Kevin Parker spostrzegł, że wielu bywalców wybrało już sobie partnerów. Przysłuchiwał się rozbrzmiewającym wkoło odgłosom poufałych rozmów. Fascynował go fakt, że rozmowy te zawsze były identyczne – bez względu na to, czy odbywały się w eleganckich barach, w dyskotekach, w klubach wideo czy w zakamuflowanych lokalach, które co tydzień przenoszono w inne miejsce. Używano hermetycznego żargonu.
– Ta ciota to wielkie nic, a uważa się za niewiadomo kogo…
– Jeszcze na dobre nie zaczęliśmy, a ten już się zwalił. Tak się okropnie denerwuje. I jest taki wrażliwy…
– Wolisz być na górze czy na dole?
– Na górze. Lubię komenderować, mała.
– To świetnie, bo ja lubię wykonywać rozkazy…
– Uważał mnie za kogoś gorszego… Stał i mnie krytykował… moją wagę, moją cerę, mój charakter. Powiedziałem: „Maryś, z nami koniec”. Ale to i tak boli. Oto, czemu dziś tu jestem… staram się o nim zapomnieć. Czy mogę prosić o jeszcze jednego drinka?
O pierwszej w nocy pojawił się chłopak. Rozejrzał się wokół, dostrzegł Parkera i podszedł do niego. Parkerowi wydawało się, że dziś był jeszcze piękniejszy niż wczoraj.
– Dobry wieczór.
Dobry wieczór. Przepraszam, że się spóźniłem.
– Nie szkodzi, mam czas.
Młodzieniec wyjął papierosa i zaczekał, aż mężczyzna mu przypali.
– Myślałem o tobie – powiedział Parker.
– Naprawdę?
Miał niesamowite rzęsy.
– Tak. Mogę ci postawić drinka?
– Będzie mi bardzo miło. Parker uśmiechnął się.
– Chcesz zrobić mi przyjemność?
Chłopak spojrzał mu prosto w oczy i powiedział cicho:
– Myślę, że tak.
– Widziałem mężczyznę, z którym byłeś wczoraj. On nie jest dla ciebie.
– A ty jesteś?
– Kto wie. Może się przekonamy? Nie chciałbyś się przejść?
– Czemu nie.
Parker poczuł miłe podniecenie.
– Znam przytulne miejsce, gdzie możemy być sami.
– Świetnie. Chyba zrezygnuję z tego drinka.
Kiedy skierowali się w stronę wyjścia, drzwi nagle otworzyły się i do klubu wkroczyli dwaj potężni mężczyźni. Zrobili krok w stronę chłopaka, zagradzając mu drogę.
– Tu jesteś, ty sukinsynu. Gdzie są pieniądze, które mi jesteś winien?
Młodzieniec spojrzał na niego zdezorientowany.
– Nie wiem, o czym pan mówi. Nigdy przedtem pana nie wi…
– Tylko nie wstawiaj mi tu takiego kitu – mężczyzna chwycił go za ramię i zaczął popychać w kierunku drzwi.
Parker stał wściekły. Miał ochotę się wtrącić, ale nie mógł sobie pozwolić na nic, co mogłoby przerodzić się w skandal. Stał bez słowa, obserwując, jak chłopak ginie w mroku nocy.
Drugi z mężczyzn uśmiechnął się ze współczuciem do Kevina Parkera.
– Powinieneś ostrożniej dobierać sobie towarzystwo. Tamten to nic dobrego.
Parker uważniej przyjrzał się mówiącemu. Był to przystojny blondyn o niemal idealnych rysach twarzy. Parker pomyślał, że mimo wszystko ten wieczór może nie okaże się całkowitym niewypałem.
– Może masz rację – powiedział.
Nigdy nie wiadomo, jakie niespodzianki chowa dla nas los, prawda? – Patrzył Parkerowi prosto w oczy.
– Prawda. Mam na imię Tom. A ty?
– Paul.
– Paul, czy pozwolisz, że postawię ci drinka?
– Tak, bardzo dziękuję.
– Czy masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
– To zależy od ciebie.
– A nie chciałbyś spędzić go ze mną?
– To kusząca propozycja.
– Ile bierzesz?
– Podobasz mi się, więc dla ciebie zrobię to za dwieście.
– Zupełnie rozsądna kwota.
