Выбрать главу

Przebywała na Ziemi przez cztery cykle, które mieszkańcy planety nazywali „dobą”, i przez cały ten czas nie miała niczego w ustach. Było jej słabo z pragnienia. Jedyna woda, którą mogła pić – to deszczówka; natknęła się na jej zbiornik w gospodarstwie rolnym, ale od czasu jej przybycia na planetę nie padało już więcej. Pozostała woda na Ziemi nie nadawała się do picia. Weszła do pomieszczenia, w którym tubylcy spożywali posiłki, ale nie mogła znieść panującego tam smrodu. Próbowała żywić się surowymi warzywami i owocami, ale były bez smaku, zupełnie niepodobne do soczystego jedzenia rosnącego tam, skąd przybywała.

Nazywali ją Urocza. Była wysoka, dumna i piękna, miała błyszczące, zielone oczy. Po opuszczeniu miejsca katastrofy przybrała postać Ziemianki i zmieszała się z tłumem przechodniów, przez nikogo nie zauważona.

Siedziała przy stole na twardym, niewygodnym krześle, skonstruowanym odpowiednio do budowy ludzkiego ciała, i czytała w myślach siedzących wokół ludzi.

Najbliższy stolik zajmowali dwaj mężczyźni.

– Franz, to jedyna okazja w życiu – mówił jeden z nich. – Na początek wystarczy zainwestować tylko pięćdziesiąt tysięcy franków. Przecież masz tyle, prawda?

Słyszała również jego myśli. No, dalej, ty świnio. Muszę dostać prowizję.

– Pewnie, ale nie wiem…- Musiałbym pożyczyć od żony.

– Czy kiedykolwiek źle wyszedłeś na moich radach? – No, zdecyduj się.

– To dużo pieniędzy. – Nigdy mi tyle nie da.

– Ale za to jakie możliwości otwierają się przed tobą. Masz szansę zarobić miliony. – Zgódź się.

– Dobra. – Może uda mi się sprzedać część jej biżuterii.

No, chwała Bogu! - Nigdy nie będziesz tego żałował, Franz. – Zawsze jeszcze możesz to sobie odpisać z podatków.

Urocza nie miała pojęcia, co znaczyła ta rozmowa.

W samym kącie restauracji siedzieli przy stoliku mężczyzna i kobieta. Rozmawiali cicho. Wytężyła słuch, by usłyszeć, o czym mówią.

– Jezu Chryste! – jęknął mężczyzna. – Jak, do diabła, mogłaś zajść w ciążę? – Ty głupia dziwko!

– A jak myślisz? – Tylko i wyłącznie za sprawą twego kutasa!

Zajść w ciążę, to znaczy spodziewać się potomstwa; te istoty, podobnie jak ziemskie zwierzęta, rozmnażały się niezwykle prymitywnie, używając do tego genitaliów.

– I co zamierzasz teraz zrobić, Tino? – Musisz usunąć ciążę.

– A jak ci się wydaje? Obiecałeś, że powiesz o nas swojej żonie. – Ty załgany sukinsynu.

– Słuchaj, skarbie, powiem jej, tylko że teraz jest nieodpowiedni moment. – Byłem głupi, że w ogóle zacząłem z tobą kręcić. Powinienem był wiedzieć, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

– Nieodpowiedni moment? A co ja mam powiedzieć, Paul? Już nawet nie wierzę, że mnie kochasz. – Błagam, powiedz, że mnie kochasz.

– Przecież wiesz, że cię kocham. Rzecz w tym, że moja żona przeżywa teraz trudny okres. – Nie mam zamiaru jej stracić.

– Ja również przechodzę teraz trudny okres. Nie rozumiesz? Spodziewam się twojego dziecka. – I niech pęknę, jeśli się ze mną nie ożenisz. Z oczu zaczęła jej kapać woda.

– Uspokój się, skarbie. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Tak samo jak ty pragnę tego dziecka. – Muszę ją namówić na skrobankę.

Przy stole obok nich siedział samotny mężczyzna.

Obiecali mi. Powiedzieli, że wynik gonitwy jest ustalony, że nie mogę stracić, a ja, jak ostatni kretyn, dałem im wszystkie pieniądze. Muszę znaleźć jakiś sposób, by je zwrócić do kasy, zanim przyjdzie kontrola.

