pełnymi inicjatywy i odwagi. Do każdej grupy włączano kilku Brytyjczyków i podczas każdego wypadu towarzyszyli im mierniczy i kartografowie.
Jednakże pierwsze doniesienia były niewesołe. Od początku badacze informowali o różnych osobliwościach: dziwnych formacjach skalnych, wyspach pełnych niezwykłej roślinności i jeszcze bardziej niezwykłych zwierząt. Ale te wszystkie cuda stanowiły aspekty świata natury, nie pozostały prawie żadne ślady działania ludzi. Na przykład starożytna cywilizacja Egiptu zniknęła całkowicie. Wielkie bloki monumentalnych budowli wciąż tkwiły nietknięte w pokładach piaskowca, a w Dolinie Królów nie było śladu istot ludzkich i tylko kilka płochliwych stworzeń przypominających szympansy, które Brytyjczycy nazywali małpoludami, kryło się w kępach drzew.
Żegluga wzdłuż wybrzeża Judei stanowiła prawdziwą odmianę. Nie było śladu Nazaretu ani Betlejem i żadnego śladu Chrystusa czy Jego Męki. Ale w pobliżu miejsca, gdzie znajdowało się Jeruzalem, rozpoczęła się mała rewolucja przemysłowa kierowana przez brytyjskich inżynierów. Josh i Bisesa zwiedzili odlewnie i place budowy, gdzie rozradowani inżynierowie i spoceni macedońscy robotnicy oraz paru bystrych greckich praktykantów budowali zbiorniki ciśnieniowe, takie jak wielkie kotły i prowadzili doświadczenia nad prototypowymi elementami do parowców i fragmentami torów kolejowych. Inżynierowie uczyli się porozumiewać w archaicznej grece, przetykanej takimi technicznymi terminami jak wał korbowy czy ciśnienie pary.
Podobnie jak gdzie indziej, wszędzie panował pośpiech, aby zakończyć budowę, zanim zostaną zapomniane umiejętności pierwszego pokolenia z czasów przed pojawieniem się Nieciągłości. Ale okazało się, że sam Aleksander, król-wojownik, odnosi się dosyć sceptycznie do spraw technologii. By zrobić na nim wrażenie, trzeba było skonstruować prototyp. Przypominał on trochę słynne aelolipile — w utraconych czasach stanowiły one mechaniczną nowość w Aleksandrii — i był zwyczajnym naczyniem ciśnieniowym z dwiema skośnymi dyszami, którymi wydobywała się para i które kręciły się w kółko jak zraszacz do trawników. Ale Eumenes natychmiast dojrzał nowe możliwości tego urządzenia.
Była to jednak ciężka praca. Brytyjczycy mieli tylko niewiele potrzebnych narzędzi, a infrastrukturę przemysłową, w tym kopalnie węgla i rudy żelaznej, trzeba było zbudować dosłownie od zera. Bisesa uważała, że może minąć dwadzieścia lat, zanim będzie możliwe skonstruowanie silników równie wydajnych i silnych jak, powiedzmy, maszyna parowa Jamesa Watta.
— Ale to znów się zaczyna — powiedział Abdikadir w całym królestwie Aleksandra pojawią się pompy pracujące w coraz głębiej drążonych kopalniach i parowce przemierzające kurczące się Morze Śródziemne, a wielkie sieci kolejowe przetną całą Azję i dotrą do stolicy Mongołów. To nowe Jeruzalem będzie warsztatem nowego świata.
— Ruddy byłby tym zachwycony — powiedział Josh. — Maszyny zawsze robiły na nim wielkie wrażenie. Są jak nowa rasa w nowym świecie, mówił. Mówił też, że transport to cywilizacja. Jeśli kontynenty będzie można połączyć za pomocą parowców i pociągów, może na tym nowym świecie nie będzie już wojen ani różnych narodów, oprócz jednego cudownego narodu, ludzkości!