Odpowiedź Jezusa: „Błogosławiony!, albowiem nie widziałeś mnie, a uwierzyłeś we mnie. Napisane jest bowiem o mnie, że ci, co widzieli mnie, nie uwierzą we mnie, ażeby ci, co nie widzieli mnie, uwierzyć i mieć żywot wieczny mogli. Co się tyczy zaś prośby twojej, abym udał się do ciebie, trzeba mi tutaj wypełnić posłannictwo moje, a następnie odejść do tego, który mnie posłał. Gdy to się stanie, wyślę ci jednego z uczniów moich, który uleczy cię z choroby i otworzy drogę żywota tobie i tym wszystkim, którzy są z tobą”.
Ponoć – tak przynajmniej twierdzi Euzebiusz – Jezus istotnie przychylił się do prośby króla Abgara i wydelegował do niego swego ucznia Judasza, syna Tadeusza. Na niekorzyść naszego historyka trzeba jeszcze powiedzieć, że nawet łatwowiernym ludziom V wieku korespondencja wydawała się podejrzana i ostatecznie na synodzie kościelnym w 495 r. w Rzymie uznano ją za apokryf, czyli po prostu za falsyfikat.
Euzebiusz ma w swoim dorobku inne jeszcze podobne gafy. Choćby cytowany przezeń z naiwną wiarą list Piłata do Tyberiusza, w którym prokurator Judei spowiada się przed cesarzem, iż przekonał się o boskości Jezusa i że skazał go na śmierć tylko dlatego, że Żydzi go w błąd wprowadzili. Tyberiusz, ciągnie dalej Euzebiusz, przekazał list senatowi z propozycją uznania Jezusa za Boga, spotkał się jednak z odmową pogańskich senatorów.
Ciekawy przyczynek w dyskusji naokoło „Testimonium Flavianum” zawdzięczamy Orygenesowi. Ten wybitny pisarz kościelny żył w latach 185-254, a więc przed Euzebiuszem i przed wprowadzeniem do tekstu Starożytności żydowskich inkryminowanej interpolacji o Jezusie. Z jego polemicznego traktatu Przeciw Celsusowi, z którym zapoznamy się bliżej w następnym rozdziale, wynika, że w swoim egzemplarzu Starożytności żydowskich miał on notatkę o Janie Chrzcicielu i Jakubie, natomiast, jeżeli chodzi o Jezusa, to najwidoczniej znał on jakiś zgoła inny tekst, na podstawie którego uczynił Józefowi Flawiuszowi zarzut, iż nie wierzył, aby Jezus był Mesjaszem.
Była to więc jakaś notatka oceniająca Jezusa z punktu widzenia człowieka niewierzącego. Ponieważ takiej notatki u Flawiusza nie znaleziono, zachodziło pytanie, na czym mógł Orygenes się oprzeć dając wyraz swej krytycznej opinii. Niektórzy bibliści doszli do przekonania, że ów tekst pierwotny znany Orygenesowi dotąd kryje się w „Testimonium Flavianum”, tyle tylko że przeredagowany w duchu chrześcijańskim przez jakiegoś późniejszego kopistę. Niektórzy bibliści podjęli próbę wyodrębnienia owego domniemanego pratekstu przez prosty zabieg usunięcia z „Testimonium Flavianum” sugestii, iż Jezus był dogiem i zapowiedzianym przez proroków Mesjaszem, który zmartwychwstał. Uzyskany w ten sposób portret mędrca i nauczyciela wędrownego, jakich wielu było wówczas w Palestynie, mógł z pewnością wyjść spod pióra prawowiernego Żyda i potomka rodu kapłańskiego, jakim był Józef Flawiusz. Taki opis mógł także skłonić Orygenesa do wyrażenia opinii, iż autor jego nie wierzył w boskość Jezusa.
Hipoteza, zdawałoby się, aż nadto przekonywająca. A jednak ma ona poważne mankamenty. Przede wszystkim wątpliwości musi budzić sam zabieg wycedzania z „Testimonium Flavianum” owego domniemanego pratekstu. Poszczególni bibliści, mimo przeprowadzonych studiów nad cechami stylu i języka Józefa Flawiusza, nie zdołali zrekonstruować tekstu o jednakowym brzmieniu. Ich wersje różnią się między sobą do tego stopnia, że nie tylko samą metodę, ale także jej teoretyczne założenia trzeba stawić pod znakiem zapytania. Skoro przy dzisiejszym stanie filologii nie można uzyskać zgodnego rezultatu, ma się prawo sądzić, że taki pratekst pióra Józefa Flawiusza nigdy się nie odnajdzie.
