Najbardziej jednak zdumiewająca jest pod tym względem jedna z bardzo poczytnych tragedii innego rzymskiego stoika, Seneki, nosząca tytuł Herkules na Oicie, o której Hainchelin powiedział, że wiele jej fragmentów przypomina ewangelie. Jej bohaterem jest syn boży Herkules, który w postaci skromnego człowieka pojawia się na ziemi, aby ludziom przynieść pokój. Potem umiera jak zwykły śmiertelnik, ale dzień jego śmierci jest równocześnie dniem radości, spełniwszy bowiem swą misję wstępuje on w chwale do nieba, wracając do swego ojca. W pismach Seneki spotykamy się poza tym z takimi stwierdzeniami, że Bóg jest naszym ojcem („Deus est parens noster”) oraz z ideą końca świata i zmartwychwstania. Nic przeto dziwnego, że niebawem zaczęto wierzyć, iż Seneka był chrześcijaninem Rzekoma jego korespondencja z Pawłem, podrobiona nieporadnie przez jakiegoś mistyfikatora, cieszyła się pełną pietyzmu poczytnością; nawet Tertulian i św. Augustyn nie wątpili w jej autentyczność.
Ta z konieczności bardzo pobieżnie narysowana panorama hellenistycznych prądów religijnych nie byłaby pełna, gdybyśmy w niej nie uwzględnili faktu, że okres, kiedy rozwijał skrzydła i krzepnął ruch chrześcijański, charakteryzował się pełnym niezwykłej tolerancji synkretyzmem, zjawiskiem niezmiernie ciekawym i jedynym chyba w swoim rodzaju na przestrzeni całej historii ludzkości.
Poszczególne kulty, mimo swego hermetyzmu, bynajmniej nie izolowały się od siebie. Wręcz odwrotnie! Ustawicznie oddziaływały na siebie i wzajemnie się przenikały koncepcjami teologicznymi i rytualizmem. Wyrazem tej żywej wymiany było osobliwe zjawisko, że z łatwością utożsamiano różne bóstwa, wychodząc po prostu z założenia, iż pod różnorakimi imionami kryje się zawsze jeden i ten sam Bóg, wspólny wszystkim ludziom. Dionizosa identyfikowano z Ozyrysem, Izydę z Demeter, ba, nawet w niektórych środowiskach zhellenizowanych Żydów Azji Mniejszej Jahwe przybrał greckie imię Theos Hypsistos, jedno z imion Zeusa.
Bywali ludzie w tych czasach, którzy zgłaszali akces do różnych kultów, nie widząc w tym nic nagannego. Cesarz Hadrian tak oto pisał z Aleksandrii do konsula Serwianusa: „Tu czciciele Serapisa są chrześcijanami, a ci, co nazywają siebie biskupami Chrystusa, modlą się do Serapisa” Historyk rzymski zaś Aelius Lampridus, współautor słynnego zbioru biografii cesarskich Historia Augusta, donosi o cesarzu Aleksandrze Sewerze, że miał w swojej domowej kaplicy stojące obok siebie posągi Chrystusa, Abrahama i Orfeusza.
Dokumentacją historyczną owych nastrojów są ocalałe do dziś dnia tablice grobowe. Z ich napisów nie sposób często ustalić, do jakiego kultu przynależał zmarły Frazeologia tych napisów jest taka, że mógł on być równie dobrze wyznawcą jakiegoś określonego kultu pogańskiego, co Jezusa Chrystusa, czy nawet obu religii naraz.
Ów burzliwy świat krzyżujących się prądów religijnych i filozoficznych był macierzystym światem także pierwszych pokoleń wyznawców Jezusa Chrystusa. W tych warunkach jest nie do pomyślenia, aby mogli oni nie ulegać jego wpływom, jego przemożnej, naelektryzowanej atmosferze duchowej. Zwłaszcza że w miastach i miasteczkach hellenistycznych byli wciąż jeszcze w zdecydowanej mniejszości. Historyk amerykański H.J. Muller autor znanej książki The Loom of History, pisze, że według oceny uczonych chrześcijanie stanowili za panowania Konstantyna Wielkiego tylko 10 proc. ludności, a pewien biskup Efezu, w IV wieku, wysłany przez Justyniana do nadmorskich obszarów Azji Mniejszej, zdołał ochrzcić aż siedemdziesiąt tysięcy tamtejszych mieszkańców; do tego stopnia górowały tam jeszcze wierzenia pogańskie.
