Выбрать главу

Generał Mark Hilliard, wicedyrektor NSA, był pięćdziesięciokilkuletnim mężczyzną, bardzo wysokim, prostym jak świeca, o kamiennej twarzy i zimnych, stalowych oczach. Miał na sobie szary garnitur, białą koszulę i szary krawat. Dobrze wyczułem - pomyślał Robert.

– Panie generale, oto porucznik Bellamy – przedstawił go Harrison.

– Dziękuję, że pan wpadł, panie poruczniku.

Zupełnie jakbym został zaproszony na herbatkę towarzyską. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.

– Proszę usiąść. Założę się, że ma pan ochotę na filiżankę kawy. Ten człowiek potrafi czytać w myślach.

– Tak, panie generale.

– A pan, Harrison?

– Nie, dziękuję – odparł Keller i zajął miejsce na krześle w kącie. Generał nacisnął guzik, drzwi się otworzyły i wszedł smagły mężczyzna, niosąc tacę z kawą i ciasteczkami. Robert zauważył, że nie miał plakietki identyfikacyjnej. O, nieładnie! Nalano kawę. Miała cudowny aromat.

– Jaką kawę pan pija? – zapytał generał Hilliard.

– Czarną. Smakowała wybornie.

Mężczyźni siedzieli naprzeciwko siebie w miękkich, skórzanych fotelach.

– Dyrektor poprosił mnie, bym się z panem spotkał.

Dyrektor. Edward Sanderson. Legendarna postać w kręgach wywiadowczych. Genialny, bezwzględny człowiek, pociągający z ukrycia za sznurki; przypisywano mu mistrzowskie przygotowanie wielu śmiałych przewrotów na całym świecie. Rzadko pokazywał się publicznie, lecz wiecznie szeptano o nim po kątach.

– Jak długo pracuje pan w 17 Wydziale Wywiadu Marynarki, panie poruczniku? – zapytał generał Hilliard.

– Piętnaście lat – powiedział Robert. Mógłby się założyć o swoją miesięczną pensję, że generał znał nawet godzinę, o której zatrudniono go w ONI.

– Przedtem, o ile wiem, dowodził pan eskadrą samolotów w Wietnamie.

– Tak jest, panie generale.

– Pańska maszyna została zestrzelona. Uważano, że pan z tego nie wyjdzie.

Lekarz mówił: „Zostawcie go. Nie wykaraska się”. Pragnął śmierci. Ból był nie do zniesienia. A potem pochyliła się nad nim Susan. Otwórz oczy, marynarzu. Przecież nie chcesz umierać. Całą siłą woli uniósł powieki i przez mgłę bólu dostrzegł najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek widział. Miała owalną twarz, gęste, czarne włosy, błyszczące brązowe oczy i ujmujący uśmiech. Spróbował coś powiedzieć, ale okazało się to ponad jego siły.

Generał Hilliard cały czas mówił.

Robert Bellamy otrząsnął się ze wspomnień.

– Przepraszam, czy mógłby pan powtórzyć?

– Mamy problem, panie poruczniku. Potrzebna nam jest pańska pomoc.

– Tak, panie generale?

Generał wstał i zaczął się przechadzać po pokoju.

– To, co panu powiem, jest niezwykle poufne. Jest bardziej niż ściśle tajne.

– Rozumiem, panie generale.

– Wczoraj w Alpach szwajcarskich rozbił się należący do NATO balon sonda. Transportował wyposażenie wojskowe, którego istnienie utrzymywane jest w największej tajemnicy.

Robert zorientował się, że zastanawia się, do czego zmierza generał.

– Rząd Szwajcarii uprzątnął wspomniane urządzenia, ale niestety okazało się, że kilka osób było świadkami katastrofy. Przywiązujemy ogromną wagę do tego, by żadna z nich nie rozmawiała z nikim o tym, co widziała. Może to bowiem stanowić dla pewnych państw źródło cennych informacji. Czy wyrażam się jasno?

– Tak, panie generale. Chce pan, bym spotkał się ze świadkami i przestrzegł ich, by nie rozmawiali o tym, co widzieli.

– Niezupełnie, panie poruczniku.

– W takim razie nie rozu…

– Chcę jedynie, by odszukał pan tych ludzi. Inni porozmawiają z nimi na temat konieczności zachowania milczenia.

– Rozumiem. Czy wszyscy świadkowie są w Szwajcarii?

Generał Hilliard zatrzymał się przed Robertem.