Jednakże sprawę na niekorzyść całej koncepcji przesądziło ostatecznie rozejrzenie się w kontekście, w jakim tkwi „Testimonium Flavianum”. Wyszła tu na jaw bardzo znamienna rzecz. Ustęp poprzedzający je (18,111,2) oraz ustęp następujący po nim (18,111,4) niewątpliwie tworzą jedną ciągłość narracyjną, mającą za temat zamieszki wśród Żydów i inne ich kłopoty. „Testimonium Flavianum” ni stąd, ni zowąd, w sposób można by powiedzieć bezceremonialny, rozrywa na dwoje ową sekwencję narracyjną, co oznacza, że zostało ono sztucznie, bez liczenia się z logiką, wtłoczone w obcy tekst. Uczynił to, rzecz jasna, jakiś niezręczny i niezbyt inteligentny podrabiacz; pomawianie o tak niezgrabną interpolację autora Starożytności żydowskich byłoby niedorzecznością.
Są jednak ludzie, którzy w desperacji chwytają się najfantastyczniejszych pomysłów. Tak więc jeden z biblistów każe nam uwierzyć, że Józef Flawiusz nawrócił się pod koniec życia na chrześcijaństwo i że ex post włączył wówczas do swego gotowego dzieła ów znany nam ustęp o Jezusie. Dlaczego jednak dokonał tej interpolacji w sposób tak nielogiczny, rozrywając bezceremonialnie wątek własnej narracji, tego nikt nie próbował wyjaśnić. Podajemy ten szczegół jedynie tylko jako ciekawostkę, ponieważ ta osobliwa próba ratowania „Testimonium Flavianum” za wszelką cenę nie spotkała się z aprobatą poważniejszych uczonych. Z dzieł Józefa Flawiusza wynika przecież dowodnie, że do końca życia pozostał on gorliwym wyznawcą religii żydowskiej i faryzeuszem.
Wypada tu jeszcze parę słów poświęcić znacznie obszerniejszemu przekazowi o Jezusie w staroruskim przekładzie Wojny żydowskiej, pochodzącym z XI czy XII wieku i dokonanym prawdopodobnie na zlecenie kniazia Jarosława Kijowskiego. W czterech ustępach działalność Jezusa i jego życie przedstawione jest w zupełnie nie znanej wersji, odbiegającej w wielu szczegółach od przekazów ewangelii kanonicznych. Naokoło tych fragmentów toczył się długotrwały spór polemiczny, ostatecznie jednak uczeni doszli do przekonania, że jest to interpolacja, dokonana przypuszczalnie przez tłumaczy słowiańskich, którzy z kolei opierali się na ewangeliach apokryficznych.
Dla orientacji podajemy parę ciekawszych wyjątków ze wspomnianego przekazu o Jezusie w Wojnie żydowskiej w przekładzie ks. E. Dąbrowskiego (Dawne dzieje Izraela, str. 880-882):
„I wielu z ludu poszło za nim i przyjęło jego naukę. A wiele umysłów zapłonęło myśląc, iż pokolenia żydowskie wyzwolą się przez to z rąk Rzymian. Otóż miał on zwyczaj nade wszystko przebywać pod miastem na Górze Oliwnej. Tam też nie skąpił Ludziom uzdrowień. I zebrało się wokół niego 150 sług i tłum ludu. Widząc jego moc i to, że słowem czynił wszystko, co zechciał, przynaglali go, aby wszedł do miasta, pozabijał wszystkich Rzymian i Piłata i aby panował nad nimi. Lecz on się od tego wymówił. Następnie, gdy wieść doszła do przełożonych żydowskich, zebrali się oni wraz z arcykapłanem i rzekli: »Jesteśmy bezsilni i zbyt słabi, byśmy się mogli Rzymianom przeciwstawić. Ale skoro łuk jest naciągnięty, pójdźmy i powiedzmy Piłatowi to, czegośmy się dowiedzieli, abyśmy pozbywając się w ten sposób kłopotu, uniknęli wyzucia nas z naszych dóbr, wydania nas samych na śmierć i rozproszenia naszych dzieci, jeśliby Piłat skądinąd dowiedział się o tym«. I poszli ostrzec Piłata.