Выбрать главу

– Nie dzwonię z domu.

– Och. – Wiedziała, że nie może go zapytać, skąd dzwoni. – Dobrze się czujesz?

Jak na eunucha jestem w świetnej formie.

– Oczywiście. Wspaniale. A jak Krezus… Monte?

– Dziękuję, dobrze. Robercie, jutro wypływamy do Gibraltaru.

Oczywiście na cholernym jachcie Krezusa. Jak brzmi jego nazwa?

Ach, tak. „Zimorodek.”

– Jachtem?

– Tak. Możesz do mnie zadzwonić na jacht. Pamiętasz kod wywoławczy?

Pamiętał. CS 337. Co oznaczały litery CS? Cudowna Susan? Czemu samotni? Cholerny sukinsyn?

– Robercie?

– Tak, pamiętam. Cydrowa Słodycz 337.

– Zadzwonisz? Żeby mi powiedzieć, że wszystko u ciebie w porządku.

– Zadzwonię. Brak mi ciebie, skarbie.

Nastąpiła długa, bolesna cisza. Czekał. Co się spodziewał usłyszeć? Przyjedź i uwolnij mnie od tego czarującego człowieka, przypominającego Paula Newmana, zmuszającego mnie do pływania na swoim blisko osiemdziesięciometrowym jachcie ido mieszkania w nędznych pałacykach w Monte Carło i Maroku, i Paryżu, i Londynie, i sam Bóg wie gdzie jeszcze. Jak ostatni idiota na poły spodziewał się, że to właśnie powie Susan.

– Mnie ciebie również, Robercie. Uważaj na siebie – i połączenie zostało przerwane. Był w Rosji, zupełnie sam.

DZIEŃ DWUNASTY

Następnego ranka, dziesięć minut po otwarciu biblioteki, Robert wszedł do olbrzymiego, ponurego gmachu i zatrzymał się przy okienku informacji.

– Dzień dobry – powiedział.

Siedząca za biurkiem kobieta uniosła wzrok.

– Dzień dobry. Czy mogę panu w czymś pomóc?

– Tak. Szukam kobiety, która tu pracuje, Olgi…

– Olgi? Tak, tak. – Wskazała na inne drzwi. – Tam ją pan znajdzie.

– Dziękuję.

A więc to takie proste. Robert skierował się do sąsiedniego pokoju, minął grupkę studentów, siedzących przy długich stołach, pogrążonych w lekturze, przygotowujących się na jaką przyszłość! - pomyślał Robert. Dotarł do małej czytelni i wszedł do środka. Jakaś kobieta zajęta była układaniem książek.

– Przepraszam – odezwał się Robert.

– Słucham? – odwróciła się.

– Olga?

Tak. Czego pan sobie życzy?

Robert uśmiechnął się rozbrajająco.

– Piszę artykuł do gazety na temat pierestrojki i jej wpływu na życie przeciętnego Rosjanina. Czy spowodowała ona jakieś zmiany w pani życiu?

Kobieta wzruszyła ramionami.

– Zanim nastał Gorbaczow, baliśmy się otworzyć usta. Teraz możemy je otwierać, ale nie mamy co do nich włożyć.

Robert spróbował innej taktyki.

– Ale z pewnością nastąpiły jakieś zmiany na lepsze. Na przykład możecie teraz podróżować.

– Chyba pan żartuje. Mając męża i sześcioro dzieci, jak można sobie pozwolić na podróże?

Robert brnął dalej.

– A jednak wyjechała pani do Szwajcarii i…

– Do Szwajcarii? Nigdy w życiu nie byłam w Szwajcarii.

– Nie była pani w Szwajcarii? – powtórzył wolno Robert.

– Przecież właśnie to panu powiedziałam. – Skinęła w stronę ciemnowłosej kobiety, zbierającej książki ze stołów. – To ona jest tą szczęściarą, która wyjechała do Szwajcarii.

Robert rzucił okiem na dziewczynę.

– A jak jej na imię?

– Olga. Tak jak mnie.

Z jego piersi wydobyło się westchnienie ulgi.

– Dziękuję.

Minutę później Robert rozmawiał z drugą Olgą.

– Przepraszam panią – powiedział. – Piszę artykuł do gazety na temat pierestrojki i jej wpływu na życie przeciętnego Rosjanina.

– Tak? – Spojrzała na niego niepewnie.

– Jak się pani nazywa?

– Olga. Olga Romanczenko.

– Proszę mi powiedzieć, Olgo, czy pierestrojka zmieniła coś w pani życiu?