Nie zniósłbym więzienia. Już prędzej bym się zabił. Przysięgam na Boga, że popełniłbym samobójstwo.

Przy innym stoliku mężczyzna i kobieta pogrążeni byli w rozmowie.

– …to wcale nie tak. Po prostu mam ten śliczny domek w górach i pomyślałem sobie, że dobrze by ci zrobiło, gdybyś tam wyjechała na weekend i odpoczęła. – Spędzimy razem masę czasu, odpoczywając w łóżku, cherie.

– Sama nie wiem, Claude. Nigdy jeszcze nie wyjeżdżałam z mężczyzną. – Ciekawe, czy w to uwierzył.

– Oui, ale to nie będzie miało nic wspólnego z seksem. Po prostu kiedy powiedziałaś, że potrzebny ci odpoczynek, przyszedł mi na myśl ten domek. Będziemy tam mieszkali jak brat z siostrą. – I przekonamy się, jak to jest z tą miłością kazirodczą.

Urocza nie zdawała sobie sprawy z tego, że ludzie, siedzący przy poszczególnych stolikach, mówili różnymi językami, bo jej umysł był zdolny wszystko przetłumaczyć tak, by stało się to dla niej zrozumiałe.

Muszę znaleźć sposób skontaktowania się ze statkiem bazą - pomyślała. Wyciągnęła mały, mieszczący się w dłoni, srebrzysty nadajnik. Było to urządzenie do neuronowego systemu łączności, w którego skład wchodziła żywa substancja organiczna i metaliczny stop z innej galaktyki. Substancja organiczna zawierała tysiące pojedynczych komórek; w miarę jak zamierały jedne, powstawały następne, zapewniając tym samym stałą liczbę wiązań. Niestety, dylitowy kryształ, który uruchamiał nadajnik, oderwał się i gdzieś zaginął. Starała się skontaktować ze swoim statkiem, ale bez kryształu nadajnik był bezużyteczny.

Spróbowała zjeść jeszcze jeden liść sałaty, ale nie mogła już dłużej znieść smrodu. Podniosła się i ruszyła w stronę drzwi. Kasjerka zawołała za nią:

– Chwileczkę, panienko. Nie zapłaciła pani za jedzenie.

– Przepraszam. Nie mam waszych środków płatniczych.

– Powie to pani na policji.

Urocza spojrzała kasjerce w oczy i obserwowała, jak kobietę ogarnia bezwładność. Następnie odwróciła się i wyszła na ulicę.

Muszę odszukać kryształ. Czekają na wiadomość ode mnie. Spróbowała się maksymalnie skoncentrować. Ale obraz był zamazany i zniekształcony. Wiedziała, że bez wody wkrótce zginie.

Rozdział 22

DZIEŃ PIĄTY

Berno, Szwajcaria

Robert znalazł się w ślepym zaułku. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo liczy na uzyskanie wykazu nazwisk od Mothersheda. Wszystko rozwiało się jak dym - pomyślał. – Dosłownie. Zgubił trop. Powinienem był zdobyć wykaz, kiedy byłem w mieszkaniu Mothersheda. Będę miał nauczkę… nauczkę! Ależ oczywiście. Myśl, błąkająca się gdzieś po głowie, nagle stała się wyraźna. Hans Beckerman powiedział: Affenarsch! Wszyscy pasażerowie byli tak podekscytowani tym UFO i tymi martwymi istotami w środku, a ten staruch narzekał, że musimy się spieszyć, by na czas dojechać do Berna, bo ma przygotować jakiś wykład do wygłoszenia na uniwersytecie. Nie był to zbyt pewny ślad, ale jedyny, jakim dysponował Robert.

Wynajął samochód na lotnisku w Bernie i pojechał na uniwersytet. Skręcił z Rathausgasse, głównej ulicy Berna, i ruszył ku Langgass-Strasse, gdzie mieścił się Uniwersytet Berneński. Zajmował kilka budynków, z których główny, wielki, trzypiętrowy, murowany gmach miał dwa skrzydła i potężne, kamienne rzygacze, zdobiące dach. W każdym rogu dziedzińca przed budynkiem wznosiły się szklane świetliki nad salami wykładowymi, a spory park na tyłach uniwersytetu ciągnął się aż do rzeki Aare.