– Na tym właśnie polega cały kłopot, panie poruczniku. Widzi pan, nie mamy pojęcia, gdzie przebywają. Ani kim są.

Robert myślał, że się przesłyszał.

– Jak to?

– Jedyna informacja, jaką dysponujemy, to to, że świadkowie jechali autokarem turystycznym. Tak się akurat złożyło, że przejeżdżali tamtędy w chwili, gdy balon sonda rozbił się w pobliżu małej wioski, która się nazywa… – spojrzał na Harrisona Kellera.

– Uetendorf.

Generał znów odwrócił się do Roberta.

– Pasażerowie wysiedli na parę minut z autobusu, by popatrzeć na miejsce wypadku, a potem pojechali dalej. Kiedy wycieczka się skończyła, każdy uczestnik udał się w swoją stronę.

Panie generale – powiedział wolno Robert – czy to znaczy, że nie ma żadnych danych na temat, kim są ci ludzie ani gdzie się obecnie znajdują?

– Otóż to.

– I chce pan, bym tam pojechał i ich odszukał?

– Dokładnie tak. Zarekomendowano mi pana. Powiedziano mi, że mówi pan płynnie kilkoma językami i ma pan doskonałe wyniki w pracy zawodowej. Dyrektor załatwił panu tymczasowe przeniesienie do NSA.

Wspaniale.

– Rozumiem, że będę współpracował z władzami Szwajcarii?

– Nie, będzie pan działał samodzielnie.

– Samodzielnie? Ale…

– Nie wolno nam nikogo wciągać w tę sprawę. Panie poruczniku, nie jestem w stanie wyrazić, jak ważne było to, co transportował balon. Bardzo istotną rzeczą jest pośpiech. Chcę, by codziennie meldował mi pan o postępach pracy.

Generał wypisał jakiś numer na kartce, po czym wręczył ją Robertowi.

– Można się ze mną kontaktować telefonicznie pod tym numerem przez całą dobę. Specjalny samolot czeka już, by pana zabrać do Zurychu. Teraz zostanie pan odwieziony do domu, by mógł się pan spakować, a następnie odstawią pana na lotnisko.

Zadali sobie aż tyle trudu z wdzięczności za to, że do nich wpadł. Roberta korciło, by zapytać: „Czy podczas mojej nieobecności będzie ktoś karmił moje złote rybki?” Ale miał dziwne przeczucie, że w odpowiedzi usłyszy: „Nie hoduje pan złotych rybek”.

– Panie poruczniku, przypuszczam, że podczas pracy w ONI nawiązał pan za granicą kontakty operacyjne?

– Tak jest, panie generale. Mam kilku przyjaciół, którzy mogą okazać się pomocni…

– Nie wolno panu kontaktować się z żadnym z nich. Nie wolno panu w ogóle z nikim się kontaktować. Świadkowie, których ma pan odnaleźć, są najprawdopodobniej obywatelami kilku państw. – Generał znów zwrócił się do Kellera. – Harrison…

Keller podszedł do stojącej w rogu szafki na dokumenty i otworzył ją. Wyciągnął dużą szarą kopertę i podał ją Robertowi.

– Oto pięćdziesiąt tysięcy dolarów w różnych walutach europejskich i dodatkowo dwadzieścia tysięcy w dolarach amerykańskich. Znajdzie pan tu również kilka kompletów fałszywych dokumentów, które mogą się okazać przydatne.

Generał Hilliard wyciągnął grubą, błyszczącą kartę z czarnego plastiku z białym paskiem.

– A to karta kredytowa, którą…

– Wątpię, by była mi potrzebna, panie generale. Wystarczy mi gotówki, poza tym mam kartę kredytową ONI.

– Proszę ją wziąć.

– Dobrze.

Robert przyjrzał się karcie. Była wyemitowana przez bank, o którym nigdy nie słyszał. Na samym dole widniał numer telefonu.

– Nie ma tu żadnego nazwiska – zauważył Robert.

– Jest równoznaczna z czekiem in blanco. Nie wymaga żadnego potwierdzenia tożsamości. Wystarczy polecić, by zadzwoniono pod umieszczony na niej numer. Bardzo proszę, by cały czas miał ją pan przy sobie.

– Dobrze.

– Panie poruczniku…

– Słucham, panie generale?

– Musi pan odszukać tych świadków. Wszystkich, co do jednego. Poinformuję dyrektora, że przystąpił pan do pracy.