W głębi tańczono.
Szulk dalej błaznował. Proponował Leszczukowi coraz to inne potrawy, a wreszcie zawołał kelnera.
– Kartę!
I w tej samej chwili wyzwoliła się w nim złość.
– Jak pan stoi! – huknął. Proszę stać przyzwoicie! Cofam dys-po-zy-cję! Nie jestem przy-zwy-cza-jo-ny! Proszę jeszcze raz po-dejść i stanąć właściwie!
Ale dobrze już, dobrze – uspokajała go prezesowa. Lecz on już zupełnie stracił równowagę. Kelner, człowiek już starszy i zmęczony próbował się sumitować, ale nie dał mu przyjść do słowa.
– Ja nie zamierzam dyskutować! Proszę jeszcze raz podejść i przyjąć moje zlecenie w for-mie przy-zwo-i-tej! Zrozumiano?
Wszystkim zrobiło się nieprzyjemnie. To już było za grube chociażby ze względu na Maję. Ale w nim wyładowywała się wściekłość, tłumiona od dłuższego czasu. Jeżeli nie można zbesztać Leszczuka, to przynajmniej tego kelnera w jego obecności!
– Niech pan przestanie się rzucać – rzekła naraz z naciskiem Maja!
– Ja się nie rzucam – odparł zimno – tylko żądam przyzwoitej obsługi!
– To niech pan jej żąda w sposób przyzwoity – panie Szulk!
Zaniemówił! Jej ton! I to „panie Szulk”! Ależ ona się zapomina!
– Zechce pani łaskawie przyjąć do wiadomości, że nie jestem już dzieckiem i uwag nie przyjmuję od nikogo!
– A dlaczego? Jeżeli pan innym robi uwagi, to powinien pan również przyjmować je!
Nie można było wymiarkować, czy mówi poważnie, czy kpiąco. W każdym razie nutka lekceważenia była niewątpliwa i bolesna!
– Ja nie jestem zakochany w kelnerach! – odparł zjadliwie. Panna Ochołowska spojrzała na niego, jak na rzecz.
– Zgadł pan! Rzeczywiście – i nawet zaręczyłam się z jednym z nich – właśnie dzisiaj! – rzekła od niechcenia.
Wrażenie było piorunujące. Halimska pisnęła z cicha. Róża i Krzyska otworzyły usta, niepewne czy Maja to na serio… Ale gdy milczenie przedłużało się wszyscy zrozumieli, że tym razem nie żartuje. Wreszcie Szulk, przyglądając się z wysoka Leszczukowi, rzekł.
– A to… winszuję gustu.
Leszczuk z oczyma spuszczonymi nie ruszał się… Nie mógł skupić myśli, A Maja położyła rękę na jego rękach i powiedziała spokojnie, z głębokim westchnieniem radości.
– To jest mój narzeczony.
W tej chwili wpadł na salę korowód tańczących i przeciągał bez końca między stolikami, aby wreszcie zniknąć w następnych drzwiach. Damy i kawalerowie mknęli w rytmicznych przegibach, z balonikami, z rękami wzniesionymi, ściągając w przelocie obrusy, wywołując radosne zamieszanie.
Musieli się usunąć przed tym swawolnym najściem. Wstali.
– Dosyć – rzekł Szulk. – Ja płacę!
Sięgnął do kieszeni, podczas gdy kelner podawał rachunek. Ale ręka jego powróciła z niczym, a na twarzy odbiło się zdziwienie.
– Nie mam pugilaresu – oświadczył. – A miałem jeszcze przed pięcioma minutami.
Panowie pośpieszyli z pomocą, wyjmując swoje pugilaresy. Zaczęli się rozglądać na wszystkie strony, jakby pugilares Szulka zawisł gdzieś w powietrzu.
– A może wypadł panu z kieszeni – odezwała się prezesowa.
– Miałem go tutaj, w tylnej kieszeni spodni – demonstrował Szulk, uchylając poły fraku.
– A może pan zapomniał w szatni, przecież nikt panu nie mógł go wyjąć tu taj.
– Nie, miałem go na pewno! – powiedział i zwrócił się do Leszczuka, który siedział koło niego. – Może pan wstanie – rzekł – zobaczymy czy się nie zawieruszył z tej strony.
Leszczuk poruszył się, ale nie wstał. Zapanowało milczenie. Wszystkich uderzyło to, że tylko on jeden siedzi, podczas gdy reszta towarzystwa już dawno powstała z miejsc.
Maja zbladła. Spostrzegła róg pugilaresu za Leszczukiem, pomiędzy jego plecami a oparciem krzesła. Gdy chłopak poruszył się, pugilares opadł głębiej. Uczuł to i znieruchomiał.
