– Nie ma specjalnie o czym mówić. Mój ojciec całe życie pracował w dokach. Kiedy miałam piętnaście lat, przygniótł go dźwig. Matka była chora, musiałam utrzymywać ją i Carla. Znajomy z wytwórni Cinecitta załatwiał mi małe rólki. Płacili marnie i do tego musiałam sypiać z asystentem reżysera. Pomyślałam, że więcej zarobię na ulicy. Teraz zajmuję się trochę tym, trochę tym – w jej głosie nie było słychać rozczulania się nad sobą.
– Pier… jesteś pewna, że twoja matka nie będzie miała żadnych zastrzeżeń, jeśli sprowadzisz do domu obcego mężczyznę?
– Na pewno nie. Jesteśmy z sobą bardzo zżyte. Matka będzie szczęśliwa, kiedy mnie zobaczy. Bardzo ją kochasz?
Robert spojrzał na nią zdumiony.
– Kogo? Twoją matkę?
– Kobietę, do której telefonowałeś z restauracji, tę Susan.
– Dlaczego pomyślałaś, że ją kocham?
– Zorientowałam się po tonie twego głosu. Kto to jest?
– Znajoma.
– Szczęściara z niej. Chciałabym, by o mnie też ktoś się tak troszczył. Czy Robert Bellamy to twoje prawdziwe imię i nazwisko?
– Tak.
– I jesteś porucznikiem?
Na to pytanie było trudniej odpowiedzieć.
– Nie jestem pewien, Pier – odparł. – Byłem.
– Możesz mi powiedzieć, czemu szuka cię Interpol?
– Będzie lepiej, jak nic ci nie powiem – stwierdził ostrożnie. – Już przez sam fakt, że jesteś ze mną, możesz mieć kłopoty. Im mniej będziesz wiedziała, tym lepiej.
– Jak chcesz.
Pomyślał o dziwnym zbiegu okoliczności, który sprawił, że się poznali.
– Pozwól, że cię o coś zapytam. Gdybyś się dowiedziała, że na Ziemię przybyli kosmici, wpadłabyś w panikę?
Pier przyglądała mu się przez moment.
– Pytasz poważnie?
– Najzupełniej poważnie.
Potrząsnęła głową.
– Nie. Myślę, że to by było ekscytujące. Czy wierzysz, że oni naprawdę istnieją?
– To niewykluczone – powiedział ostrożnie.
Twarz Pier rozjaśniła się.
– Serio? A czy mają prawdziwe… to znaczy… czy są zbudowani jak ludzie?
Robert roześmiał się.
– Nie wiem.
– Czy ma to coś wspólnego z tym pościgiem za tobą?
– Nie, nic – szybko zaprzeczył Robert.
– Powiedziałabym ci coś, ale obiecaj, że nie będziesz na mnie zły.
– Obiecuję.
– Wydaje mi się, że się w tobie zakochałam – powiedziała to tak cicho, że ledwo ją usłyszał.
– Pier…
– Wiem, zachowuję się jak kretynka. Ale nigdy przedtem nikomu tego nie mówiłam. Chcę, żebyś o tym wiedział.
– Pochlebiasz mi, Pier.
– Nie żartujesz sobie ze mnie?
– Nie. – Spojrzał na wskaźnik paliwa. – Dobrze by było, gdybyśmy wkrótce trafili na stację benzynową.
Piętnaście minut później podjechali na stację.
– Tutaj zatankujemy – oświadczył Robert.
– Świetnie – uśmiechnęła się Pier. – Zadzwonię do matki i uprzedzę ją, że przyprowadzę do domu przystojnego cudzoziemca.
Robert zajechał pod pompę i powiedział do obsługującego ją chłopaka:
– Fate U pieno, per favore.
– Si, signore.
Pier nachyliła się i pocałowała Roberta w policzek.
– Zaraz wracam.
Robert obserwował ją, jak weszła do środka, by rozmienić pieniądze. Naprawdę jest bardzo ładna - pomyślał. – I inteligentna. Muszę uważać, by jej nie skrzywdzić.
Pier wykręciła numer. Obejrzała się jeszcze, by pomachać Robertowi. Kiedy usłyszała w słuchawce głos telefonistki, powiedziała:
– Proszę mnie połączyć z Interpolem. Subito!
