Bisesa nie była geologiem, ale zastanawiała się, co musiało się stać głęboko w jądrze Ziemi, kiedy z zasadniczo odmiennych fragmentów powstawała nowa planeta. Jądro Ziemi stanowiła wirująca bryła żelaza wielkości Księżyca. Jeżeli szew sięgał samego środka Mira, we wnętrzu tej poskładanej byle jak miniaturowej, wewnętrznej planety muszą powstawać turbulencje. Prądy w warstwach zewnętrznych, w płaszczu, także musiałyby zostać zaburzone w wyniku wytrysków płynnej magmy, wysokich na setki kilometrów i nieustannie zderzających się ze sobą. Być może skutki takich głębokich burz są teraz odczuwalne na powierzchni planety.
Pole magnetyczne planety wytwarzane przez wielkie, żelazne, wirujące jądro, musiało ulec dramatycznej zmianie. Może to tłumaczyło te zorze i wadliwe działanie kompasów. Dawniej to pole magnetyczne chroniło kruche organizmy żywe przed deszczem promieniowania kosmicznego — ciężkich cząstek pochodzenia słonecznego i promieniowania resztkowego po wybuchu supernowych. Zanim pole magnetyczne powróci do dawnego stanu, pojawią się defekty wywołane promieniowaniem: nowotwory i liczne mutacje, z których większość będzie szkodliwa dla zdrowia. A jeśli warstwa ozonowa także została zniszczona, zwiększone natężenie promieniowania ultrafioletowego może tłumaczyć silniejsze działanie promieni słonecznych i wyrządzi dalsze szkody wszystkim organizmom żywym znajdującym się na powierzchni Ziemi.
Ale istniały także inne odmiany życia. Pomyślała o gorącej biosferze, dawnych ciepłolubnych organizmach, które przetrwały od najwcześniejszych czasów istnienia Ziemi, pozostając w pobliżu podmorskich kanałów wulkanicznych i głęboko wewnątrz skał. Promieniowanie ultrafioletowe na powierzchni nie będzie dla nich problemem, ale jeśli świat został rozszczepiony do samego jądra, ich dawne królestwo musiało zostać podzielone, tak jak na powierzchni. Czy tam, w głębi skał, także trwa powolne wymieranie, tak samo jak na powierzchni? I czy we wnętrzu tego świata też zagrzebane są Oczy, które obserwują to wszystko?
Flota żeglowała dalej, obserwując południowe wybrzeże Francji, a następnie wschodnie i południowe wybrzeże Hiszpanii, zmierzając w stronę Gibraltaru.
Było niewiele śladów człowieka, ale w skalistym terenie południowej Hiszpanii zwiadowcy natknęli się na ludzi krępej budowy ciała, z krzaczastymi brwiami i obdarzonych wielką siłą, którzy na widok Macedończyków umknęli. Bisesa wiedziała, że obszar ten był jedną z ostatnich enklaw neandertalczyków, gdy Homo sapiens posuwał się na zachód przez terytorium Europy. Jeżeli byli to rzeczywiście późni neandertalczycy, mieli powody, żeby mieć się przed ludźmi na baczności.
Aleksander był znacznie bardziej zaintrygowany samą cieśniną, którą nazywał Słupami Heraklesa. Ocean rozciągający się za tą bramą nie był całkiem nieznany w czasach Aleksandra. Dwa stulecia przed Aleksandrem Kartagińczyk imieniem Hanno, żeglując na południe, opłynął zachodnie wybrzeże Afryki. Istniały także nie do końca udokumentowane doniesienia o badaczach, którzy skierowali się na północ i odkryli dziwne, chłodne krainy, gdzie lód tworzył się latem, a słońce nie zachodziło nawet o północy. Aleksander wykorzystał nowo nabytą wiedzę o kształcie świata; takie dziwy były łatwe do wyjaśnienia, jeśli przyjąć, że poruszamy się po powierzchni kuli.
Aleksander marzył, żeby stawić czoło wielkiemu oceanowi po drugiej stronie cieśniny. Josh był za tym całym sercem, pragnąc nawiązać kontakt ze społecznością Chicago, która mogła być niezbyt odległa w czasie od jego własnej epoki. Ale sam Aleksander był bardziej zainteresowany dotarciem do nowej wyspy na środku Atlantyku, o której meldował Sojuz; był poruszony opisami Bisesy podróży na Księżyc i powiedział, że podbić kraj to jedno, ale być pierwszym człowiekiem, którego stopa tam stanie, to coś zupełnie innego.
Ale nawet Król miał ograniczenia. Przede wszystkim jego małe statki nie były w stanie żeglować dłużej niż przez kilka dni bez konieczności zawijania do brzegu. Spokojna perswazja doradców przekonała go, że nowy świat na zachodzie może poczekać. I z mieszaniną niechęci i oczekiwania Aleksander zgodził się wracać.
