Выбрать главу

Zostały już tylko ostatnie sekundy do końca spotkania, gdy sędzia zasygnalizował boczne podanie. Thornton złapał piłkę i wystartował. Natarł na przeciwników jak taran, wywracając wszystkich, którzy mieli nieszczęście znaleźć się na jego drodze. Na dwie sekundy przed końcem meczu Thornton przekroczył linię końcowej strefy przeciwnika, zdobywając decydujące sześć punktów, i w ten sposób Marynarka po raz pierwszy od czterech lat pokonała zespół Armii. Sam ten fakt nie zmieniłby w sposób znaczący życia Thrntona. Istotne było to, że w loży dla gości honorowych zasiadał Willard Stone ze swą córką Eleanor. Kiedy tłumy powstały, wiwatując gorąco na cześć swego bohatera, Eleanor odwróciła się do ojca i powiedziała cicho:

– Chcę go poznać.

Eleanor Stone była kobietą nienasyconą. Miała przeciętną twarz, ale zmysłowe ciało i wybujały temperament. Obserwując Dustina Thorntona bezwzględnie torującego sobie drogę na boisku, wyobraziła sobie, jaki musi być w łóżku. Jeśli jego męskość dorównuje reszcie ciała… Nie rozczarowała się.

Pół roku później Eleanor i Dustin Thornton pobrali się. I tak się zaczęło. Dustin Thornton rozpoczął pracę u swego teścia i został wprowadzony w tajemny świat, którego istnienia nawet nie podejrzewał.

Willard Stone, świeżo upieczony teść Thorntona, był postacią bardzo zagadkową. Ten miliarder o potężnych wpływach politycznych i przeszłości otoczonej głęboką tajemnicą pozostawał ukryty w cieniu, lecz miał przemożny wpływ na to, co się działo w kilku stolicach świata. Był mężczyzną dobrze po sześćdziesiątce, skrupulatnym, każde jego posunięcie cechowała precyzja i głęboki namysł. Miał rysy ostre jak brzytwa i głęboko osadzone oczy, z których nie sposób było cokolwiek wyczytać. Willard Stone był skryty i małomówny, ale bezwzględny, gdy chodziło o zdobycie tego, czego pragnął.

Krążyły o nim nieprawdopodobne plotki. Mówiono, że zamordował swego konkurenta w Malezji i wdał się w gwałtowny romans z ulubioną żoną emira. Podobno wspierał finansowo zwycięską rewoltę w Nigerii. Rząd wysunął przeciwko niemu kilka aktów oskarżenia, z których zawsze w tajemniczy sposób się wycofywał. Krążyły opowieści o łapówkach, przekupionych senatorach, wykradzionych tajemnicach służbowych i znikających świadkach. Stone był doradcą prezydentów i królów. Uosabiał brutalną, niespożytą siłę. Jedną z wielu posiadłości Stone’a stanowił wielki, położony na odludziu majątek ziemski w górach Kolorado, gdzie co roku zbierali się na seminarium naukowcy, czołowi przemysłowcy i najwięksi przywódcy świata. Uzbrojeni wartownicy bronili dostępu niepożądanym gościom.

Willard Stone nie tylko zaaprobował małżeństwo swej córki, ale nawet do niego zachęcał. Jego świeżo upieczony zięć był zdolny, ambitny, a co najważniejsze – uległy.

Po dwunastu latach małżeństwa dzięki Stone’owi mianowano Dustina ambasadorem w Korei Południowej. Kilka lat później prezydent wyznaczył go na przedstawiciela USA przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. A kiedy admirała Ralpha Whittakera niespodziewanie odwołano ze stanowiska szefa ONI, jego obowiązki przejął Thornton.

Tego samego dnia Willard Stone wezwał do siebie swego zięcia.

– To dopiero początek – oświadczył mu. – Mam względem ciebie poważniejsze zamiary. Znacznie poważniejsze – i zaczął o nich mówić.

Dwa lata temu Robert spotkał się po raz pierwszy z nowym szefem ONI.

– Proszę usiąść, panie poruczniku – głos Dustina pozbawiony był serdeczności. – Na podstawie lektury pańskich akt doszedłem do wniosku, że jest pan człowiekiem dosyć niezależnym.

Do czego, u diabła, zmierza? - zastanawiał się Robert. Postanowił na razie milczeć.

Thornton uniósł wzrok.

– Nie wiem, w jaki sposób admirał Whittaker kierował tym biurem, kiedy był tu jeszcze szefem, ale od tej chwili wszystko wykonywane będzie co do joty. Oczekuję, by moje rozkazy wypełniane były ściśle. Czy wyrażam się jasno?

Jezu - pomyślał Robert – o co mu, u diabła, chodzi?

– Czy wyrażam się jasno, panie poruczniku?