Kulty zbawienia z ich mrocznymi, tajemniczymi praktykami rytualnymi, z ich „mater dolorosa” z procesjami malowniczymi i pełnymi egzaltacji, z widowiskami pasyjnymi przedstawiającymi w przejmującej dramaturgii dzieje umierającego i zmartwychwstającego boga – wszystko to musiało głęboko wrazić się w umysły ludzi, którzy stali się następnie neofitami chrześcijańskimi. Z tym psychologicznym dziedzictwem weszli do nowej religii, mity bowiem tych mistycznych kultów były w ich życiu od samej młodości czymś naturalnym i wszechobecnym, czymś, nad czym człowiek się nie zastanawia. Weszły one niejako niepostrzeżenie w ich obieg krwi i sposób myślenia. Żeby to zrozumieć, wystarczy uświadomić sobie, że i my dzisiaj wchłonęliśmy do naszych myśli i języka pewne pojęcia i terminy, pochodzące na przykład z freudyzmu czy filozofii egzystencjalnej, nie zastanawiając się nad ich genealogią.
Nic przeto dziwnego, że „helleniści”, pozbawieni wiadomości o tym, co naprawdę się działo w Palestynie, zaczęli budować swoją własną wizję Zbawiciela, przy czym tworzywem były dwie nakładające się na siebie tradycje: judaistyczna i hellenistyczna Sławny filolog niemiecki, jezuita, prof. Hugo Rahner, w swojej książce Mity greckie i chrześcijańskie misterium napisał, że w takich warunkach było rzeczą niemożliwą, by nauka o żydowskim mesjaszu, zrodzona w Palestynie, nie uległa przemianom w swojej istocie i charakterze. A w innym miejscu Rahner pisze dosłownie: „...od drugiego do piątego wieku szeroki strumień greckiej religijności przedostaje się do Kościoła, przeobrażając jego pierwotną, biblijną prostotę w mistyczne formy sakramentalne...” Warto tu jeszcze przytoczyć opinię prof. Tadeusza Zielińskiego, wielkiego filologa klasycznego i znawcy hellenizmu. W jego Religii starożytnej Grecji czytamy: „...religia grecka wcale nie zniknęła ze świadomości chrześcijańskiego świata: wsiąkła weń, żyje w nim do dziś i będzie żyła, dopóki żyć będzie chrześcijaństwo”, a z jego książki Hellenizm a judaizm przytoczymy dwa krótkie, trafne w swej lapidarności, zdania: „...postać Jezusa bliższa jest hellenizmowi niż judaizmowi”, oraz: „...prawdziwym Starym Zakonem naszego chrześcijaństwa jest religia Hellenów”.
Chrystianizm, jak to już wyżej zaznaczyliśmy, był zatem zbiorowym dziełem tych bezimiennych, świeżo pozyskanych prozelitów, którzy z dala od Jerozolimy zamieszkiwali miasta i miasteczka ogromnego obszaru opanowanego przez hellenizm. Kształtował się więc niezależnie od Pawła, tak przed jego konwersją, jak też po jego śmierci, kiedy wraz ze swoimi pasterskimi listami apostoł na długi czas poszedł w zapomnienie.
Przeto nie wydaje się, by, ściśle mówiąc, był on twórcą chrystianizmu. Włączył się on tylko W pewnej chwili w jego prąd, pogłębiając go i uściślając ideologicznie, nadając mu swoim nowatorstwem taką moc przekonania, że pociągał za sobą wielu Żydów i pogan. Był on więc równocześnie eksponentem i stymulatorem nowego ruchu religijnego. Dlatego będzie rzeczą pożyteczną zastanowić się choćby pobieżnie, o ile tezy na temat hellenizacji chrześcijaństwa znajdują w jego osobie, w jego życiu i działalności, potwierdzenie.