– Interesuje mnie samochód, który przyholował pan w niedzielę.
– Proszę zaczekać chwilkę, aż to skończę.
Dziesięć minut później Mandel wyszedł z kanału i wytarł zatłuszczone ręce w brudną ścierkę.
– To pan dzwonił dziś rano? Czyżby chodziło o reklamację? – spytał Mandel. – Nie odpowiadam za…
Ależ nie – zapewnił go Robert. – Prowadzę pewne badania i interesuję się kierowcą tego samochodu.
– Proszę do biura.
Weszli do małego pokoiku. Mandel otworzył szafkę z dokumentami.
– Powiedział pan w ostatnią niedzielę?
– Tak jest.
Mandel wyciągnął kartę.
– Ja. To ten Arschflcker, który robił nam zdjęcia na tle UFO. Dłonie Roberta zrobiły się nagle wilgotne.
– Widział pan UFO?
– Ja. Mało się nie porzygałem.
– Czy może je pan opisać? Mandel wzruszył ramionami.
– Sprawiało… sprawiało wrażenie żywej istoty.
– Słucham?
– To znaczy… otaczało je światło o zmieniających się barwach. Najpierw było niebieskie… potem zielone… Nie wiem. Trudno to opisać. I te małe istoty w środku. Nie ludzie, tylko… – urwał.
– Ile ich było?
– Dwie.
– Żyły?
– Według mnie były martwe – potarł brew. – Cieszę się, że mi pan wierzy. Próbowałem opowiedzieć o tym swoim znajomym, ale wyśmiali mnie. Nawet moja żona myśli, że się upiłem. Ale ja wiem, co widziałem.
– A ten samochód, który pan holował… – powiedział Robert.
– Ja. Renault. Miał wyciek oleju i zatarły mu się łożyska. Holowanie kosztowało sto dwadzieścia pięć franków. W niedzielę liczę podwójnie.
– Kierowca zapłacił czekiem czy kartą kredytową?
– Nie honoruję ani czeków, ani kart kredytowych. Zapłacił gotówką.
– Frankami szwajcarskimi?
– Nie, funtami.
– Jest pan pewien?
– Tak. Pamiętam, bo musiałem sprawdzić kurs wymiany.
– Panie Mandel, czy zapisał pan może numer rejestracyjny wozu?
– Oczywiście – powiedział Mandel. Spojrzał na kartę. – Samochód należał do firmy Avis. Został wynajęty w Genewie.
– Czy byłby pan łaskaw dać mi numer rejestracyjny?
– Naturalnie, czemu nie? – Napisał numer na kawałku papieru, który następnie wręczył Robertowi. – A tak w ogóle, to o co chodzi? O to UFO?
– Nie – powiedział Robert najszczerzej, jak tylko potrafił. Wyciągnął portfel i pokazał legitymację. – Pracuję dla IAC, Międzynarodowego Klubu Samochodowego. Moja firma przeprowadziła ankietę na temat samochodów holowniczych.
– Aha.
Robert opuścił warsztat myśląc oszołomiony: Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z cholernym UFO i dwójką martwych kosmitów. W takim razie czemu generał Hilliard kłamał, skoro wiedział, że Robert odkryje, iż chodzi o katastrofę latającego talerza?
Mogło być tylko jedno wytłumaczenie i Robertem wstrząsnął nagle zimny dreszcz.
Rozdział 12
Olbrzymi statek baza unosił się bezgłośnie w ciemnej przestrzeni, pozornie tkwiąc w miejscu, a w rzeczywistości lecąc z prędkością ponad trzydziestu pięciu tysięcy kilometrów na godzinę, idealnie zsynchronizowany z ruchem obrotowym Ziemi. Na jego pokładzie sześciu kosmitów wpatrywało się w trójwymiarowy ekran, zajmujący całą jedną ścianę pojazdu kosmicznego. W miarę obrotu planety Ziemia obserwowali na monitorze holograficzne obrazy tego, co leżało pod nimi, a elektroniczny spektrograf analizował skład chemiczny prezentowanych obszarów. Atmosfera nad lądami, nad którymi przelatywali, była silnie zanieczyszczona. Kominy wielkich fabryk wyrzucały w powietrze gęste, czarne, trujące gazy, a nie podlegające biodegradacji odpady gromadzono na hałdach i wyrzucano do mórz.
