Выбрать главу

Z drwiącym uśmiechem na ustach Morosini ukłonił się i wyszedł z pokoju, by nie słuchać krzyku wściekłości, którego grube mury nie były w stanie zagłuszyć. Anielka wyładowywała złość na przedmiotach, lecz jeśli to miała być cena spokoju, książę był gotów na takie poświęcenie.

*   *   *

Godzinę później, po zimnym posiłku, Aldo w towarzystwie komisarza Warrena i Hieronima Buteau udał się do biblioteki, gdzie podano kawę, hawańskie cygara i francuskie trunki. Komisarz kończył opowiadać o długim pościgu uwieńczonym aresztowaniem Solmańskiego, o dyskretnym patrolowaniu transatlantyków, drobiazgowym i zakamuflowanym śledztwie w Whitechapeł i o śledzeniu podejrzanego, od kiedy tylko postawił stopę na brytyjskiej ziemi, znacząco wspieranym przez Johna Suttona, którego nie opuszczała nienawiść do tegoż przestępcy.

- To również zasługa pańskiego przyjaciela, Bertrama Cootesa** - powiedział Warren. - Ten gryzipiórek jest urodzonym szperaczem. To on, po kradzieży w Tower, był świadkiem kłótni dwóch złodziei, co pozwoliło ich aresztować. Ponieważ nie mieli już kamienia, zadenuncjowali zleceniodawcę. Lecz było za późno: uciekł swoim aniołom stróżom i spokojnie wsiadł na statek odpływający do Francji, akurat wtedy, gdy zdobyłem pewność, że to on jest zabójcą Wosińskiego. Dlatego, by móc go zatrzymać, musiałem zdobyć międzynarodowy nakaz aresztowania, a Ministerstwo Spraw Zagranicznych zawsze daje się prosić, wymyślając tysiące mętnych powodów. Na szczęście francuski Urząd Bezpieczeństwa pomógł mi go śledzić aż do granicy szwajcarskiej, lecz potem nastąpił całkowity blackout*.

* Blackout - zjawisko utraty przytomności przez pilota samolotu w wyniku odpłynięcia krwi mózgu na skutek przeciążeń występujących podczas powietrznych ewolucji (przyp. red.).

Nie traciłem jednakże nadziei: musiałem schwytać tego człowieka i starając się więcej o nim dowiedzieć, zrobiłem wszystko, by zebrać dowody, które były mi potrzebne. Kiedy otrzymałem wiadomość od niejakiego Schindlera, dyrektora policji w Salzburgu, który doniósł mi o wielce interesujących sprawach, udałem się do premiera. Równocześnie Paryż poinformował mnie, że kurier z Wenecji przyjeżdża regularnie do hotelu Meurice, skąd wysyłano go do Monachium. Na szczęście ostatnia wiadomość przyszła do Paryża i mogliśmy ją przechwycić. Pochodziła od lady Ferrals i była jedną z wielu. W ostatniej młoda dama wyrażała zdziwienie, że ojciec opóźnia przyjazd, i nalegała, by się pośpieszył, dodając, że pan, książę, wkrótce wróci. Resztę już pan zna.

Uważając, że tak długą mową zasłużył na łyk koniaku, Gordon Warren napełni!

sobie kieliszek. Zamknąwszy oczy, smakował alkohol w ustach, po czym spytał:

- Co pan teraz zamierza?

Pytanie komisarza wyrwało Morosiniego z zamyślenia. - W jakiej materii? - spytał zmęczonym głosem.

- Oczywiście pańskiego małżeństwa. Jest pewne, że został pan schwytany w pułapkę, podobnie jak niegdyś nieszczęsny Eryk Ferrals, a pańscy przyjaciele - do których sam się zaliczam - woleliby, żeby nie spotkał pana podobny los. Jestem pewien, że to ona go otruła. Wiem to, czuję, ale na nieszczęście mam związane ręce!

- Dlaczego? - spytał Hieronim. - Nie ma pan dowodów?

- Nawet gdybym je miał, byłyby nieskuteczne. W Anglii nie można być sądzonym dwa razy w tej samej sprawie. Lady Ferrals została uniewinniona.

- Myślę o innym sądzie, o sądzie papieskim, przed którym zamierzam prosić o unieważnienie mojego małżeństwa zawartego vi coactus*.

* Vi coactus (tac.) - ulegając sile, będąc zmuszonym (przyp. red.).