– Też tak myślę. Na pewno nie będziesz żałował. Trzydzieści minut później Paul prowadził Kevina Parkera do starego budynku mieszkalnego przy Jefferson Street. Skierowali się na drugie piętro i weszli do małego pokoju. Parker rozejrzał się.
– Niespecjalnie tu. W hotelu byłoby lepiej.
Paul uśmiechnął się.
– Za to bardziej intymnie. Poza tym i tak potrzebne nam tylko łóżko.
– Masz rację. Czemu się nie rozbierasz? Chcę zobaczyć, co kupuję.
– Już się robi. – Paul zaczął ściągać ubranie. Miał wspaniałe ciało.
Parker przyglądał mu się i poczuł, że ogarnia go dobrze mu znane uczucie pożądania.
– A teraz kolej na ciebie – szepnął Paul. – Pospiesz się. Pragnę cię.
– Ja ciebie również, Maryś – Parker zaczął zdejmować ubranie.
– Jak wolisz to robić? – zapytał Paul.
– Spróbujemy wszystkiego po trochu. Mamy przed sobą całą noc.
– Nie ma sprawy. Idę do łazienki – powiedział Paul. – Zaraz wracam.
Parker leżał nagi na łóżku, wyobrażając sobie czekające go rozkoszne chwile. Słyszał, jak jego partner wyszedł z łazienki i zbliżył się do łóżka.
Wyciągnął ramiona.
– Chodź do mnie, Paul – szepnął.
– Już idę.
Wtem Parker poczuł przeszywający ból; ostrze noża wbiło mu się głęboko w pierś. Otworzył szeroko oczy. Próbując złapać powietrze wybełkotał:
– Mój Boże, co…?
Paul ubierał się.
– Nie martw się o pieniądze – powiedział. – Płaci firma.
PILNE ŚCIŚLE TAJNE
CIA DO WYŁĄCZNEJ WIADOMOŚCI
ZASTĘPCY DYREKTORA NSA
EGZ. NR 1 Z (1) EGZ.
DOTYCZY OPERACJI „SĄD OSTATECZNY”
9. KEVIN PARKER – WASZYNGTON, DC ZLIKWIDOWANY
KONIEC WIADOMOŚCI
Robert Bellamy przeoczył ostatni biuletyn informacyjny, bo był już na pokładzie samolotu, lecącego na Węgry, gdzie miał odszukać właściciela wesołego miasteczka.
Rozdział 34
DZIEŃ CZTERNASTY
Budapeszt
Lot z Paryża do Budapesztu samolotem węgierskich linii lotniczych Malev trwa dwie godziny i pięć minut. Robert wiedział bardzo mało o Węgrzech; jedynie, że podczas drugiej wojny światowej współpracowały z państwami Osi, a potem zostały satelitą Rosji. Z lotniska do centrum miasta pojechał autobusem. To co zobaczył po drodze, wywarło na nim duże wrażenie. Wszędzie masa budynków w stylu klasycznym. Nad miastem górował gmach Parlamentu, olbrzymia, neogotycka budowla, a wysoko na Wzgórzu Zamkowym wznosił się Pałac Królewski. Ulice pełne były samochodów i przechodniów.
Autobus zatrzymał się przed hotelem Duna Intercontinental. Robert wszedł do środka i zwrócił się do recepcjonisty:
– Przepraszam, czy mówi pan po angielsku?
– Igan. Tak. Czym mogę panu służyć?
– Mój przyjaciel był kilka dni temu w Budapeszcie i powiedział, że odwiedził wspaniałe objazdowe wesołe miasteczko. Pomyślałem sobie, że skoro już tu jestem, mogę też do niego zajrzeć. Czy może mi pan powiedzieć, gdzie go znajdę?
Recepcjonista zmarszczył brwi.
– Objazdowe wesołe miasteczko? – Wyciągnął jakąś kartkę i przestudiował ją. – Zobaczmy. Aktualnie w Budapeszcie możemy zaoferować turystom spektakl operowy, kilka przedstawień teatralnych, balet, wycieczki po mieście, imprezy poza stolicą… – uniósł głowę. – Przykro mi, ale nie widzę żadnych objazdowych wesołych miasteczek.
– Jest pan pewien?
Recepcjonista wręczył Robertowi kartkę.