Pora ruszać. Robert odetchnął głęboko, wyciągnął lewą rękę i przekręcił kluczyk. Rozległ się warkot silnika. Funkcjonariusze służby bezpieczeństwa stali i obserwowali go, jak odjeżdżał. Kiedy Robert dojechał do skrzyżowania, drogę zagrodził mu samochód policyjny. Przez moment Robertowi wydawało się, że go zatrzymają. Ale policjant włączył syrenę i nagle cały ruch zamarł. Do diabla, eskortują mnie!
Robert usłyszał w górze warkot helikoptera. Uniósł głowę. Na kadłubie śmigłowca widniały znaki Francuskiej Policji Narodowej. Generał Hilliard robił wszystko, co w jego mocy, by zagwarantować mu bezpieczny dojazd do Szwajcarii. A kiedy mu przedstawię ostatniego świadka - pomyślał Robert ponuro – będzie chciał mnie zabić. No cóż, czeka go niespodzianka.
Robert dotarł do granicy szwajcarskiej o czwartej po południu. Na granicy francuski radiowóz zawrócił, a jego miejsce zajął szwajcarski. Po raz pierwszy od rozpoczęcia całej tej afery Robert odprężył się. Dzięki Bogu, że admirał Whittaker ma wpływowych przyjaciół. Wiedząc, że z Robertem ma się spotkać prezydent, generał Hilliard nie ośmieli się nic mu zrobić. Myślami powrócił do kobiety w bieli i w tej samej chwili usłyszał jej głos. Wypełnił cały samochód.
Pospiesz się, Robercie. Czekamy na ciebie.
Czekamy? Czyżby nie była sama? Już wkrótce się przekonam - pomyślał Robert.
W Zurychu Robert zatrzymał się na chwilę w hotelu Dolder Grand i zostawił w recepcji wiadomość dla generała.
– Będzie o mnie pytał generał Hilliard – powiedział Robert urzędniczce. – Proszę mu to wręczyć.
– Dobrze, proszę pana.
Robert wyszedł i zbliżył się do eskortującego go samochodu policyjnego. Pochylił się i powiedział do kierowcy:
– Od tej chwili chcę być sam. Policjant zawahał się.
– W porządku, panie poruczniku.
Robert wsiadł do mercedesa i ruszył w stronę Uetendorfu, miejsca katastrofy UFO. Podczas jazdy rozmyślał o wszystkich tych tragediach, których stała się przyczyną, o ludziach, którzy z jej powodu zginęli. Hans Beckerman i ksiądz Patrini; Leslie Mothershed i William Mann; Daniel Wayne i Otto Schmidt; Laslo Bushfekete i Fritz Mandel; Olga Romanczenko i Kevin Parker. Nie żyją. Wszyscy nie żyją.
Chcę spotkać Janusa - pomyślał Robert – i spojrzeć mu w oczy.
Mijał jedną wioskę za drugą, a monumentalna uroda Alp zdawała się wykluczać możliwość, że tu właśnie miał swój początek dramat, który doprowadził do rozlewu krwi. Dotarł do Thun. Poczuł narastające napięcie. Wkrótce znajdzie się na polance, na której razem z Beckermanem znaleźli balon sondę, tam gdzie zaczął się cały ten koszmar. Robert zjechał na skraj szosy i wyłączył silnik. Zmówił cicho modlitwę, a potem wysiadł z samochodu, przeszedł na drugą stronę drogi i skierował się ku polance.
Tysiąc wspomnień przemknęło mu przez głowę. Telefon o czwartej nad ranem. „Zgodnie z rozkazem ma się pan zameldować u generała Hilliarda w siedzibie głównej Narodowej Agencji Bezpieczeństwa w Fort Meade dziś o szóstej rano. Czy wszystko jasne, panie poruczniku?”
Jak mało wtedy rozumiał. Przypomniał sobie słowa generała Hilliarda: „Musi pan znaleźć tych świadków. Wszystkich, co do jednego”. A później poszukiwania, które prowadziły go z Zurychu do Berna, Londynu, Monachium, Rzymu i Orvieto; z Waco do Fort Smith; z Kijowa do Waszyngtonu i Budapesztu. Cóż, krwawy ślad kończy się tu, gdzie wszystko miało swój początek.
Czekała na niego, tak jak się tego spodziewał. Wyglądała, jak wtedy, kiedy mu się ukazała we śnie. Podeszli do siebie; Robertowi wydawało się, że płynęła ku niemu w powietrzu; twarz jej zdobił promienny uśmiech.