- Tylko w ten sposób może się pan uwolnić - westchnął komisarz - lecz apeluję o ostrożność. Podejmując kroki, musi się pan postarać, żeby były możliwie jak najdyskretniejsze, gdyż naraża się pan na wielkie niebezpieczeństwo. Lady Ferrals zadała sobie zbyt wiele trudu, by wyjść za pana, i tak łatwo nie wypuści zdobyczy. Myślę, że na razie użyje innej broni: to jedna z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widziałem.

- Jej urok od dawna już na mnie nie działa. Może dlatego, że nie cierpię wszystkiego, co mętne, wątpliwe i dwuznaczne.

- Cieszy mnie to niezmiernie! Tak czy inaczej, proszę posłuchać mej rady i mieć się na baczności!

*   *   *

Morosini, przeczuwając, że tej nocy nie zmruży oka, w ogóle się nie położył. Świt zastał go przy oknie, za którym mgliste niebo zlewało się z szarówką zalegającą nad Canale Grandę. Trwał w oczekiwaniu pierwszej różowej poświaty, nadziei na słońce, która przebije mglisty i wilgotny kokon spowijający jego ukochane miasto... Pierwszy raz w życiu czuł się w nim jak więzień, jak zbrodniarz oczekujący na przewiezienie do lochu.

Przy bramie pałacu nie było już milicjanta na straży. Podstępna, faszystowska dżuma zalewała Włochy jak plama oleju. Sama Wenecja została nią skażona aż po fundamenty. I jego najbliższa rodzina. Adriana, którą tak kochał, odmieniona była przez miłość do mężczyzny i pieniędzy tak bardzo, że przyłożyła rękę do zamordowania kobiety, od której doznała samej dobroci i czułości! To zdawało się mu najgorsze.

Co miał z nią zrobić? Zabić, tak jak poprzysiągł? Jeśli taka była cena spokoju duszy jego matki, dlaczego nie...? Nie czuł do Adriany niczego poza odrazą i obrzydzeniem, podobnie jak do kreatury, która przebywała w pokoju obok. Czy istniało jakieś powiązanie między Adriana a Anielką?... Co się wtedy stanie z nim i jego bliskimi, wziętymi w dwa ognie nienawiści? Nie, trzeba było coś z tym zrobić!

Około dziesiątej rano Morosini udał się do mecenasa Massarii, by sporządzić testament na korzyść Hieronima Buteau, Adalberta Vidal-Pellicorne'a oraz Ceciny i Zachariasza. Po czym, znacznie spokojniejszy, wrócił do domu, aby zająć się zaległymi sprawami. Jeśli umrze, Anielka i Adriana niczego nie dostaną.

*   *   *

Luksemburski bankier zamknął szkatułkę ze złotą klamrą wysadzaną rubinami, włożył ją do kieszeni, ścisnął wylewnie dłoń Morosiniego i założył rękawiczki.

- Nie wiem jak panu dziękować, książę! Moja matka będzie szczęśliwa, otrzymując na Boże Narodzenie klejnot rodzinny, który zaginął przed stu laty. To prawdziwa niespodzianka! Jest pan cudotwórcą, drogi książę!

- Pan mi w tym pomógł. Jest pan cierpliwy, a ja uparty: reszty dopełnił łut szczęścia...

Patrzył, jak jego klient wsiada do gondoli, którą Zian miał go zawieźć w okolice dworca. Do Bożego Narodzenia zostały dwa dni i Luksemburczyk nie miał ani chwili do stracenia.

Tymczasem on sam nie podzielał radości klienta. Zbliżające się święta pogłębiły jego apatię, zwłaszcza kiedy przypominał sobie poprzednie. Rok temu o tej porze, jemu i Adalbertowi udało się przekazać Szymonowi Arono-wowi diament Burgundczyka. Poza tym mieszkańcy pałacu Morosinich, mimo nieobecności Miny przy wigilijnym stole, świętowali radośnie wraz z ciotką Amelią, Marią Andżeliną i Adalbertem Vidal-Pellicorne'em. Wszyscy szczęśliwi, że mogą przebywać z Aldem w te najpiękniejsze święta w roku.

Tym razem niepowodzenie goniło niepowodzenie: opal przepadł na zawsze, a najbliższa rodzina Aida składała się z podejrzanej kobiety i kryminalisty czekającego na wyrok.

A przy stole miało zabraknąć drogich mu osób. Pani de Sommieres, złożona grypą, leżała przykuta do łóżka w swym paryskim pałacu pod opieką Marii Andżeliny. Adalbert pewnie spędzi święta w Wiedniu z Lizą i jej babką... W końcu, dlaczego miałby się pozbawić takiej radości?