– Tak. Oczekuje pan, że pańskie rozkazy będą wypełniane ściśle. – Zastanawiał się, czy powinien zasalutować.

– To wszystko.

Ale to wcale nie było wszystko.

Miesiąc później Robert został wysłany do wschodnich Niemiec, by pomóc przedostać się na Zachód pewnemu naukowcowi, który chciał zbiec z kraju. Zadanie było niebezpieczne, ponieważ Stasi, Wschodnioniemiecka Tajna Służba Bezpieczeństwa, dowiedziała się o zamierzonej ucieczce i pilnie obserwowała uczonego. Mimo to Robertowi udało się przerzucić mężczyznę przez granicę w bezpieczne miejsce. Załatwiał mu wyjazd do Waszyngtonu, kiedy zadzwonił do niego Dustin Thornton i zakomunikował mu, że sytuacja uległa zmianie i że ma zaniechać dalszej akcji.

– Nie możemy go teraz tak zostawić – zaprotestował Robert. – Przecież go zabiją.

– To już nie nasza sprawa – odpowiedział Thornton. – Rozkazuję panu natychmiast wracać.

Mam cię gdzieś - pomyślał Robert. – Nie opuszczę go. Zadzwonił do swego przyjaciela z MI 6, wywiadu brytyjskiego, i przedstawił mu sprawę.

– Jeśli wróci do NRD – powiedział Robert – zadźgają go. Przejmiesz go?

– Zorientuję się, co się da zrobić, stary. Przywieź go.

I uczonemu udzielono schronienia w Anglii.

Dustin Thornton nigdy nie przebaczył Robertowi, że nie postąpił według instrukcji. Od tej chwili między mężczyznami zapanowała jawna niechęć. Thornton omawiał nawet ten incydent ze swym teściem.

– Tacy wolni strzelcy jak ten Bellamy są niebezpieczni – ostrzegł go Willard Stone. – Stanowią zagrożenie dla służby. Życie takich ludzi można poświęcać. Zapamiętaj to sobie.

I Thornton zapamiętał.

Idąc korytarzem w stronę gabinetu Dustina Thorntona, Robert mimowolnie zaczął porównywać Thorntona z Whittakerem. W pracy tego typu zaufanie było warunkiem sine qua non. A on nie ufał Dustinowi Thorntonowi.

Kiedy Robert wszedł do gabinetu, Thornton siedział za biurkiem.

– Chciał się pan ze mną widzieć?

– Tak. Proszę usiąść, panie poruczniku. – Stosunki między nimi nigdy nie stały się na tyle bliskie, by zwracał się do niego po imieniu. – Dowiedziałem się, że został pan tymczasowo przeniesiony do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa. Kiedy pan do nas wróci, mam…

– Nie wrócę już. To ostatnie zadanie, którego się podjąłem.

– Co takiego?

– Rozstaję się ze służbą.

Kiedy Robert później nad tym rozmyślał, sam nie był pewien, jakiej reakcji się spodziewał. Jakiejś gwałtownej sceny? Dustin Thornton mógł okazać zdumienie albo starać się mu to wyperswadować, albo rozzłościć się, czy wreszcie okazać ulgę. Tymczasem spojrzał jedynie na Roberta i skinął głową.

– Ach, tak?

Po powrocie do swego pokoju Robert zwrócił się do sekretarki.

– Barbaro, nie będzie mnie przez jakiś czas. Wyjeżdżam za mniej więcej godzinę.

– Czy będzie się można z panem w jakiś sposób skontaktować? Robert przypomniał sobie słowa generała Hilliarda.

– Nie.

Ma pan umówione spotkania…

– Odwołaj je. – Spojrzał na zegarek. Nadeszła pora, by spotkać się z admirałem Whittakerem.

Na śniadanie umówili się na centralnym dziedzińcu Pentagonu, w kawiarni Strefa Zero, nazwanej tak, ponieważ kiedyś sądzono, że Pentagon stanie się pierwszym celem ataku nuklearnego w razie wojny przeciwko Stanom Zjednoczonym. Robert wybrał stolik w samym rogu, gdzie do pewnego stopnia mieli zapewniony spokój. Admirał Whittaker przybył punktualnie. Kiedy Robert obserwował go zbliżającego się do stolika, odniósł wrażenie, że admirał wygląda na znacznie starszego i niższego, tak jakby odejście na emeryturę dodało mu lat i spowodowało, że się skurczył. Był wciąż silnie zbudowanym, imponującym mężczyzną, o rzymskim nosie, mocno zarysowanych kościach policzkowych i grzywie posiwiałych włosów. Robert służył pod admirałem Whittakerem w Wietnamie, a później w Wywiadzie Marynarki, i darzył go ogromnym szacunkiem. A nawet więcej - przyznał w duchu. Admirał Whittaker był dla niego ojcem.