Dziękuję, żeś przyszedł, Robercie.
Mówiła do niego czy też słyszał jej myśli? Jak się rozmawia z istotą pozaziemską?
– Musiałem przyjść – odparł. Cała ta scena była zupełnie nierealna. Oto stoję i rozmawiam z kimś nie z tego świata! Powinienem odczuwać przerażenie, tymczasem jeszcze nigdy w życiu nie czułem się bardziej bezpiecznie. - Muszę cię ostrzec – powiedział Robert. – Zjawi się tu paru ludzi, którzy będą ci chcieli zrobić krzywdę. Lepiej odejdź przed ich przybyciem.
Nie mogę odejść.
Nagle Robert zrozumiał. Sięgnął lewą ręką do kieszeni i wyciągnął mały kawałek metalu, zawierający kryształ.
Twarz jej się rozjaśniła.
Dziękuję, Robercie.
Wręczył jej kryształ i obserwował, jak wkłada go do trzymanego w dłoni urządzenia.
– Co teraz nastąpi? – zapytał Robert.
Będę mogła nawiązać łączność z moimi przyjaciółmi. Przybędą po mnie.
Czy w tym zdaniu kryło się coś złowieszczego? Robert przypomniał sobie słowa generała Hilliarda. „Zamierzają zawładnąć tą planetą, a z nas uczynić niewolników”. A jeśli generał Hilliard miał rację? Jeśli kosmici rzeczywiście zamierzają zawładnąć Ziemią? Kto ich będzie w stanie powstrzymać? Robert spojrzał na zegarek. Nadeszła już niemal godzina, o której mieli przybyć generał Hilliard i Janus; w tym samym momencie usłyszał warkot nadlatującego z północy olbrzymiego helikoptera.
Oto twoi przyjaciele.
Przyjaciele. Raczej śmiertelni wrogowie, których był zdecydowany zdemaskować i zniszczyć.
Trawa i kwiaty na łące zaczęły falować gwałtownie; helikopter podchodził do lądowania.
Za chwilę stanie twarzą w twarz z Janusem. Na tę myśl owładnął nim niepohamowany gniew. Drzwi helikoptera otworzyły się.
Pojawiła się w nich Susan.
Rozdział 51
Na statku bazie, unoszącym się wysoko nad Ziemią, zapanowała ogromna radość. Wszystkie światełka migały na zielono. Znaleźliśmy ją! Musimy się pospieszyć. Olbrzymi pojazd skierował się ku widocznej w dole planecie.
Rozdział 52
Na krótką chwilę czas jakby się zatrzymał w miejscu, a potem rozsypał na tysiące kawałków. Robert oszołomiony obserwował wysiadającą z helikoptera Susan. Przystanęła na moment, a potem ruszyła w kierunku Roberta, ale Monte Banks, który znajdował się tuż za nią, chwycił ją i zatrzymał.
– Uciekaj, Robercie! Uciekaj! Oni cię zabiją!
Robert zrobił krok w jej stronę, lecz właśnie wtedy z helikoptera wysiedli generał Hilliard i pułkownik Frank Johnson.
– Oto jestem, panie poruczniku – powiedział generał Hilliard. – Dotrzymałem swojej części umowy. – Podszedł do Roberta i kobiety w bieli. – Domyślam się, że to jedenasty świadek. Brakujący pasażer statku kosmicznego. Jestem pewny, że okaże się dla nas bardzo interesującym obiektem badań. A więc to koniec.
– Jeszcze nie. Obiecał pan, że przywiezie pan Janusa.
– Ach, tak. Janus nawet sam nalegał, by przyjechać i się z panem spotkać.
Robert odwrócił się w stronę helikoptera. W drzwiach śmigłowca stał admirał Whittaker.
– Chciałeś się ze mną zobaczyć, Robercie?
Robert patrzył na niego, nie wierząc własnym oczom. W pewnym momencie wszystko przesłoniła mu czerwona mgiełka. Poczuł, jak wali się cały jego świat.
– Nie! Czemu…? Czemu, na litość boską?
Admirał zbliżał się do niego.
– Nie rozumiesz, prawda? Nigdy nic nie rozumiałeś. Przejmowałeś się śmiercią kilku nic nie znaczących osób. Tymczasem nam chodzi o ratowanie całego świata. Bo Ziemia należy do nas i możemy z nią robić, co nam się żywnie podoba.