Wśród tych autorów tępionych przez Kościół szczególny rozgłos zyskał filozof grecko-rzymski Celsus, wyznawca stoicyzmu i platonizmu, powiernik cesarza-filozofa Marka Aureliusza, jeden z najniebezpieczniejszych ideowych antagonistów chrześcijaństwa. Nie mamy żadnych bliższych wiadomości o tym ciekawym myślicielu pogańskim, ale z referencji, jaką okazuje mu Lukian (123-190), autor słynnych dialogów filozoficznych, wnioskować możemy, że był to mąż cieszący się dużym autorytetem. Lukian bowiem w dialogu Aleksander, czyli fałszywy prorok między innymi tak oto pisze: „...gromadząc materiały do niniejszej rozprawy, pragnąłbym wywdzięczyć się i wyświadczyć przyjemność przyjacielowi i towarzyszowi, którego najbardziej ze wszystkich wielbię, zarówno za jego mądrość, umiłowanie prawdy i łagodny sposób bycia, jak też za spokojne umiarkowane życie i umiejętność postępowania z ludźmi”.
Gdy Celsus opublikował polemiczny dialog Prawdziwe słowo (ok. 177 r.), w którym niezwykle zjadliwie atakuje chrześcijaństwo, wywołał chyba ogromną konsternację. Podobno pod wrażeniem jego argumentacji wielu chrześcijan wyrzekło się nowej wiary. Traktat ten podzielił los innych tego rodzaju utworów: po prostu zginął bez śladu. Tak się jednak dziwnie złożyło, że znamy dokładnie jego treść dzięki pracy jednego z najwybitniejszych myślicieli i teologów chrześcijańskich Orygenesa (185-251 r.). W polemicznej rozprawie Contra Celsum (Przeciw Celsusowi) zastosował on metodę przytaczania całych ustępów z Celsusa i następnie zbijania ich własnymi argumentami. Tych cytat jest tak dużo, że na ich podstawie można było prawie bez reszty zrekonstruować ogólną treść Prawdziwego słowa.
Celsus przede wszystkim zarzuca chrześcijanom, że natworzyli tyle sprzecznych podań o Jezusie i tak często zmieniali teksty ewangelii, że w końcu sami się w tym gubili. Tak np. matka Jezusa, Maria, uprzedzona o tym przez Anioła Gabriela, porodziła Syna Bożego. Ale twórcy tych legend zapomnieli wymazać z ewangelii późniejszą historię, według której Maria wraz z rodziną poczytywała Jezusa za szaleńca.
Najwięcej jednak miejsca poświęca Celsus pochodzeniu Jezusa. Opierając się na krążących plotkach twierdzi, że matka jego była wiejską kobietą złego prowadzenia. Mąż jej, cieśla z zawodu, wygnał ją z domu, ponieważ wykrył, że zdradzała go z niejakim Pantherą, żołnierzem armii rzymskiej narodowości greckiej. Bezdomna kobieta tułała się po kraju i w przygodnej stajni porodziła Jezusa, syna nieprawego łoża. Ów syn, gdy wyrósł, wywędrował za chlebem do Egiptu i tu nauczył się sztuki czynienia cudów, a gdy wrócił do Galilei, korzystał ze swych kuglarskich umiejętności, by zarabiać na życie. Miał w tym takie powodzenie, że wzbił się w dumę i rozgłaszał, iż jest synem bożym.
Celsus wysuwa jeszcze szereg innych uwłaczających dla chrześcijaństwa zarzutów, powrócimy do nich przy innej okazji. Wiemy już, że był on człowiekiem poważnym i chyba nie wyssał sobie z palca tych niewybrednych plotek. Musiały one za jego czasów krążyć po Rzymie i znaleźć wiarę u wielu ludzi, skoro wzięto je poważnie nawet w kołach elity intelektualnej, do jakiej należał przecież Celsus, Marek Aureliusz czy Lukian.
Znamy prawdopodobnie źródło tych plotek. Zrodziły się one w ferworze walki, jaka toczyła się między chrześcijanami a Żydami w różnych miastach imperium rzymskiego, walki, której pogłosy znajdujemy w Nowym Testamencie. Również w Talmudzie zachowały się rozmaite opinie i pogłoski związane z postacią Jezusa, a w traktacie Aboda Zara mamy to, czego szukamy: całą historię cudzołóstwa Marii z żołnierzem Pantherą. Kolportaż legendy był ułatwiony dzięki niesłychanemu w dziej ach żydowskich wydarzeniu. Mianowicie córka pewnego kapłana imieniem Miriam bath Bilga porzuciła judaizm, by wyjść za mąż za żołnierza armii seleukidzkiej. Utożsamienie jej z Marią, matką Jezusa, było w atmosferze zaciętych sporów i kalumnii prawie nie do uniknięcia. Przypomnijmy, że tzw. Talmud palestyński otrzymał swoją ostateczną redakcję dopiero ok. 400 r. n.e., a Talmud babiloński o sto lat później, natomiast Celsus napisał swój traktat ok. 178 r. Świadczy to, jak twardy żywot mają tego rodzaju plotki. Krążyły one przez paręset lat i na nowo znalazły gorliwych rzeczników w epoce Oświecenia.
Tak oto kończą się poszukiwania śladów rzeczywistego Jezusa w literaturze pozachrześcijańskiej, kończą się, trudno chyba zaprzeczyć, kompletnym fiaskiem.
Rzecz o ewangeliach i ich domniemanych autorach
EWANGELIŚCI PISALI PO GRECKU
Poprzedni rozdział był może dla niektórych czytelników pewnego rodzaju zaskoczeniem. Niewiele bowiem mówi o doczesnym życiu Jezusa całe to greckie, rzymskie i żydowskie piśmiennictwo, skądinąd przecież znane z tego, że w swoich przekazach nie skąpi nam rozmaitych anegdotycznych szczegółów. W dodatku okazało się, że nawet i to, co zdołaliśmy wyłuskać z tego piśmiennictwa, jest z rozmaitych względów podejrzane lub wręcz nie zasługuje na naszą wiarę. Doprawdy, jakże zadziwiająco nikły ślad po człowieku, który już w owym czasie czczony był jako Bóg i Zbawiciel świata!
Wobec takiego stanu rzeczy jedyne świadectwo historyczne, na którym pozostaje nam się oprzeć – to Nowy Testament, a ponadto bogate piśmiennictwo chrześcijańskie nie włączone do kanonu ksiąg świętych i ryczałtowo objęte nazwą apokryfów. Jaką wartość dowodową mają wszystkie te pisma? Odpowiedź na to pytanie usiłuje dać odrębny dział biblistyki naukowej. Przekonamy się później, jak fascynujące i niekiedy rewelacyjne są dokonane w tej dziedzinie osiągnięcia. Poświęcimy im niejedną stronicę niniejszej książki, musimy jednak przedtem zapoznać się, choćby pobieżnie, z podstawowym dokumentem chrystianizmu: z Nowym Testamentem.