Kosmici spoglądali na oceany, niegdyś błękitne i czyste, teraz czarne od ropy i brunatne od ścieków. Wielka Rafa Koralowa zrobiła się biała, ryby masowo ginęły. W dżungli amazońskiej w miejscu, gdzie wycięto drzewa, ział olbrzymi, jałowy krater. Zainstalowane na statku przyrządy wykazywały, że temperatura na Ziemi jeszcze wzrosła od czasu ich poprzedniej wizyty, która miała miejsce trzy lata temu. Na znajdującej się pod nimi planecie widzieli ślady toczonych wojen, które również sączyły truciznę do atmosfery.
Kosmici porozumiewali się telepatycznie.
– Ziemianie nic się nie zmienili.
– Jaka szkoda! Niczego się nie nauczyli.
– Damy im nauczkę.
– Czy próbowaliście porozumieć się z naszymi zwiadowcami?
– Tak. Coś się musiało stać. Nie odpowiadają.
Trzeba ponawiać próby nawiązania kontaktu. Musimy odszukać ich statek.
Na Ziemi, tysiące metrów poniżej orbity statku kosmicznego, Robert połączył się ze specjalnego telefonu z generałem Hilliardem. Niemal natychmiast usłyszał jego głos w słuchawce.
– Dzień dobry, panie poruczniku. Czy ma pan coś do zameldowania?
– Tak. Chciałem zameldować, że jest pan załganym sukinsynem. Chodzi o ten balon sondę, panie generale… wszystko wskazuje na to, że było to UFO – przerwał na moment.
– Tak, wiem. Ze względów bezpieczeństwa nie mogłem panu wszystkiego wyjawić wcześniej.
Biurokratyczne wykręty. Zapanowała chwila ciszy.
– Panie poruczniku, chciałbym panu coś powiedzieć w największej tajemnicy – odezwał się generał Hilliard. – Trzy lata temu doszło do spotkania naszych władz z istotami pozaziemskimi. Wylądowali w jednej z baz powietrznych NATO. Nawiązaliśmy z nimi łączność.
Robert poczuł, że serce zaczęło mu bić mocniej.
– I… i co powiedzieli?
– Że zamierzają nas zniszczyć. Nie chciał wierzyć własnym uszom.
– Zniszczyć?
– Tak. Powiedzieli, że wrócą, by zawładnąć naszą planetą, a z nas uczynić niewolników, i że nie możemy nic zrobić, by ich powstrzymać. Absolutnie nic. Ale pracujemy nad tym, jak im przeszkodzić. Dlatego, byśmy mogli zyskać na czasie, niezbędne jest uniknięcie ogólnej paniki. Myślę, że rozumie pan teraz, czemu to takie istotne, by przestrzec świadków przed próbą rozgłaszania tego, co widzieli. Jeśli choć jedno słowo na temat UFO przedostanie się do publicznej wiadomości, grozi nam ogólnoświatowa katastrofa.
– Nie sądzi pan, że lepiej byłoby przygotować ludność i…
– Panie poruczniku, w 1938 roku nadano w radiu słuchowisko w reżyserii młodego aktora nazwiskiem Orson Welles, zatytułowane Wojna światów, o najeździe kosmitów na Ziemię. W ciągu paru minut we wszystkich miastach Ameryki wybuchła panika. Rozhisteryzowane tłumy próbowały uciec przed wyimaginowanymi najeźdźcami. Przestały działać telefony. Na drogach powstały gigantyczne korki. Były ofiary śmiertelne. Nastąpił totalny chaos. Nie, zanim zakomunikujemy społeczeństwu o kosmitach, musimy się przygotować na ich przyjęcie. Chcemy, by odszukał pan tych świadków dla ich własnego dobra, abyśmy mogli nad wszystkim zachować kontrolę.
Robert poczuł, że oblewa się potem.
– Rozumiem.
– To dobrze. Domyślam się, że rozmawiał pan z jednym ze świadków?
– Znalazłem już dwóch.
– Ich nazwiska?
– Hans Beckerman – kierowca autokaru turystycznego. Mieszka w Kappel…
– A drugi?
– Fritz Mandel. Jest właścicielem warsztatu samochodowego w Bernie. Holował samochód trzeciego świadka.
– Nazwisko tego trzeciego?
– Jeszcze nie znam. Pracuję nad tym. Czy życzą sobie panowie, bym ostrzegł moich rozmówców, by z nikim nie rozprawiali na temat tego UFO?