Asystent kierownika wrócił z Pier do saloniku.
– Jest tu też kolorowy telewizor – powiedział, podszedł do aparatu i włączył go. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Roberta. Prezenter mówił: -… Interpol podejrzewa, że obecnie przebywa w Rzymie. Jest poszukiwany jako jeden z podejrzanych o udział w międzynarodowej aferze przemytu narkotyków. Dla CNN News mówił Bernard Shaw.
Pier wpatrywała się w ekran jak zahipnotyzowana. Pracownik hotelu wyłączył telewizor.
– Wszystko w porządku?
– Tak – powiedziała wolno Pier. Przemytnik narkotyków!
– Czekamy na przybycie pana porucznika.
Kiedy Pier znów wsiadła do czekającego na dole samochodu, zupełnie innym wzrokiem spojrzała na Roberta.
– No to możemy ruszać w drogę – uśmiechnął się Robert.
Mężczyzna w ciemnym ubraniu przeglądał rejestr gości hotelu Victoria. Spojrzał na recepcjonistę.
– O której godzinie przyjechał porucznik Bellamy?
– Jeszcze się nie pojawił. Sekretarka zarezerwowała apartament. Powiedziała, że porucznik będzie za godzinę.
Mężczyzna odwrócił się do swego towarzysza.
– Bierzemy hotel pod obserwację. Sprowadź posiłki. Zaczekam na górze. Proszę zaprowadzić mnie do jego apartamentu – polecił urzędnikowi.
Trzy minuty później recepcjonista otwierał już drzwi do pokoju zarezerwowanego dla Bellamy’ego. Mężczyzna w ciemnym garniturze wszedł ostrożnie; w dłoni trzymał broń. Apartament był pusty.
Dostrzegł leżącą na stole kopertę i wziął ją do ręki. Zaadresowana była „Porucznik Robert Bellamy”. Otworzył kopertę i zajrzał do środka. Po chwili wykręcał numer do siedziby głównej SIFAR.
Francesco Cesar odbywał właśnie spotkanie z pułkownikiem Frankiem Johnsonem. Choć pułkownik Johnson wylądował na lotnisku Leonardo da Vinci zaledwie dwie godziny temu, nie widać było po nim zmęczenia.
– O ile wiemy – mówił Cesar – Bellamy jest wciąż w Rzymie. Mieliśmy ponad trzydzieści meldunków na temat miejsca jego pobytu.
– Czy któryś z nich się potwierdził?
– Nie.
Zadzwonił telefon.
– Tu Luigi – odezwał się głos w słuchawce. – Panie pułkowniku, mamy go. Jestem w jego apartamencie w hotelu Victoria. Przed sobą mam jego bilet lotniczy do Pekinu. Zamierza wylecieć w piątek.
– Dobra! – w głosie Cesara słychać było podekscytowanie. – Zaczekaj tam. Zaraz będziemy. – Odłożył słuchawkę i odwrócił się do pułkownika Johnsona. – Obawiam się, panie pułkowniku, że daremnie się pan trudził. Mamy go. Zameldował się w hotelu Victoria. Znaleźliśmy wystawiony na jego nazwisko bilet lotniczy do Pekinu na piątek.
Pułkownik Johnson powiedział łagodnie:
– Bellamy zameldował się w hotelu pod swym własnym nazwiskiem?
– Tak.
– I bilet lotniczy jest też wystawiony na niego?
– Tak. – Pułkownik Cesar wstał. – Jedźmy tam. Pułkownik Johnson potrząsnął głową.
– Szkoda tracić czas.
– Jak to?
– Bellamy nigdy…
Znów zadzwonił telefon. Cesar chwycił słuchawkę.
– To pan, pułkowniku? – rozległ się czyjś głos. – Tu Mario. Zlokalizowaliśmy Bellamy’ego. Jest w hotelu Valadier. W poniedziałek wybiera się pociągiem do Budapesztu. Co mamy robić?
– Skontaktuję się z tobą – powiedział pułkownik Cesar. Odwrócił się i spojrzał na pułkownika Johnsona. – Znaleźli bilet kolejowy do Budapesztu na nazwisko Bellamy’ego. Nie rozumiem, co…
Znów zadzwonił telefon.
– Słucham? – rzucił Cesar do słuchawki.
– Tu Bruno. Odnaleźliśmy Bellamy’ego. Zameldował się w hotelu Leonardo da Vinci. W niedzielę planuje wyjazd do Miami. Czy mam…?
