Obudziło go skrzypnięcie drzwi do sypialni. Usiadł na posłaniu, kompletnie rozbudzony. Ktoś zbliżał się do łóżka. Robert napiął mięśnie, gotów skoczyć. Wtem poczuł zapach perfum Pier. Wślizgnęła się pod koc tuż obok niego.
– Pier… co ty tu…?
– Ciii… – Przywarła do niego całym ciałem. Była zupełnie naga. – Poczułam się taka samotna – szepnęła i przytuliła się mocniej.
– Przykro mi, Pier, ale… ale nic nie mogę dla ciebie zrobić.
– Nie? – spytała Pier. – W takim razie pozwól, bym ja coś zrobiła dla ciebie – powiedziała cicho.
– To na nic – Robert poczuł głęboką frustrację. Chciał im obojgu oszczędzić zakłopotania z powodu tego, co było nieuniknione.
– Nie podobam ci się, Robercie? Nie uważasz, że mam piękne ciało?
– Ależ tak. – Naprawdę mu się podobała. Czuł ciepło bijące od jej ciała.
Głaskała go delikatnie, przesuwając palce wzdłuż jego piersi, a potem coraz niżej.
Musi ją powstrzymać, nim znów powtórzy się ten sam poniżający moment.
– Pier, nie mogę się kochać. Od… od bardzo dawna nie jestem w stanie kochać się z żadną kobietą.
– Nie musisz nic robić, Robercie – powiedziała. – Chcę cię tylko popieścić. Lubisz, jak cię ktoś pieści?
Nie czuł nic. Przeklęta Susan! Nie tylko odeszła od niego, odebrała mu również jego męskość. Pier zsunęła się niżej.
– Połóż się na brzuchu – poprosiła.
– Pier, to nie ma sensu…
Przewróciła go. Leżał przeklinając Susan, przeklinając swą impotencję. Poczuł na plecach język Pier. Zataczała nim malutkie kółeczka, coraz niżej i niżej. Palcami delikatnie muskała jego skórę.
– Pier…
– Ciii…
Czuł jej miękki i gorący język coraz niżej. Podnieciło go to. Poruszył się.
– Ciii… Leż spokojnie.
Czuł na skórze dotyk jej jędrnych piersi. Serce zaczęło mu bić mocniej. Tak - pomyślał. – Tak! O, właśnie tak! Ogarniało go coraz większe podniecenie i kiedy nie mógł już dłużej wytrzymać, chwycił Pier i przewrócił ją na wznak. Poczuła go na sobie i jęknęła:
– Mój Boże, jesteś niesamowity. Chcę cię czuć w sobie.
Chwilę później Robert wszedł w nią głęboko i poczuł się naraz tak, jakby się na nowo narodził. Pier była doświadczoną i namiętną kochanką. Robert upajał się jej aksamitnym, miękkim ciałem. Tej nocy kochali się trzy razy, nim w końcu usnęli.
DZIEŃ OSIEMNASTY
Neapol, Włochy
Robert obudził się, kiedy przez okno zaczęło wpadać blade światło poranka. Przytulił do siebie Pier i szepnął:
– Dziękuję.
Pier uśmiechnęła się figlarnie.
– Jak się czujesz?
– Cudownie – powiedział Robert. I była to prawda. Pier przytuliła się do niego.
Jesteś potworem!
Robert roześmiał się.
– A ty jesteś prawdziwą czarodziejką. Pier usiadła i spytała poważnie:
– Nie jesteś przemytnikiem narkotyków, prawda? Cóż za naiwne pytanie!
– Nie.
– Ale szuka cię Interpol. Nie mógł temu zaprzeczyć.
– Tak.
Jej twarz rozjaśniła się.
– Wiem już! Jesteś szpiegiem! – Była podekscytowana jak małe dziecko.
Robert nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Tak sądzisz?
– Przyznaj się – nalegała Pier. – Jesteś szpiegiem, prawda?
– Tak – powiedział poważnie Robert. – Jestem szpiegiem.
– Wiedziałam! – Oczy Pier błyszczały. – Czy możesz mi zdradzić kilka sekretów?
– Jakich znów sekretów?
– No wiesz, szpiegowskich… o szyfrach i takich tam… Ubóstwiam powieści szpiegowskie. Czytam ich mnóstwo.
– Naprawdę?
– Och, tak! Ale to są wszystko tylko wymyślone historyjki. A ty znasz prawdziwe chwyty, prawda? Na przykład tajne sygnały, jakimi posługują się szpiedzy. Czy możesz mi zdradzić jeden z nich?
Robert odparł poważnie:
– Cóż, nie powinienem, ale myślę, że jeden mogę ci zdradzić. – Co jej takiego powiedzieć, żeby uwierzyła? – Jest taki stary numer z żaluzją.
Otworzyła szeroko oczy.
– Numer z żaluzją?
– Tak. – Robert wskazał na okno sypialni. – Gdy wszystko jest w porządku, obie żaluzje są podniesione. Ale jeśli są jakieś nieprzewidziane komplikacje, jedną żaluzję się opuszcza. To znak dla współpracującego z tobą agenta, by miał się na baczności.
– Ale super! – wykrzyknęła podniecona Pier. – Nigdy o tym nie czytałam.
– I nie przeczytasz – zapewnił ją Robert. – To wielka tajemnica.
– Nikomu tego nie zdradzę – obiecała Pier. – Powiedz coś jeszcze!
Coś jeszcze? – Robert zastanowił się przez moment. – No więc jest jeszcze numer z telefonem.
Pier przytuliła się do niego mocniej.
– Powiedz mi o nim.
– No więc… przypuśćmy, że twój znajomy szpieg dzwoni, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Prosi do aparatu Pier. Jeśli wszystko gra, mówisz: „Tu Pier”. Ale jeśli są jakieś problemy, odpowiadasz: „Pomyłka”.
– Ale fajne!
Moi wykładowcy z Farmy dostaliby ataku serca, gdyby usłyszeli, jakie bzdury wygaduję.
– Możesz mi jeszcze coś powiedzieć? – spytała Pier. Robert roześmiał się.
– Myślę, że wystarczy już tych sekretów jak na jeden ranek.
– Masz rację. – Otarła się o jego ciało.
– Chcesz wziąć prysznic?
– Z największą przyjemnością.
Namydlili się nawzajem pod ciepłą wodą i kiedy Pier rozchyliła Robertowi nogi i zaczęła go myć, znów ogarnęło go podniecenie. Jeszcze raz się kochali, tym razem pod prysznicem. Gdy Robert się ubierał, Pier zarzuciła szlafrok i powiedziała:
– Zorientuję się, jak tam ze śniadaniem.
Carlo czekał już na nią w pokoju stołowym.
– Powiedz mi coś o swym przyjacielu – poprosił.
– Na przykład co?
– Gdzie go spotkałaś?
– W Rzymie.
– Musi być bardzo bogaty, skoro ci kupił bransoletkę ze szmaragdów.
Wzruszyła ramionami.
– Podobam mu się.
– Wiesz, co myślę? – powiedział Carlo. – Że ten twój przyjaciel przed kimś się ukrywa. Jeśli powiemy o tym komu trzeba, możemy dostać dużą nagrodę.
Pier podeszła do brata, oczy jej płonęły.
– Trzymaj się od niego z daleka, Carlo.
– Czyli że się ukrywa.
– Słuchaj, ty mały piscialetto, ostrzegam cię – nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. – Nie miała zamiaru dzielić się swą nagrodą z kimkolwiek.