Sześć lat temu Olga Romanczenko bałaby się rozmawiać z cudzoziemcem, ale teraz było to dozwolone.

– Niewiele – powiedziała ostrożnie. – Prawie wszystko jest tak jak dawniej.

Nieznajomy nie ustępował.

– Nic a nic nie zmieniło się w pani życiu?

Potrząsnęła głową.

– Nie. – Ale po chwili dodała: – Oczywiście, możemy teraz wyjeżdżać za granicę.

Sprawiał wrażenie zainteresowanego.

– I wyjeżdżała pani?

– Och, tak – powiedziała z dumą. – Właśnie wróciłam ze Szwajcarii. To bardzo piękny kraj.

– Zgadzam się – powiedział. – Czy w czasie wycieczki miała pani okazję kogoś poznać?

– Spotkałam wielu ludzi. Wykupiłam bilet na wycieczkę autokarową w góry. W Alpy. – Nagle Olga zorientowała się, że nie powinna była tego powiedzieć, bo nieznajomy może ją zapytać o pojazd kosmiczny, a ona nie chciała na ten temat mówić. Może to tylko ściągnąć na jej głowę kłopoty.

– Naprawdę? – spytał Robert. – Proszę mi coś opowiedzieć o ludziach z autobusu.

Uspokojona Olga odparła:

– Bardzo mili. Ubrani byli tak… – zrobiła gest. – Tak bogato. Spotkałam nawet kogoś z Waszyngtonu, stolicy pana ojczyzny.

– Naprawdę?

– Tak. Był bardzo miły. Dał mi swoją wizytówkę. Serce Roberta zabiło mocniej.

– Czy ma ją pani jeszcze?

– Nie. Wyrzuciłam ją – rozejrzała się wokoło. – Lepiej nie przechowywać takich rzeczy.

Cholera!.

– Ale pamiętam jego nazwisko – dodała po chwili. – Parker, jak amerykańskie pióra. Kevin Parker. Jest ważną osobistością polityczną. Mówi senatorom, jak mają głosować.

– On to pani powiedział? – spytał zaskoczony Robert.

– Tak. Zabiera ich na wycieczki i daje im prezenty, a potem głosują tak, jak chcą jego klienci. Oto w jaki sposób funkcjonuje w Ameryce demokracja.

Lobbysta. Robert pozwolił mówić Oldze przez następny kwadrans, ale nie uzyskał już żadnych informacji o pozostałych pasażerach.

Robert zadzwonił do generała Hilliarda z pokoju hotelowego.

– Znalazłem rosyjskiego świadka. Nazywa się Olga Romanczenko. Pracuje w Bibliotece Głównej w Kijowie.

– Poproszę, by skontaktował się z nią jakiś rosyjski urzędnik.

PILNE ŚCIŚLE TAJNE

NSA DO WYŁĄCZNEJ WIADOMOŚCI

ZASTĘPCY DYREKTORA GRU

EGZ. NR 1 Z (1) EGZ.

DOTYCZY OPERACJI „SĄD OSTATECZNY”

8. OLGA ROMANCZENKO – KIJÓW

KONIEC WIADOMOŚCI

Tego samego popołudnia Robert znalazł się na pokładzie należącego do Aerofłotu odrzutowca Tupolew TU-154, lecącego do Paryża. Trzy godziny i dwadzieścia pięć minut później przesiadł się na lot Air France do Waszyngtonu.

O drugiej nad ranem Olgę Romanczenko obudził pisk hamulców samochodu, podjeżdżającego pod blok przy ulicy Wertyka, w którym mieszkała. Ściany budynku były tak cienkie, że dobiegły ją głosy rozmawiających na ulicy. Wstała z łóżka i wyjrzała przez okno. Z czarnej czajki, modelu używanego przez urzędników państwowych, wysiadali dwaj mężczyźni w cywilnych ubraniach. Skierowali się do wejścia do jej klatki. Na ich widok wstrząsnął nią dreszcz. W ubiegłych latach kilku sąsiadów zniknęło nagle i nikt nigdy już ich nie widział. Niektórzy z nich zostali zesłani na Syberię, do gułagów. Olga ciekawa była, po kogo tym razem przyjechała tajna policja. Jeszcze nie przestała nad tym myśleć, kiedy rozległo się pukanie do jej drzwi. Przestraszyła się. Czego mogą chcieć ode mnie? - spytała samą siebie. – To na pewno jakaś pomyłka.

Otworzyła drzwi i w progu ujrzała dwóch mężczyzn.