Zawiera on, jak wiemy, dwadzieścia siedem ksiąg, a mianowicie: cztery ewangelie, Dzieje Apostolskie, dwadzieścia jeden listów, przypisanych Pawłowi, Jakubowi, Piotrowi, Janowi i Judzie Tadeuszowi, oraz Objawienie Jana Apostoła, czyli Apokalipsę. Bibliści nie mają uzgodnionego zdania, kiedy te pisma powstały. Na ogół jednak przyjmuje się, że ich powstanie przypada na okres od 50 do ok. 120 r. Najstarszą częścią Nowego Testamentu jest List Pawła do Tessaloniczan, napisany w 50 r., a zatem mniej więcej w dwadzieścia lat po ukrzyżowaniu Jezusa Chrystusa.
Na ogół nie przychodzi nam do głowy zastanowić się, w jakim języku był napisany Nowy Testament; przeciętnie uważa się za rzecz samą przez się zrozumiałą, że jego oryginalnym językiem byt hebrajski lub aramejski. Dla niejednego będzie więc raczej niespodzianką, gdy dowie się, że autorzy Nowego Testamentu mówili i pisali po grecku. Nie był to wprawdzie język klasyczny z epoki Peryklesa, lecz jego gwarowa odmiana zwana przez filologów „koine”. W epoce hellenistycznej, to znaczy w okresie od IV wieku p.n.e. aż po wiek V n.e., język ten stał się potoczną mową różnojęzycznych ludów, zamieszkujących obszary podbite ongiś przez Aleksandra Macedońskiego i z biegiem czasu całkowicie zhellenizowanych przez okupacyjną administrację Greków.
Ci administratorzy cywilni i żołnierze pochodzili ze wszystkich plemion greckich Hellady, mówiących odmiennymi narzeczami. Rzecz oczywista, że na tych wspólnie zarządzanych terenach ich dialekty się mieszały, a w wyniku tego unifikacyjnego procesu ukształtował się nowy język grecki zwany „koine”, język epoki hellenistycznej.
„Koine” miał zrazu wszelkie cechy gwary ludowej, chociaż jego kanwą był klasyczny dialekt attycki na skutek prestiżu kulturalnego, jakim niezmiennie cieszyły się Ateny wśród pobratymców greckich. Z upływem czasu zaczęli się nim posługiwać w mowie i piśmie także ludzie wykształceni. W ich użyciu nabierał on stopniowo niejakiego poloru literackiego i w końcu stał się językiem potocznym nie tylko w Azji i Egipcie, ale nawet w samym Rzymie. Słyszało się go również w miastach Palestyny, a szczególnie w Galilei, ojczyźnie Jezusa. I to do tego stopnia, że katolicki biblista, ks. prof. E. Dąbrowski, zadał sobie w jednym z esejów pytanie: „Czy Jezus mówił po grecku?”, a nawet przypuszczał, że w rozmowie z nie-Żydami posługiwał się językiem greckim.
Wiadomo, że Żydzi z diaspory, daleko liczniejsi niż w samej Palestynie, mówili przeważnie po grecku. Zapomnieli oni do tego stopnia swojej mowy ojczystej, że zdani byli wyłącznie na Septuagintę, Stary Testament przełożony w Aleksandrii na język grecki. W samej Jerozolimie, gdzie zresztą wpływy kultury greckiej również były niemałe, prawie nie mówiono już po hebrajsku, lecz po aramejsku. Był to blisko z hebrajskim spokrewniony dialekt semicki, który stał się uniwersalnym językiem Bliskiego Wschodu.
Hellenizm opanował nawet ojczyznę kultury łacińskiej, Italię. W początkach cesarstwa, w związku z ogromnym ożywieniem gospodarczym kraju i rosnącym brakiem siły roboczej, sprowadzano masowo ze Wschodu niewolników i rzemieślników, zatrudnianych w miastach oraz w majątkach wielkich posiadaczy ziemskich. Ten napływ obcych elementów etnicznych zmienił do gruntu oblicze Italii. Przybysze mówili przeważnie po grecku, toteż język grecki stał się potocznym językiem szerokich rzesz proletariatu. Rzymski satyryk Juwenal (55-130 r.) skarżył się w jednej ze swych satyr, że trudno wytrzymać w mieście: „Sami Grecy!” O stopniu tej penetracji świadczy dzisiaj fakt, że na nagrobkach niewolników i wyzwoleńców archeolodzy spotykają częściej imiona greckie niż rzymskie. Ponieważ chrześcijaństwo krzewiło się przede wszystkim wśród tych właśnie ludzi, nie można się dziwić, że pierwsi przełożeni Kościoła rzymskiego posługiwali się greką w mowie i piśmie, co więcej – że język grecki był w owych czasach językiem liturgii chrześcijańskiej.
