Выбрать главу

- Dokąd prowadzi las, w którym zniknęła Elza? - spytał Adalbert.

- To zależy. W góry... Do Attersee, Traunsee... Wszędzie tam czyhają przeszkody i niebezpieczeństwa, a sądzę, że ona nie zna tych stron lepiej niż pan... Biedna, biedna Elza!

Głos dziewczyny załamał się przy ostatnich słowach. Domyślając się, że dziewczyna wybuchnie szlochem, Aldo wyciągnął do niej ręce, lecz ona pobiegła w stronę domu.

- Dajmy jej spokój! - rzucił Adalbert. - Teraz potrzebuje tylko babki... Wsiądźmy lepiej do auta i spróbujmy coś zrobić.

Za radą Józefa, który dal im mapę, pojechali w górę do Weissenbach i Bergau w stronę Attersee, zatrzymując się często i wsłuchując w odgłosy nocy. Księżyc schował się za chmurami. Było ciemno choć oko wykol, zimno i obaj myśleli o kobiecie w cienkiej sukience z satyny, galopującej na oślep przed siebie. Czy nic się jej nie stało? Koń mógł się spłoszyć, zahaczając o niską gałąź. Zachwycająca przyroda tego zakątka Austrii usianego wodospadami i wielkimi, spokojnymi jeziorami, wydawała im się teraz groźna i naszpikowana śmiertelnie groźnymi pułapkami.

- O czym myślisz? - spytał nagle Morosini, zapalając kolejnego papierosa.

- Staram się nie myśleć o niczym...

- Boisz się, że ucieczka Elzy będzie miała tragiczny finał, prawda?

- Jestem tego pewien... To nie może się skończyć inaczej. - Z powodu opalu? Ty również wierzysz w jego złą moc? - Zgubna moc szafiru została udowodniona, podobnie jak diamentu. Myślę, że ten przeklęty kamień nie różni się od pozostałych. Ale tym razem zastanawiam się, czy nasze poszukiwania na tym się nie skończą. A jeśli Elza zniknie?

- Nie przypisuj jej mocy nadprzyrodzonej; nawet jeśli czasem sprawia takie wrażenie, nie jest zjawą. A więc starajmy się myśleć realistycznie! Załóżmy, że zginie w wypadku. Myślę, że wtedy hrabina zgodzi się sprzedać nam kamień, którego nie będzie miała ochoty dłużej przetrzymywać. Najlepiej jak najszybciej, nim Solmański znowu pojawi się na horyzoncie.

- Druga możliwość: znajdujemy ją, nic jej się nie stało... i co wtedy? Pamiętaj, że dla niej ten klejnot jest talizmanem.

- Wiem. Wtedy, trzeba będzie wrócić do tego, co postanowiliśmy w Hallstatt: wykonać kopię klejnotu, co powinno się udać, gdyż z pewnością dostaniemy jego fotografię. Jest to oczywiście bardzo drogie rozwiązanie, ale za to najlepsze. Elza zachowa klejnot, w który będzie mogła wierzyć, ile tylko zapragnie.

- Myślisz, że Liza się zgodzi? Zawsze wzdragała się przed kupczeniem.

-1 to cię martwi? - spytał Aldo sarkastycznie.

- Trochę, i nie mogę uwierzyć, że ciebie nie.

- Uczucia nie mają tu nic do rzeczy! Liczy się tylko nasza misja, gdyż od jej powodzenia zależą losy całego narodu!

Adalbert nie odpowiedział, skupiwszy całą uwagę na drodze.

Wkrótce spotkali Fritza i jednego z koniuszych, którzy trzymając konie za uzdy, próbowali odnaleźć w ciemnościach ścieżkę. Oni także nie natrafili na żaden ślad.

Już świtało, kiedy wrócili do Rudolfskrone. W willi zastali dwóch żandarmów oraz atmosferę smutku i przygnębienia. Ani Elza, ani klacz nie powróciły. Co więcej, Liza także gdzieś przepadła.

- Panowie muszą jak najszybciej odpocząć! - rzuciła von Adlerstein, której zmęczona twarz i zgaszone spojrzenie wyraźnie zdradzały niepokój. - Zachowaliście się jak prawdziwi przyjaciele, doprawdy nie wiem, jak mam wam dziękować.

- Czy na pewno już nas pani nie potrzebuje?

- Na pewno. Ale przyjdźcie na kolację. Jeśli będą jakieś nowiny, zawiadomię was.