Flota pożeglowała z powrotem wzdłuż południowego brzegu Morza Śródziemnego. Podróż niczym się nie wyróżniała, wybrzeże Afryki było najwyraźniej niezamieszkane.
Bisesa znów zamknęła się w sobie. Tygodnie spędzone z wyprawą Aleksandra oderwały ją od intensywnych przeżyć związanych z badaniem Oka i dały czas na zastanowienie się nad tym, czego się dowiedziała. Teraz pustka zarówno morza, jak i lądu sprawiła, że tajemnice związane z Okiem znów odżyły w jej umyśle.
Abdikadira zwłaszcza Josh próbowali jakoś ją z tego wyrwać. Pewnej nocy, kiedy siedzieli na pokładzie, Josh szepnął:
— Wciąż nie rozumiem, skąd to wiesz. Kiedy patrzę na Oko, nie czuję nic. Jestem gotów uwierzyć, że każde z nas posiada wewnętrzne poczucie istnienia innych, że umysły, samotne wyspy na wielkim, mrocznym oceanie czasu, potrafią się odszukać. Dla mnie Oko to wielka tajemnica i najwyraźniej ośrodek budzącej grozę potęgi, ale to jest potęga maszyny, nie umysłu.
Bisesa powiedziała:
— To nie umysł, ale jakby kanał prowadzący do wielu umysłów. Oni są jak cienie na końcu ciemnego korytarza. Ale tam są. — Nie potrafiła słowami wyrazić tego rodzaju wrażeń, bo jak podejrzewała, żadna istota ludzka nie doświadczała dotychczas takich przeżyć. — Musisz mi zaufać, Josh.
Mocniej otoczył ją ramionami.
— Ufam ci i wierzę. Inaczej nie byłoby mnie tutaj…
— Wiesz, czasami myślę, że te wszystkie plastry czasu, które odwiedzamy, to po prostu urojenia. Fragmenty snu.
Abdikadir zmarszczył brwi, a jego niebieskie oczy zajaśniały w świetle lamp.
— Co przez to rozumiesz? Usiłowała wyrazić swoje wrażenia.
Myślę, że w pewnym sensie jesteśmy zawarci w Oku. — Wycofała się na bezpieczny grunt fizyki. — Pomyślcie o tym w taki sposób. Podstawowe elementy naszej rzeczywistości…
— Maleńkie struny — powiedział Josh.
— Właśnie. One nie są jak struny skrzypiec. Mogą rozmaicie owijać się wokół ukrytego stratum, które jest jak ich płyta rezonansowa. Wyobraźmy sobie pętle strun unoszące się swobodnie na powierzchni płyty, podczas gdy inne są owinięte wokół niej. Jeśli zmienimy wymiary stratum — jeśli uczynimy je grubszym — energia owiniętych strun wzrośnie, ale energia oscylacyjna pętli zmaleje. A to będzie miało wpływ na obserwowalny wszechświat. Jeżeli taki stan utrzyma się dostatecznie długo, dwa wymiary, długi i krótki, zamienią się miejscami… Są powiązane relacją inwersji przestrzennej…
Josh pokręcił głową.
— Pogubiłem się.
— Myślę, że ona mówi — powiedział Abdikadir — że w tym modelu fizyki odległości bardzo duże i bardzo małe są w pewnym sensie równoważne.
— Tak — powiedziała. — O to właśnie chodzi. Kosmos i cząstki subatomowe — jedno jest odwrotnością drugiego, jeśli spojrzeć na to we właściwy sposób.
— A Oko…
— Oko zawiera mój obraz — powiedziała — tak jak na mojej siatkówce znajduje się twój obraz, Josh. Ale myślę, że w wypadku Oka rzeczywistość mojego obrazu i obrazu świata to coś więcej niż sama projekcja.
Abdikadir zmarszczył brwi.
— Więc zniekształcone obrazy w Oku nie są jedynie cieniem naszej rzeczywistości. I manipulując tymi obrazami, Oko jakoś jest w stanie kontrolować to, co się dzieje w świecie zewnętrznym. Może właśnie w ten sposób wywołało Nieciągłość. Czy tak właśnie myślisz?
— Jak lalki voodoo powiedział Josh oczarowany tym pomysłem. — Oko zawiera świat voodoo… Ale Abdikadir niezupełnie ma rację, prawda, Biseso? Oko niczego nie robi. Powiedziałaś, że choć Oko jest cudownym narzędziem, jest tylko narzędziem. I że wyczuwałaś, jakąś obecność poza nim, która nim kieruje. Więc Oko nie jest żadnym demonicznym bytem. To jedynie… jedynie…