W końcu Robert przyjął propozycję pracy w Wywiadzie Marynarki i ku swemu zdumieniu odkrył, że ją lubi i ma do niej wrodzone predyspozycje. Susan znalazła ładne mieszkanko w Rosslyn w stanie Wirginia, w pobliżu miejsca pracy Roberta, i zajęła się jego urządzaniem. Roberta skierowano na Farmę, jak nazywano ośrodek szkoleniowy CIA dla agentów wywiadu.
Farma, położona na silnie strzeżonym terenie w stanie Wirginia, zajmuje obszar pięćdziesięciu kilometrów kwadratowych, w większości porośnięty lasem sosnowym; główny kompleks budynków wznosi się na czterohektarowej polanie, oddalonej o trzy kilometry od bramy głównej. Las, pełen potężnych umocnień i słupów z tablicami „Wstęp wzbroniony”, przecina sieć polnych dróg. Na małym lotnisku polowym kilka razy dziennie startuje i ląduje nie oznakowany samolot. Farmę otacza sielankowy krajobraz z lasami liściastymi, pełnymi saren biegających przez pola, i wnoszącymi się gdzieniegdzie małymi domkami, niewinnie rozrzuconymi na olbrzymich przestrzeniach. Jednak wewnątrz istnieje zupełnie inny świat.
Robert spodziewał się, że odbędzie szkolenie z kolegami z Marynarki, ale ku jego zdumieniu znalazł się wśród świeżo zwerbowanych pracowników CIA, komandosów oraz żołnierzy zawodowych nie tylko z Marynarki, lecz również z Armii i Lotnictwa. Każdy otrzymał numer i został zakwaterowany w jednym z kilkunastu piętrowych, murowanych budynków. Domy miały spartański wygląd, a pokoje przypominały pomieszczenia internatu. Roberta skierowano do Domu Oficera; każdy miał tu osobny pokój, a łazienkę dzielił z sąsiadem. Kantyna znajdowała się po drugiej stronie drogi.
W dniu przyjazdu, razem z pozostałą trzydziestką nowo przybyłych, zaprowadzono Roberta do sali konferencyjnej. Do zgromadzonych przemówił wysoki, potężnie zbudowany Murzyn w mundurze pułkownika lotnictwa. Wyglądał na czterdzieści kilka lat i sprawiał wrażenie człowieka o chłodnym i bystrym umyśle. Wyrażał się jasno i dosadnie.
– Nazywam się Frank Johnson. Chciałem powitać wszystkich obecnych i poinformować, że podczas pobytu tutaj używać będziecie tylko swoich imion. Od tej chwili wasze życie będzie przypominało zamkniętą księgę. Złożycie przysięgę zachowania tajemnicy. Radziłbym, byście potraktowali tę przysięgę bardzo poważnie. Nie wolno wam z nikim rozmawiać o swojej pracy – ani z waszymi żonami, ani z rodziną, ani z przyjaciółmi. Zostaliście tu skierowani, ponieważ odznaczacie się szczególnymi predyspozycjami. Czeka was dużo ciężkiej pracy; będziecie rozwijali swe umiejętności, ale nie wszystkim uda się ukończyć kurs. Zetkniecie się ze sprawami, o których nigdy wcześniej nawet nie słyszeliście. Nie jestem w stanie wyrazić, jak istotne będą zadania, które zostaną wam zlecone po zakończeniu pobytu tutaj. W pewnych bardziej liberalnych kołach nastała ostatnio moda na atakowanie naszych służb wywiadowczych, zarówno CIA, jak wojskowych. Ale mogę was zapewnić, panowie, że bez takich oddanych ludzi jak wy ten kraj znalazłby się w poważnych tarapatach. Waszym zadaniem będzie nie dopuścić do tego. Ci z was, którzy pomyślnie ukończą szkolenie, zostaną oficerami wywiadu. Mówiąc bez osłonek, oficer wywiadu to szpieg. Pracuje w ukryciu.
Podczas pobytu tutaj zostaniecie pierwszorzędnie wyszkoleni. Nauczą was, jak prowadzić inwigilację i jak jej unikać. Odbędziecie kursy z łączności radiowej, szyfrowania, posługiwania się bronią i czytania map.
Będziecie uczęszczali na zajęcia z psychologii. Zostaniecie przeszkoleni, jak nawiązywać kontakty, jak skłaniać waszych informatorów do współpracy, jak sprawiać, by osoba, którą się interesujecie, niczego nie podejrzewała.
Słuchacze z uwagą chłonęli każde jego słowo.
– Nauczycie się, jak spotykać się z agentami i jak ich werbować. Pokażemy wam, jak sprawdzać, czy wyznaczone miejsce spotkania jest bezpieczne.
Powiemy wam o skrytkach kontaktowych oraz jak potajemnie porozumiewać się z waszymi informatorami. Jeśli to, co zostanie wam zlecone, wykonacie fachowo, zrealizujecie swoje zadanie nie zauważeni.
Powietrze przesycone było podnieceniem.