Dwie godziny później pojawił się Fritz, przywożąc straszne nowiny: Liza wróciła z klaczą. Kiedy dotarła do wodospadu, dokąd Elza lubiła ostatnio chodzić, zauważyła konia i uzdę zahaczoną o gałąź. Najmniejszego śladu amazonki, tylko biała mantylka leżąca u podnóża skały.

- Pojechała w innym kierunku - powiedział Fritz. - Tam nie szukano. Nawet nie wiemy, którą drogą dotarła do wodospadu, ale jedno jest pewne: musiała wpaść do wody. To straszne...

- Mieliśmy rację z przyjacielem, twierdząc, że to bieg ku zatraceniu - rzekł Morosini.

- Chciała wyjechać narzeczonemu naprzeciw, a spotkała ją śmierć. Wyciągnęła do niego ręce...

Zapadła grobowa cisza, której Fritz nie mógł znieść.

- Mam nadzieję, że się spotkamy wieczorem u ciotki Vivi? Oczywiście odłożyliście wyjazd do Wiednia? A pan? Co pan postanowił? - dodał po chwili lekkiego wahania.

- Muszę się pożegnać - westchnął Aldo. - i wracać do domu. Ale podtrzymuję moje zaproszenie.

- To miło z pańskiej strony, lecz teraz lepiej będzie, jeśli zostanę w Rudolfskrone, póki trwają poszukiwania. Może później - dodał z miną pieska mającego nadzieję na przysmak. - Kiedy Liza stąd wyjedzie lub będzie miała mnie dość...

- Miło będzie pana gościć! - odparł Aldo szczerze. Polubił tego niezgrabnego chłopca, wzruszającego w swojej upartej, beznadziejnej miłości. Fritz pomylił epoki. Czas trubadurów i szlachetnych rycerzy wzdychających całe życie do niedostępnej piękności dawno minął.

- Niech pan koniecznie przyjedzie do Wenecji - zakończył Aldo, ściskając dłoń młodziana. - Zobaczy pan! Serenissima potrafi zdziałać cuda! Niech pan zapyta Lizę!

- Cudownie byłoby pojechać tam z Lizą!

Kiedy zostali sami, Morosini i Vidal-Pellicorne pogrążyli się w myślach. Pierwszy odezwał się Adalbert, wyrażając odczucia ich obydwu.

- Tym razem wszystko skończone! Nie udało nam się uratować biednej kobiety i opal spoczął wraz z nią na dnie wodospadu. To prawdziwa katastrofa.

- Może uda się odnaleźć ciało?

- Nie wierzę. Ale jeśli pozwolisz, zostanę tu jeszcze kilka dni i poczekam na dalszy bieg wypadków.

- A zostań sobie, jak długo chcesz!

Archeolog poczerwieniał nagłe jak piwonia aż po czubki włosów.

- No bo... mógłbyś pomyśleć, że szukam okazji, aby zostać jak najdłużej z Lizą.

- Nie mam nic przeciwko temu. Nie roszczę sobie żadnego prawa do panny Kledermann, podobnie jak nie mam złudzeń co do tego, jakimi ona darzy mnie uczuciami. Ciebie lubi, a zatem...

- Jak mawia Fritz, porzućmy marzenia! Potem, pojadę do Zurychu i postaram się spotkać z Szymonem. Powinien o wszystkim dowiedzieć się jak najszybciej.

- Na twoim miejscu najpierw udałbym się do pałacu Rothschildów w Wiedniu. Baron Ludwik z pewnością będzie wiedział, gdzie obecnie zatrzymał się jego stary przyjaciel, rzekomy baron Palmer... Dzięki temu, będziesz mógł spędzić kilka dni więcej z Lizą.

Adalbert, któremu wzruszenie odjęło mowę, chwycił przyjaciela w ramiona i ucałował z dubeltówki.

Następnego dnia rano Morosini opuszczał Bad Ischl, zasiadłszy za kierownicą fiata. Był sam.

Część trzecia

Trąd w Wenecji

Rozdział dwunasty

W potrzasku

Morosini pierwszy raz wracał do domu samochodem. Dotychczas, jak każdy prawdziwy, zakochany w lagunie wenecjanin, przemieszczał się drogą wodną. A na podróże zagraniczne wybierał wielkie europejskie ekspresy - wygodne, luksusowe hotele na szynach.