– Noo?… – rzekł Szulk powoli.
Ale w tej samej chwili Maja nachyliła się i z całej siły uderzyła go w twarz. Binokle spadły mu z nosa. Powstał zamęt Panie rzuciły się między nich, prezesowa krzyknęła przeraźliwie.
– Oszalała!
A Maja przez ten czas złapała pugilares i wsunęła go do swej torebki. Jednocześnie szarpnęła Leszczuka. Wstał. I kiedy tak stali przy sobie, wszyscy znowu po raz nie wiedzieć który doznali wrażenia, że to jest para – że oni są ze sobą identyczni.
– Ha! – rzekł Szulk. – Pani mi uniemożliwiła wezwanie policji!
Wszyscy prędko ruszyli do szatni. Maja i Leszczuk zostali.
– Fiu! Fiu! – zawołał pan Pitulski, przechodząc obok nich, z wyżyn swojego romansowego nosa.
– Chodźmy – powiedziała Maja.
Rozdział XV
Skandal z panną Ochołowską rozszedł się szeroko w „towarzyskich sferach” stolicy. Na prawo i lewo rozpowiadał o tym Szulk, a przyjaciółki Maji zwierzały tę historię w najgłębszej tajemnicy. Nareszcie poznano sekret pięknej Maji, która w ciągu swego niedługiego pobytu w Warszawie zdążyła już zainteresować wszystkich swoim niepokojącym sposobem bycia. Zakochana w pikolaku! Zaręczona z pikolakiem, który nota bene poszlakowany jest o „zwędzenie” pugilaresu Szulkowi!
Tłumy pędziły do baru Europejskiego, ale Leszczuka już tam nie było. Nazajutrz po balu wymówiono mu miejsce, wskutek zapewne interwencji Szulka.
A Maja znalazła – się naraz zupełnie odosobniona. Całe stadko prezesowej odsunęło się od niej gładko i natychmiast. Nawet Róża rozluźniła z nią stosunki. Już nie zapraszano jej na dansingi i zabawy. Pozostał jej tylko Maliniak i do szału przez niego doprowadzona markiza.
Zresztą nie gniewała się o to. Nie potrzebowała ludzi. Żyła jak w transie. – Nie! Nie ukradł! – wmawiała sobie. – Nie ukradł! Nie! To niemożliwe! Jak to?! Akurat wtedy, kiedy ona na koniec przyznała się do niego! Ale oczywistość przeczyła temu. Któż mógł ukraść, jeśli nie on? Lecz jeszcze jedna wizja Leszczuka prześladowała Maję – zamknąwszy oczy widziała jego szczerą, przyjazną twarz – zdawało się to niemożliwe! A jednak w Połyce dopuścił się kradzieży!
A kiedy przypominała sobie, jak ordynarnie, po prostacku jadł tę sałatkę – i pocił się – orientowała się, że to jest typ obcy, z innego środowiska, o którym ona nic nie może wiedzieć na pewno i dla którego dostępne jest każde chamstwo!
Lecz jeszcze jedna wizja Leszczuka prześladowała Maję – z sinymi ustami, z twarzą przez te usta ohydnie odmienioną. I wtedy zdawało się jej, że to musi być człowiek chory, zdegenerowany – czemu znowu przeczyło jego niewątpliwe fizyczne zdrowie, widoczne na pierwszy rzut oka. Gubiła się w tych sprzecznościach.
Kiedy zaraz po opuszczeniu balu napadła na niego, żeby się raz przyznał – przysięgał się, że nie ukradł! Nie mogła nic z niego wydobyć, jak tylko to, iż wie, kto mu podsunął ten pugilares. Ale mówił to dziwnie. Maja czuła, iż odnosi się do niej z niedowierzaniem.
I czyż można było się dziwić? Przecież ona od pierwszej chwili swojej z nim znajomości zachowywała się – co najmniej ekscentrycznie.
I prawdę mówiąc, ona sama odnosiła się do siebie z coraz większym niedowierzaniem. Skandal na balu – policzek wymierzony Szulkowi – schowanie pugilaresu – cały ten splot czynów brutalnych, trywialnych, nawet nieuczciwych mógł wytrącić z równowagi osobę stokroć lepiej osadzoną w sobie, niż Maja. A jednocześnie wszystkie te czyny były jakieś naiwne, poniżające, a zarazem dziecinne, nieomal – głupie.
I Maja znowu nic nie wiedziała! Czy ona jest dziecinna i naiwna? Czy zepsuta i cyniczna? Czy trywialna i pospolita? Jaka jest i do czego jest zdolna? Wszystko było – niejasne i mętne, przypadkowe.