Выбрать главу

Nagle książę poczuł dreszcze i zaczął kichać. To nierozsądne tak stać w oknie i wystawiając się na wiatr znad laguny, rozpamiętywać niepowodzenia. Równie dobrze można to było zrobić w głębi domu.

Kiedy już miał odejść, jego uwagę zwrócił jakiś ruch w oddali. W stronę rio Ca Foscari skręciła gondola z hotelu Danieli, kogoś wioząc. Obok gondoliera widać było elegancką postać w czapce i futrze z niebieskiego lisa. Sądząc po sylwetce, była to kobieta. Kiedy się odwróciła, serce Aida zabiło mocniej. Ale łódka przybijała już do schodów i zanim Aldo zdążył ochłonąć, z gondoli na pałacowe schody wyskoczyła Liza.

- Dzień dobry! - krzyknęła. - Niespodzianka!

Od tej młodej kobiety biło takie światło i ciepło, że Aldo zapomniał o dreszczach. Musiał się opanować, by nie chwycić jej w ramiona, lecz zadowolił się podaniem dłoni.

- Rzeczywiście, nie spodziewałem się pani! Właśnie gryzłem się ponurymi myślami, kiedy pojawiła się pani, i nagle świat pojaśniał. Co za szczęście widzieć tu panią dzisiaj!

- A czy moglibyśmy wejść do środka? Zmarzłam na kość... - Oczywiście!

Aldo zaprowadził Lizę do gabinetu. Zachariasz, który nadszedł z herbatą, ujrzawszy Lizę, postawił tacę na kufrze i zakrzyknął:

- Panienka Liza!... Co za niespodzianka! A to się Cecina ucieszy!

I zanim zdołano go zatrzymać, żwawo podreptał w stronę kuchni, myśląc tylko o tym, jaką radość sprawi swej żonie. Tymczasem Aldo wprowadził Lizę do dużego salonu o ścianach wyłożonych materiałem w słonecznych kolorach, gdzie tak często pracowali razem.

Dawna sekretarka z przyzwyczajenia usiadła w fotelu, w którym siadywała, stenografując listy dyktowane przez Morosiniego. Zanim jednak zamienili pierwsze słowa, drzwi otworzyły się z hałasem i do pokoju wparowała Cecina, która śmiejąc się i płacząc na przemian, rzuciła się na Lizę, nieomal miażdżąc ją potęgą swego entuzjazmu.

- Na wszystkich świętych, to ona, to ona we własnej osobie! Nasza mała!... O Najświętsza Panienko, co za prezent nam uczyniłaś na Boże Narodzenie!

- Jeśli jeszcze ma pani jakieś wątpliwości co do uczuć, jakimi darzą panią mieszkańcy tego domu, to chyba właśnie się rozwiały - rzucił Aldo, kiedy Lizie udało się uwolnić z wykrochmalonego fartucha Ceciny. - Mam nadzieję, że pani zostanie z nami?

- Dobrze pan wie, że to niemożliwe. Tak jak w ubiegłym roku, wracam do Wiednia do babki, która prosiła, by przekazać panu serdeczności. Bardzo pana lubi.

- Ja również! To wspaniała kobieta! Jak się czuje?

- Bardzo dobrze. Czeka na mego ojca i macochę. Co ją zachwyca tylko w połowie, lecz względy gościnności obligują i nie chcę, by sama musiała podołać temu obowiązkowi, bez żadnej pomocy.

- No, a ten nagły przyjazd do Wenecji? Czy to aby naprawdę do nas?

Nie odważył się powiedzieć „do mnie", chociaż miał taką nadzieję.

W tej właśnie chwili zdał sobie sprawę, co naprawdę czuje do Lizy. Zrozumiał, dlaczego nie kocha już Anielki, dlaczego już nigdy nie będzie mógł jej kochać, zakładając, że to, co do niej kiedyś czul, było miłością.

- Oczywiście, że do was! Kocham Wenecję... ale czymże by była bez was wszystkich? Chociaż, szczerze mówiąc, jest jeszcze coś.

Echo czyichś szybkich kroków przerwało w pół jej słowa. Księciu pociemniało przed oczami, a Cecina schowała się w cieniu biblioteki.

Do biura weszła Anielka. Na jej widok wszyscy umilkli.

- Przepraszam, jeśli przeszkadzam - rzuciła jasnym głosem - lecz chciałabym wiedzieć, Aldo, co z kolacją u Calergich? Zamierza pan tam pójść czy nie?

- Pomówimy o tym później - odparł książę, pobladłszy ze złości. - To nie miejsce i czas, by o tym rozmawiać. Czy może nas pani zostawić?

- Jak pan sobie życzy.

Anielka wzruszyła pogardliwie ramionami i wyszła z salonu. Wokół jej zgrabnych nóg zawirowała zwiewna sukienka z jasnej żorżety.

Liza wstała. Ona również pobladła. Skierowała na Aida wzrok, w którym zaskoczenie mieszało się z niezrozumieniem.

- Czy mnie oczy mylą?... To była lady Ferrals? Odpowiedź nie mogła księciu przejść przez usta... Ale trzeba było...

- Rzeczywiście, lecz teraz nosi inne nazwisko...

- Chyba nie nazywa się... Morosini?... Och, to straszne! Liza również chciała wybiec z pokoju, lecz Aldo zatrzymał ją siłą.

- Chwileczkę, niech pani zaczeka! Tylko chwilę! Proszę mi pozwolić wytłumaczyć...

- Niech mnie pan wypuści! Tu nie ma nic do wyjaśniania! Chcę odejść... Nie zostanę ani chwili dłużej!

Jej ton zdradzał najwyższe wzburzenie. Cecina postanowiła przyjść księciu z pomocą.

- Książę zaraz wszystko wytłumaczy! To nie jego wina!

- Niech mu pani przestanie matkować, Cecino! Ten wielki gamoń jest na tyle dorosły, żeby wiedzieć, co robi... a poza tym, zawsze wiedziałam, że kocha tę kobietę.

- Ależ nie, pani nic nie rozumie...

- Dość tego, Cecino! Bardzo panią lubię, ale proszę nie żądać ode mnie zbyt wiele! Adieul

Pochyliła się, by ucałować starą przyjaciółkę, po czym odwróciła się do Aida, który zdał sobie sprawę, że właśnie stało się nieodwracalne, i nie próbował nawet oponować.

- Byłabym zapomniała, jaki jest mój prawdziwy powód przybycia! Proszę! - dodała, rzucając na stół mieszek z czarnej skóry. - Weźcie go sobie! Odnaleźliśmy ciało Elzy...

Spadając na papiery, sakiewka otworzyła się, uwalniając opal w oprawie z diamentów.

Diamenty się roziskrzyły, a z tajemniczych głębi opalu zdawały się wydobywać wszystkie odcienie światła.

Aldo tylko na moment odwrócił wzrok. To wystarczyło. Panny Kledermann nie było już w salonie.

Nawet nie próbował jej dogonić. Co miał jej powiedzieć?

Patrząc na klejnot, którego nie śmiał dotknąć, słyszał oddalający się odgłos silnika łodzi, którą odpłynęła Liza. Daleko, bardzo daleko. Zbyt daleko, by kiedykolwiek mógł ją spotkać..

Saint-Mande, grudzień 1995 r.