Rozdział 40
Od chwili gdy Pier ujrzała w telewizji informację o Robercie Bellamym, wiedziała, że stanie się bogata. Jeśli Roberta szuka Interpol, międzynarodowa organizacja policji kryminalnej, to musieli wyznaczyć za jego głowę potężną nagrodę. A ona była jedyną osobą, która znała miejsce pobytu Bellamy’ego! Czyli że cała nagroda przypadnie w udziale właśnie jej! Namówienie Roberta, by pojechał do Neapolu, gdzie będzie go mogła mieć na oku, było genialnym posunięciem.
– Interpol. W czym mogę pani pomóc? – rozległ się w słuchawce głos mężczyzny.
Serce Pier waliło jak młotem. Wyjrzała przez okno, by się upewnić, czy Robert ciągle stoi przed dystrybutorem.
– Szukacie niejakiego porucznika Roberta Bellamy, prawda? Nastąpiła chwila ciszy.
– Czy mogę wiedzieć, kto mówi?
– Nieważne. Szukacie go czy nie?
– Muszę panią przełączyć do innej osoby. Proszę się nie rozłączać. – Odwrócił się do swego asystenta. – Spróbuj sprawdzić, skąd dzwoni. Pronto!
Trzydzieści sekund później Pier rozmawiała z jakimś wyższym funkcjonariuszem.
– Słucham, signora. W czym mogę pani pomóc? W niczym, ty durniu. To ja próbuję pomóc wam.
– Znam miejsce pobytu porucznika Roberta Bellamy’ego. Interesuje was to czy nie?
– Ależ tak, signora, bardzo nas interesuje. Powiedziała pani, że zna pani miejsce jego pobytu?
– Zgadza się. Jest teraz ze mną. Ile jest dla was wart?
Mówi pani o nagrodzie?
– Oczywiście, że mówię o nagrodzie. – Znów wyjrzała przez okno. Cóż to za idioci!
Funkcjonariusz dał znak swemu asystentowi, by się pospieszył.
– Nie ustaliliśmy jeszcze, signora, wysokości nagrody za pomoc w jego ujęciu, więc…
– No to ustalcie teraz. Spieszę się.
– A jakiej nagrody spodziewałaby się pani?
– Nie wiem. – Pier pomyślała przez chwilę. – Może pięćdziesiąt tysięcy dolarów?
– Pięćdziesiąt tysięcy dolarów to dużo pieniędzy. Jeśli powie mi pani, gdzie pani teraz jest, przyjedziemy, by ustalić kwotę, satysfakcjonującą…
Chyba uważa mnie za pazza.
– Nie. Albo zgodzicie się zapłacić tyle, ile żądam, albo… – Pier uniosła wzrok i zobaczyła Roberta, zmierzającego w stronę pawilonu. – Pospieszcie się! Tak czy nie?
– Dobrze, signora. Zgadzamy się zapłacić pani…
Robert wszedł do środka i zbliżał się do niej.
Pier powiedziała do słuchawki:
– Mamo, przyjedziemy w porze obiadu. Spodoba ci się. Jest bardzo miły. Dobrze. W takim razie do zobaczenia. Ciao.
Pier odłożyła słuchawkę i odwróciła się do Roberta.
– Matka nie może się wprost doczekać chwili, kiedy cię zobaczy.
W centrali Interpolu starszy funkcjonariusz spytał:
– Czy udało wam się ustalić, skąd dzwoniła?
– Tak. Ze stacji benzynowej na Autostradzie Słońca. Wszystko wskazuje na to, że są w drodze do Neapolu.
Pułkownik Francesco Cesar i Frank Johnson studiowali ścienną mapę, wiszącą w gabinecie Cesara.
– Neapol to duże miasto – mówił pułkownik Cesar. – Są tam tysiące miejsc, w których można się ukryć.
– A kobieta?
– Nie mamy pojęcia, co to za jedna.
– Więc musimy się dowiedzieć – stwierdził Johnson. Cesar spojrzał na niego zaskoczony.
– Jak?
– Jeśli Bellamy postanowiłby prędko znaleźć sobie kobietę do towarzystwa, to co by zrobił?
– Prawdopodobnie zaczepiłby jakąś dziwkę.
– Tak jest. Od czego zaczynamy?
– Od Tor di Ounto.
Pojechali w dół Passeggiata Archeologica i przyglądali się prostytutkom, prezentującym swoje wdzięki. W samochodzie, oprócz pułkowników Cesara i Johnsona, siedział również kapitan Bellini, komendant dzielnicy.