– Wracaj – warknął Cesar i cisnął słuchawkę. – O co tu, u diabła, chodzi?
Pułkownik Johnson powiedział ponuro:
– Stara się, byście na próżno angażowali swe siły.
– I co teraz?
– Zastawimy na niego pułapkę.
Jechali przez Via Cassia, w pobliżu Olgiata, kierując się na północ, do Wenecji. Policja będzie obserwowała wszystkie główne porty Włoch, ale spodziewają się, że będzie próbował przedostać się na zachód, do Francji lub Szwajcarii. Z Wenecji - myślał Robert – mogę się udać wodolotem do Triestu, a stamtąd do Austrii. Potem…
Rozmyślania przerwał mu głos Pier:
– Jestem głodna.
– Słucham?
– Jeszcze nic dziś nie jedliśmy.
– Przepraszam – powiedział Robert. Był zbyt pochłonięty innymi sprawami, by myśleć o jedzeniu. – Zatrzymamy się w najbliższej restauracji.
Pier obserwowała go, jak prowadził. Była niezwykle zaintrygowana. Żyła w świecie alfonsów, złodziei i przemytników narkotyków. Ten człowiek nie był przestępcą.
W najbliższej miejscowości zatrzymali się przed małą trattorią. Robert zaparkował wóz i wysiedli.
W restauracji było dużo gości, wypełniał ją gwar rozmów i brzęk naczyń. Robert znalazł stolik pod ścianą i zajął miejsce twarzą do wejścia. Pojawił się kelner i wręczył im jadłospisy.
Susan powinna być już na jachcie - pomyślał Robert. – To może być ostatnia szansa porozmawiania z nią.
– Zapoznaj się z menu – powiedział Robert i wstał. – Zaraz wrócę.
Pier obserwowała, jak podszedł do znajdującego się w pobliżu ich stolika automatu telefonicznego. Wsunął w otwór monetę.
– Proszę z morską centralą telefoniczną na Gibraltarze. Dziękuję.
Do kogo może dzwonić na Gibraltarze? - zastanawiała się Pier. – Czy właśnie tam zamierza uciec?
– Centrala? Chciałbym uzyskać połączenie z amerykańskim jachtem „Zimorodek”, znajdującym się w pobliżu Gibraltaru. Cydrowa Słodycz 337. Dziękuję.
Minęło kilka minut, podczas których radiooperatorzy kontaktowali się ze sobą, łącząc rozmowę.
Robert usłyszał w słuchawce głos Susan.
– Susan…
– Robert! Nic ci nie jest?
– Nie, wszystko w porządku. Chciałem ci tylko powiedzieć…
– Wiem, co mi chcesz powiedzieć. Trąbi o tym radio i telewizja. Czemu ściga cię Interpol?
– To długa historia.
– Mamy czas. Chcę się dowiedzieć.
Zawahał się.
– To sprawa polityczna, Susan. Dysponuję dowodami, które są niewygodne dla rządów niektórych państw. Dlatego szuka mnie Interpol.
Pier z uwagą przysłuchiwała się słowom Roberta.
– Jak mogę ci pomóc? – spytała Susan.
– Nic nie możesz zrobić, skarbie. Zadzwoniłem, by jeszcze raz usłyszeć twój głos na wypadek, gdybym… gdybym z tego nie wyszedł.
– Nie mów tak – w jej głosie słychać było panikę. – Możesz mi powiedzieć, gdzie teraz jesteś?
– We Włoszech.
Nastąpiła chwila ciszy.
– W porządku. Nie jesteśmy daleko. Dopiero co minęliśmy Gibraltar. Możemy podpłynąć do każdego wskazanego przez ciebie miejsca.
– Nie, ja…
– Posłuchaj. To prawdopodobnie twoja jedyna szansa ucieczki.
– Nie mogę na to pozwolić, Susan. Znajdziesz się w niebezpieczeństwie.
Właśnie wtedy do salonu wszedł Monte i usłyszał fragment rozmowy.
– Pozwól mi z nim pomówić.
– Jeszcze chwilę, Robercie. Monte chciałby z tobą porozmawiać.
– Susan, nie mam…
W słuchawce rozległ się głos Montego.
– Robercie, rozumiem, że znalazłeś się w poważnych tarapatach. Odkrycie sezonu.
– Można to tak określić.
– Pragniemy ci pomóc. Nie będą cię szukali na naszym jachcie.