– W polityce? Nie znam się na tym, proszę pana.
– Dlatego właśnie chodzimy do szkół – by zdobyć wiedzę. A ja ci pomogę.
– Dziękuję.
– Jest wiele sposobów wyrażania wdzięczności – powiedział Goodspell. Potarł dłonią udo chłopaka. – Wiele sposobów. – Spojrzał Parkerowi w oczy. – Wiesz, co mam na myśli?
– Tak, Jeb.
I tak się wszystko zaczęło.
Kiedy Kevin Parker ukończył szkołę średnią, Goodspell wysłał go na uniwersytet w Oregonie. Chłopak studiował nauki polityczne, a Goodspell pilnował, by jego protegowany spotykał się z właściwymi ludźmi. Byli pod wrażeniem atrakcyjnego młodzieńca. Mając takie znajomości Parker odkrył, że może czynić przysługi ważnym osobistościom i kontaktować ich ze sobą nawzajem. W tej sytuacji zupełnie naturalnym krokiem było obranie kariery lobbysty w Waszyngtonie; Parker okazał się w tym bardzo dobry.
Minęły dwa lata od śmierci Goodspella, ale Parker zdążył się już rozsmakować w tym, czego nauczył go jego mistrz, a nawet rozwinął swe umiejętności. Lubił dobierać sobie młodych chłopców i zabierać ich do ustronnych hotelików, gdzie nikt go nie mógł rozpoznać.
Senator z Utah wreszcie kończył.
– …i podkreślam, że musimy zaakceptować projekt tej uchwały, jeśli chcemy uratować to, co jeszcze zostało z naszego środowiska naturalnego. Tym razem wnioskuję o głosowanie jawne.
Nie kończąca się sesja zbliżała się wreszcie do finiszu. Kevin Parker pomyślał o czekającym go wieczorze i poczuł narastające podniecenie. Poprzedniego dnia poznał młodego mężczyznę w Danny’s ‘P’ Street Station, znanym klubie dla homoseksualistów. Niestety nieznajomy był w towarzystwie. Ale podczas wieczoru przyglądali się sobie i Parker, zanim wyszedł, skreślił liścik i wsunął go w dłoń młodzieńca. Napisał tylko dwa słowa: „Jutro wieczorem”.- Młody mężczyzna uśmiechnął się i skinął głową.
Kevin Parker szykował się do wyjścia. Zamierzał pojawić się w klubie przed chłopakiem. Młodzieniec był wyjątkowo atrakcyjny i Parker nie chciał, by znów poderwał go ktoś inny. Rozległ się dzwonek. Cholera. Parker otworzył drzwi.
W progu stał nieznajomy.
– Kevin Parker?
– Tak…
– Nazywam się Bellamy. Chciałem z panem chwilę porozmawiać.
– Będzie pan musiał ustalić termin spotkania z moją sekretarką – niecierpliwie odparł Parker. – Nie rozmawiam o interesach po godzinach pracy.
– Nie chodzi o sprawy służbowe, panie Parker. Dotyczy to pańskiej wycieczki do Szwajcarii sprzed paru tygodni.
– Mojej wycieczki do Szwajcarii? A bardziej konkretnie?
Moja agencja interesuje się niektórymi ludźmi, których mógł pan tarą spotkać. – Robert machnął mu przed nosem fałszywą legitymacją CIA.
Kevin Parker uważniej przyjrzał się mężczyźnie. Czego mogła od niego chcieć CIA? Byli tacy cholernie wścibscy. Chyba nie trafili na nic kompromitującego!
Nie miało sensu robienie sobie wroga z nieznajomego. Parker uśmiechnął się.
– Proszę wejść. Jestem wprawdzie spóźniony na spotkanie, ale powiedział pan, że nie zajmie nam to więcej niż minutę?
– Tak jest, proszę pana. Z tego co wiem, wyjechał pan na wycieczkę autokarową z Zurychu?
A więc to o to im chodzi, O ten latający talerz. Była to najbardziej nieprawdopodobna rzecz, jaką kiedykolwiek widział.
– Interesuje pana UFO, tak? Cóż, mogę panu powiedzieć, że było to bardzo nieprzyjemne przeżycie.
– Nie wątpię, ale mówiąc szczerze, my w Agencji nie wierzymy w latające talerze. Przyszedłem tu, by się dowiedzieć, co pan wie o współpasażerach z autobusu.
Zaskoczył Parkera.
– Ach, tak. Cóż, obawiam się, że jeśli o to chodzi, nie będę mógł panu specjalnie pomóc. Nie znałem tych ludzi.
– Rozumiem, panie Parker – powiedział cierpliwie Robert – ale chyba coś pan o nich wie.
Parker wzruszył ramionami.
– Może parę rzeczy… Pamiętam, że zamieniłem kilka słów z Anglikiem, który robił nam zdjęcia.