– Niektórzy z was będą pracowali oficjalnie, w dyplomacji lub wojsku. Inni wystąpią jako osoby zupełnie prywatne – jako biznesmeni, archeolodzy, powieściopisarze czy przedstawiciele innych zawodów, mający ułatwiony dostęp do miejsc i ludzi dysponujących informacjami, których szukacie. A teraz przekazuję was w ręce waszych nauczycieli. Życzę wam powodzenia.
Bellamy uważał szkolenie za fascynujące. Instruktorami byli praktycy i doświadczeni zawodowcy. Robert nie miał kłopotów z przyswojeniem sobie teorii. Oprócz kursów, wspomnianych przez pułkownika Johnsona, uczestniczyli również w zajęciach z języków, mających na celu odświeżenie posiadanych wiadomości, oraz uczyli się tajnych szyfrów.
Pułkownik Johnson stanowił dla Roberta zagadkę. Krążyły plotki, że ma silne powiązania z Białym Domem i że brał udział w tajnych akcjach, organizowanych na najwyższym szczeblu władzy. Często znikał z Farmy na kilka dni, by niespodziewanie znów się pojawić.
Zajęcia prowadził agent imieniem Ron.
– Każda tajna operacja ma sześć faz. Pierwsza to rozpoznanie. Gdy wiemy już, jakiej informacji szukamy, pierwszym zadaniem jest rozpoznanie i namierzenie osobników, którzy mają dostęp do tej informacji. Drugim etapem jest ocena. Kiedy już sobie kogoś upatrzyliście, musicie ocenić, czy naprawdę ma interesujące was informacje i czy jest podatny na zwerbowanie. Jakimi kieruje się motywami? Czy jest zadowolony ze swej pracy? Czy ma na pieńku ze swym szefem? Jak stoi finansowo? Jeśli nasz kandydat ma dostęp do informacji i istnieje taki motyw jego postępowania, który można wykorzystać, przechodzimy do etapu trzeciego.
Faza trzecia to nawiązanie znajomości. Próbujecie poznać swojego kandydata. Staracie się jak najczęściej go przypadkowo spotykać i nawiązujecie kontakt. Następnym krokiem jest zwerbowanie. Kiedy ocenicie, że wasz partner jest gotowy do podjęcia współpracy, zaczynacie rozpracowywać go psychologicznie. Używacie takiej broni, jaką dysponujecie: zemsta na szefie, pieniądze i to wszystko, co one gwarantują. Jeśli oficer wywiadu dobrze wykona swe zadanie – kandydat zgadza się na współpracę.
Jak na razie wszystko poszło gładko. Macie szpiega, który dla was pracuje. Następny krok to prowadzenie go. Musicie chronić nie tylko siebie, ale również jego. Będziecie organizowali potajemne spotkania. Zaznajomicie go z techniką mikrofilmowania i w uzasadnionych przypadkach pokażecie, jak korzystać z tajnej radiostacji. Nauczycie go, jak rozpoznawać, czy jest inwigilowany, jak ma odpowiadać, gdyby ktoś zadawał mu pytania, i tak dalej.
Ostatnia faza to zakończenie współpracy. Po pewnym czasie waszego rekruta mogą przenieść gdzie indziej i nie będzie miał już dostępu do interesujących was informacji albo też przestaną nam być potrzebne wiadomości, do których ma dojście. W obu przypadkach współpracę trzeba zakończyć, ale istotne jest, by zrobić to w taki sposób, by wasz człowiek nie czuł się wykorzystany i nie próbował szukać odwetu.)
Pułkownik Johnson miał rację. Nie wszyscy ukończyli szkolenie. Znajome twarze znikały. Ginęły z pola widzenia. Nikt nie wiedział czemu. Nikt nie zadawał pytań.
Pewnego dnia, gdy grupa szykowała się do wyjazdu do Richmond na ćwiczenia praktyczne z obserwacji, wykładowca Roberta powiedział:
– Przekonamy się, jak jesteś dobry, Robercie. Wyślę kogoś za tobą, by cię śledził. Chcę, byś go zgubił. Jak myślisz, uda ci się?
– Oczywiście.
– No to powodzenia.
Robert pojechał autobusem do Richmond i zaczął łazić po mieście. W ciągu pięciu minut rozpoznał swoich satelitów. Było ich dwóch: jeden w samochodzie, a drugi pieszo. Robert wpadał do restauracji oraz sklepów i wychodził tylnymi drzwiami, ale nie mógł ich zgubić. Byli zbyt dobrze przeszkoleni. W końcu nadeszła pora powrotu na Farmę, a Robert wciąż jeszcze się ich nie pozbył. Zbyt uważnie go obserwowali. W końcu wszedł do jakiegoś domu towarowego; dwaj mężczyźni zajęli miejsca, z których mogli obserwować wszystkie drzwi. Wjechał ruchomymi schodami do działu męskiego. Kiedy pół godziny później schodził, miał na sobie inny garnitur, płaszcz i kapelusz, rozmawiał z jakąś kobietą, a na ręku trzymał niemowlę. Minął swych aniołów stróżów nie rozpoznany.