W świetle tych faktów nietrudno zrozumieć, dlaczego ewangelie i pozostałe pisma Nowego Testamentu napisano w języku greckim, a nie w jednym z narzeczy semickich. Autorami ich, jak i też odbiorcami, byli wyznawcy Chrystusa pochodzący głównie ze zhellenizowanych środowisk diaspory żydowskiej. Niektórzy bibliści wyrażają przekonanie, że nie dotyczy to Ewangelii Mateusza i Listu Pawła do Hebrajczyków. W ich mniemaniu pisma te są jedynie przekładem oryginałów aramejskich, które jakoby zaginęły pozostawiając w przekładzie greckim ślady swego pochodzenia w postaci idiomatycznych zwrotów, właściwych tylko językom semickim. Z pewnych jednak względów, nad którymi nie pora w tej chwili się zatrzymywać, większość uczonych specjalistów nie uznała owej tezy za dostatecznie udowodnioną.
Na marginesie całej tej sprawy warto zanotować, że Nowy Testament przetłumaczył w całości na łacinę dopiero doktor Kościoła św. Hieronim, który żył w latach 340-420. Przekład ten znany jest pod nazwą Wulgaty. Oczywiście przed Hieronimem istniały już łacińskie tłumaczenia ksiąg Nowego Testamentu w Italii i Afryce Północnej. Można jednak z dużą dozą słuszności powiedzieć, że przez trzy stulecia z okładem chrześcijaństwu w zasadzie wystarczał grecki tekst Biblii. W 1592 r. dokonano nowego przekładu na polecenie papieża Klemensa VIII, który nazwano z tego powodu Vulgata Clementina. Z tej najnowszej wersji łacińskiej korzystał ks. Jakub Wujek, twórca jednego z pierwszych przekładów Biblii na język polski.
KOSZE PEŁNE PAPIRUSÓW I CO Z TEGO WYNIKŁO
Nie posiadamy, rzecz oczywista, ani jednego manuskryptu Nowego Testamentu, napisanego przez autentycznego autora. Teksty, jakimi dysponujemy, są to kopie wielu kolejnych kopii. Nie sposób ustalić, ile ich było między pierwotnymi oryginałami a znanymi nam dzisiaj tekstami; pewne jest tylko to, że kopiści, tak jak wszyscy ludzie, byli omylni, a co za tym idzie, że uczeni mają mnóstwo kłopotów z wyłapywaniem popełnionych przez nich potknięć w kopiowanych tekstach. Chodzi tu nie tylko o nie zamierzone uchybienia, spotykamy się bowiem również z wypadkami, kiedy przepisywacze, w ferworze lansowania swoich przekonań doktrynalnych, zgoła bez skrupułów przeinaczali całe wersety.
Wszystkie wynikające z tych faktów rozbieżności tekstowe stanowią oczywiście dla biblistów nader kłopotliwy problem. Gnębi ich pytanie, w jaki sposób odtworzyć tekst autentyczny, oczyszczony z późniejszych pomyłek i naleciałości. Próby podejmowane w tym kierunku polegały na filologicznej konfrontacji posiadanych różnorakich wersji Nowego Testamentu, by drogą drobiazgowej analizy porównawczej dopracować się oceny, która z odmian zasługuje na większe zaufanie niż inne. Niestety, ocalały materiał porównawczy był zbyt szczupły, aby osiągnąć w zastosowaniu tej metody pełne powodzenie. W konsekwencji nie zdołano uzyskać naukowo pewnego sprawdzianu, pozwalającego ustalić, która z wersji jest w większym lub mniejszym stopniu wiarygodna.