Выбрать главу

– Powiedział pan, że pochodził z Kanady.

– Tak, z Fort Smith, to gdzieś na obszarze Terytoriów Północno-Zachodnich. Obawiam się, że to wszystko, co mogę panu powiedzieć.

Robert starał się nie okazywać swego podniecenia.

– Dziękuję, panie Wayne, bardzo mi pan pomógł – powiedział, wstając.

– To wszystko?

– Tak.

– Może zostanie pan na kolację?

– Nie, dziękuję. Muszę ruszać dalej. Życzę powodzenia w sprawach rancza.

– Dziękuję.

Fort Smith, Kanada, Terytoria Północno-Zachodnie. Robert czekał, aż do aparatu podejdzie generał Hilliard.

– Słucham, panie poruczniku?

– Znalazłem kolejnego świadka. Dan Wayne. Jest właścicielem Ponderosy, rancza w pobliżu Waco w Taksasie.

Bardzo dobrze. Poproszę, by nasze biuro w Dallas porozmawiało z nim.

PILNE ŚCIŚLE TAJNE

NSA DO WYŁĄCZNEJ WIADOMOŚCI ZASTĘPCY DYREKTORA DCI

EGZ. NR 1 Z (1) EGZ.

DOTYCZY OPERACJI „SĄD OSTATECZNY”

6. DANIEL WAYNE – WACO

KONIEC WIADOMOŚCI

W Langley w Wirginii zastępca dyrektora Centralnej Agencji Wywiadowczej dokładnie przestudiował depeszę. Numer sześć. Wszystko szło świetnie. Porucznik Bellamy spisywał się nadzwyczaj dobrze. Decyzja, by wybrać właśnie jego, okazała się słuszna. Janus miał rację. Ten człowiek miał zawsze rację. I posiadał władzę, by wprowadzać swoje decyzje w życie… Ogromną władzę… Dyrektor ponownie spojrzał na telegram. Trzeba wszystko tak załatwić, by wyglądało to na wypadek - pomyślał. – Nie powinno z tym być specjalnego kłopotu. Nacisnął guzik.

Mężczyźni przyjechali na ranczo ciemnoniebieską furgonetką. Było ich dwóch. Zaparkowali samochód na podwórzu i wysiedli, ostrożnie się rozglądając. W pierwszej chwili Dan Wayne pomyślał, że zjawili się, by zająć ranczo. Otworzył im drzwi.

– Dan Wayne?

– Tak. Co mogę…?

Nie zdołał dokończyć pytania.

Jeden z przybyłych zaszedł go od tyłu i mocno uderzył pałką w głowę.

Większy z mężczyzn przerzucił sobie nieprzytomnego farmera przez ramię i zaniósł go do stajni. Znajdowało się tu osiem koni. Nieznajomi minęli je i skierowali się do ostatniego boksu, w którym stał piękny, czarny ogier.

– To ten – odezwał się jeden z mężczyzn i położył Wayne’a na ziemi.

Jego towarzysz podniósł metalowy szpikulec, podszedł do drewnianej przegrody i z całych sił uderzył ogiera. Koń zarżał i stanął dęba. Mężczyzna ponownie go uderzył, tym razem w nozdrza. Ogier zaczął się miotać na małej przestrzeni jak oszalały, tłukąc o ściany boksu, szczerząc zęby i błyskając białkami oczu.

– Teraz – powiedział mniejszy z mężczyzn. Jego towarzysz podniósł ciało Dana Wayne’a i wrzucił je do boksu. Przez parę chwil obserwowali krwawą scenę, a następnie, usatysfakcjonowani, odwrócili się i wyszli.

PILNE ŚCIŚLE TAJNE

DCI DO WYŁĄCZNEJ WIADOMOŚCI

ZASTĘPCY DYREKTORA NSA

EGZ. NR 1 Z (1) EGZ.

DOTYCZY OPERACJI „SĄD OSTATECZNY”

6. DANIEL WAYNE – WACO

ZLIKWIDOWANY

KONIEC WIADOMOŚCI

Rozdział 28

DZIEŃ DZIEWIĄTY

Fort Smith, Kanada

Fort Smith na Terytoriach Północno-Zachodnich Kanady jest kwitnącym miasteczkiem, liczącym dwa tysiące mieszkańców, w większości farmerów i hodowców bydła oraz niewielu kupców. Ma surowy klimat, o długich mroźnych zimach, i jest świetnym przykładem darwinowskiej teorii o przeżywaniu tylko najlepiej przystosowanych osobników.