Leslie Mothershed.
– Coś jeszcze?
– Ach, tak. Rozmawiałem trochę z Rosjanką. Sprawiała wrażenie sympatycznej. Zdaje się, że pracuje gdzieś jako bibliotekarka.
Olga Romanczenko.
– Świetnie. Czy przypomina sobie pan coś jeszcze, panie Parker?
– Nie, myślę, że to już… aha, było jeszcze dwóch mężczyzn. Jeden z nich to Amerykanin z Teksasu.
Dan Wayne.
– A drugi?
– Węgier. Jest właścicielem objazdowego wesołego miasteczka czy cyrku, czy czegoś w tym rodzaju. – Zastanowił się chwilę. – Tak, to było wesołe miasteczko.
– Jest pan tego pewien, panie Parker?
Całkowicie. Opowiadał mi różne historyjki związane z prowadzeniem takiego interesu. Był bardzo przejęty tym UFO. Sądzę, że gdyby mógł, wystawiłby go w swoim wesołym miasteczku jako główną atrakcję. Muszę przyznać, że pojazd wywierał duże wrażenie. Sam też zameldowałbym o wszystkim, ale nie mogę sobie pozwolić, by wsadzono mnie do jednego worka z pomyleńcami, którzy twierdzą, że widzieli latające talerze.
– Czy ten Węgier nie przedstawił się przypadkiem?
– Owszem, ale było to jedno z tych niemożliwych do wymówienia obcojęzycznych nazwisk. Przykro mi, ale nie zapamiętałem go.
– Czy przypomina sobie pan jeszcze coś o tym Węgrze?
– Jedynie, że spieszył się z powrotem do swojego wesołego miasteczka – spojrzał na zegarek. – Czy chciałby pan jeszcze czegoś się dowiedzieć? Obawiam się, że w tej chwili nie mogę panu poświęcić już ani minuty.
– Dziękuję panu, panie Parker. Bardzo mi pan pomógł.
– Cała przyjemność po mojej stronie – obdarzył Roberta ujmującym uśmiechem. – Proszę wpaść kiedyś do mojego biura, to sobie pogadamy.
– Dziękuję, chętnie skorzystam z pańskiej propozycji.
A więc to już prawie koniec - pomyślał Robert. – Mogą sobie zabrać mój etat i wypchać się nim. Pora, bym wziął się w garść i zaczął wszystko od początku.
Robert zadzwonił do generała Hilliarda.
– Panie generale, prawie zakończyłem swoją misję. Odnalazłem Kevina Parkera. To lobbysta z Waszyngtonu. Teraz wyjeżdżam, by sprawdzić ostatniego z pasażerów.
– Jestem z pana bardzo zadowolony – powiedział generał Hilliard. – Świetnie się pan spisał, panie poruczniku. Oczekuję pana u siebie natychmiast po wykonaniu zadania.
– Tak jest, panie generale.
PILNE ŚCIŚLE TAJNE
NSA DO WYŁĄCZNEJ WIADOMOŚCI
ZASTĘPCY DYREKTORA CIA
EGZ. NR 1 Z (1) EGZ.
DOTYCZY OPERACJI „SĄD OSTATECZNY”
9. KEVIN PARKER – WASZYNGTON, DC
KONIEC WIADOMOŚCI
Kiedy Kevin Parker zjawił się w Danny’s ‘P’ Street Station, okazało się, że panuje tam jeszcze większy tłok niż poprzedniego wieczora. Starsi mężczyźni ubrani byli w tradycyjne garnitury, lecz większość młodszych gości miała na sobie levisy, kurtki i wysokie buty. Kilka osób – w czarnych skórzanych kombinezonach – zupełnie nie pasowało do reszty towarzystwa. Parker uważał ich za odrażających. Prymitywne metody były niebezpieczne i nigdy nie dał się skusić na tego typu ryzykowne numery. Zasadą jego działania była dyskrecja. Dyskrecja. Przystojnego młodzieńca jeszcze nie było, ale nie zdziwiło to Parkera. Pojawi się później, piękny i świeży, kiedy inni bywalcy klubu będą już zmęczeni i spoceni. Kevin Parker podszedł do baru, zamówił drinka i rozejrzał się po sali. W umieszczonych wzdłuż ścian odbiornikach telewizyjnych leciał program z MTV. Klub Danny’ego należał do kategorii „P i W” – patrz i wybieraj. Młodsi mężczyźni przybierali pozy, w których wyglądali najbardziej pociągająco, a starsi – kupujący – przyglądali im się i dokonywali wyboru. Kluby „P i W” należały do najbardziej ekskluzywnych. Nigdy nie dochodziło w nich do żadnych bójek, bo większość gości miała sztuczne szczęki i nie mogła sobie pozwolić na ryzyko ich utraty.