William Mann był właśnie jednym z takich dobrze przystosowanych. Urodził się w Michigan, ale w wieku trzydziestu kilku lat zahaczył o Fort Smith w czasie wyprawy wędkarskiej i doszedł do wniosku, że miejscowej społeczności potrzebny jest bank z prawdziwego zdarzenia. Wyeliminowanie jedynego konkurenta w okolicy zajęło Williamowi Mannowi niespełna dwa lata. Mann zarządzał bankiem tak, jak powinno się to robić. Matematyka była jego Bogiem i rygorystycznie pilnował, by zawsze wyjść na swoje. Do jego ulubionych historyjek należał dowcip o pewnym człowieku, który zwrócił się do bankiera o pożyczkę na opłacenie kosztów operacji umierającego syna. Kiedy petent przyznał, że nie ma żadnego zabezpieczenia, bankier wyrzucił go z gabinetu.

– Dobrze, pójdę sobie – oświadczył mężczyzna – ale muszę panu powiedzieć, że nigdy nie spotkałem nikogo równie nieczułego, jak pan.

– Chwileczkę – odpowiedział bankier. – Proponuję panu zakład. Jedno oko mam szklane. Jeśli zgadnie pan które, dam panu tę pożyczkę.

– Lewe – natychmiast odpowiedział mężczyzna. Bankier nie posiadał się ze zdumienia.

– Nikt tego nie wie. Jakim cudem pan to odgadł?

– Bardzo prosto – odparł człowiek. – Przez chwilę wydawało mi się, że w pańskim lewym oku dostrzegłem cień współczucia, więc od razu pomyślałem sobie, że musi być szklane.

Według Williama Manna była to świetna dykteryjka. W interesach nie można kierować się współczuciem. Trzeba patrzeć na wynik końcowy. Gdy inne banki w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych padały jeden po drugim, bank Williama Manna stawał się coraz mocniejszy. Mann przestrzegał kilku prostych zasad: żadnych kredytów na rozkręcenie interesu; żadnych zakupów bezwartościowych obligacji; żadnych pożyczek dla znajomych, których dzieci natychmiast muszą być operowane.

Wobec szwajcarskiego systemu bankowego Mann czuł respekt, graniczący z lękiem. Czarodzieje z Zurychu byli bankierami nad bankierami! Pewnego dnia William Mann postanowił pojechać do Szwajcarii, by porozmawiać z tamtejszymi bankierami i dowiedzieć się, czy istnieją jeszcze jakieś sposoby wyciśnięcia paru centów więcej z kanadyjskiego dolara. Przyjęto go uprzejmie, ale ostatecznie nie dowiedział się niczego nowego. Jego własne metody były godne podziwu i bankierzy szwajcarscy nie omieszkali mu o tym powiedzieć.

W dniu powrotu do domu Mann postanowił zafundować sobie wycieczkę w Alpy. Impreza go jednak nużyła. Widoki okazały się wprawdzie interesujące, ale wcale nie ładniejsze od pejzaży w okolicach Fort Smith. Jeden z pasażerów, Teksańczyk, ośmielił się próbować naciągnąć go na pożyczkę na bankrutującą farmę. Mann roześmiał mu się w twarz. Jedynym interesującym wydarzeniem podczas całej wycieczki była katastrofa tak zwanego latającego talerza. Mann ani przez moment nie wierzył, by wydarzyła się naprawdę. Był pewien, że została zaaranżowana przez władze szwajcarskie dla wywarcia wrażenia na turystach. Mann był w Disneylandzie i widział już rzeczy, wyglądające zupełnie jak prawdziwe, w rzeczywistości zaś sztuczne. To szklane oko Szwajcarii - pomyślał sardonicznie.

William Mann nie posiadał się ze szczęścia, kiedy znów znalazł się w domu.

Każda minuta bankiera była drobiazgowo zaplanowana, więc kiedy weszła sekretarka i powiedziała, że przyszedł do niego jakiś nieznajomy, w pierwszym odruchu Mann chciał się go pozbyć.

– Czego chce?

– Mówi, że pragnie przeprowadzić z panem wywiad. Pisze artykuł o bankierach.

To zmieniało postać rzeczy. Odpowiednia reklama była w interesach dobrą rzeczą. William Mann obciągnął marynarkę, przygładził włosy i powiedział:

– Wpuść go.

Jego gość był Amerykaninem. Staranny ubiór wskazywał na to, że pracował dla jednej z lepszych gazet.

– Pan Mann?

– Tak.

– Robert Bellamy.