W okresie pierwszych dwóch–trzech stuleci działalności Kościoła teksty (wczesno)chrześcijańskie kopiowane były nie przez profesjonalnych kopistów, ale przez tych członków zgromadzeń chrześcijańskich, którzy wyrażali chęć podjęcia się takiej czynności i dysponowali wystarczającymi umiejętnościami. Mamy zatem istotne powody, by przypuszczać, że znalazło się w nich – zwłaszcza tych najdawniejszych – sporo pomyłek powstałych przy przepisywaniu.
Posiadamy wiele potwierdzających to świadectw, zwykle skarg od chrześcijan, którzy czytali te teksty i usiłowali zrekonstruować autentyczne słowa autorów. Piszący w III wieku Orygenes, zaliczany do grona Ojców Kościoła, żalił się już wówczas na egzemplarze Ewangelii, które miał w posiadaniu: „Tymczasem jest oczywiste, że istnieje duża różnica między rękopisami; wynika ona bądź z niedbalstwa pewnych kopistów, bądź z niegodziwej śmiałości niektórych, bądź winę za to ponoszą ci, którzy nie zwracają uwagi na poprawność tekstów, bądź ci, którzy poprawiając dodają lub usuwają co im się podoba”.
Nie tylko Orygenes dostrzegał ten problem. Jego przeciwnik, poganin Celsus, opisał go już 70 lat wcześniej. W polemice wymierzonej w chrześcijaństwo i literaturę tego wyznania Celsus oskarżał chrześcijańskich kopistów o niecne praktyki: „Niektórzy chrześcijanie, niczym ludzie, którzy po pijanemu działają na własną zgubę, zmienili trzy, cztery czy więcej razy oryginalny tekst Ewangelii i sfałszowali go, aby mieć odpowiedź na stawiane zarzuty”.
Trzeba pamiętać o tym, że we wczesnochrześcijańskim świecie nie istniały nie tylko drukarnie czy wydawnictwa, ale także coś takiego jak prawo autorskie. To wyjaśnia, dlaczego niektórzy rzucali wręcz klątwy na kopistów zmieniających ich tekst bez pozwolenia. Taką klątwę można znaleźć nawet w jednej z ksiąg, która weszła w skład Nowego Testamentu, a mianowicie w Objawieniu św. Jana. Oto ostrzeżenie, jakie tam znajdujemy: „Ja świadczę każdemu, kto słucha słów proroctwa tej księgi: jeśliby ktoś do nich cokolwiek dołożył, Bóg mu dołoży plag zapisanych w tej księdze. A jeśliby ktoś odjął co ze słów księgi tego proroctwa, to Bóg odejmie jego udział w drzewie życia i w Mieście Świętym, które są opisane w tej księdze” (Ap 22,18–19). Nie jest to, jak czasem się słowa te interpretuje, groźba skierowana pod adresem czytelnika, żądanie, by przyjął i uwierzył we wszystko, co zostało spisane w tej proroczej księdze. To raczej typowa groźba wobec kopistów. Z podobnymi apelami stykamy się w bardzo licznych pismach wczesnochrześcijańskich.
Gros modyfikacji, jakie można znaleźć w dostępnych nam wczesnochrześcijańskich manuskryptach, nie ma nic wspólnego z kwestiami teologicznymi ani światopoglądowymi. Większość powstała wskutek drobnych i prostych pomyłek. Niektórzy kopiści mogli po prostu nie mieć wystarczających kwalifikacji. Nawet później, począwszy od IV i V wieku, kiedy w Kościele chrześcijańskim pojawili się „zawodowcy”, i w kolejnych stuleciach, kiedy większość manuskryptów była już przepisywana w klasztorach przez mnichów, nawet wówczas byli lepsi i gorsi kopiści. A przepisywanie to czynność nieraz bardzo nużąca, jak wskazują notki czasami dodawane do manuskryptów, jak choćby: „Koniec manuskryptu. Bogu niech będą dzięki!”. W pracy mogły też przeszkadzać niewystarczająca koncentracja, głód, senność; często nie sposób było od kopistów wymagać, żeby dali z siebie wszystko.
Interesujący przykład umyślnie wprowadzonych zmian można znaleźć w jednym z najlepszych i najstarszych manuskryptów, jakimi dysponujemy, a mianowicie w pochodzącym z IV wieku Kodeksie Watykańskim (zwanym tak, ponieważ odnaleziony został w Bibliotece Watykańskiej). Na początku Listu do Hebrajczyków pojawia się tam fragment, w którym, przynajmniej zgodnie w większością manuskryptów, czytamy: „Chrystus podtrzymuje [greckie: pheron] wszystko słowem swojej potęgi” (Hbr 1,3). Jednak w Kodeksie Watykańskim pierwszy kopista podał nieco inny tekst, z czasownikiem, który brzmi w grece dość podobnie. Przez to tekst mówi: „Chrystus objawia [greckie: phaneron] słowem swojej potęgi”. Kilka wieków później drugi kopista przeczytał ten fragment w manuskrypcie i postanowił zmienić nietypowe słowo „objawia” na bardziej rozpowszechnioną wersję: „podtrzymuje”, wymazał więc pierwszy czasownik i wpisał drugi. Po kolejnych kilku stuleciach nad manuskryptem pochylił się trzeci uważny kopista, zauważył zmianę, którą wprowadził jego poprzednik, i teraz on z kolei zmazał „podtrzymuje” i ponownie wpisał „objawia”, a przy okazji – najwyraźniej by uwiecznić swoją opinię o poprzedniku – dopisał na marginesie: „Głupcze i prostaku! Pozostaw starą wersję, nie zmieniaj jej!”.
Jedno z najważniejszych pytań, jakie stawia krytyka tekstu – tak nazywamy dziedzinę nauki zajmującą się badaniem historii Nowego Testamentu – brzmi: jak dotrzeć do oryginalnego brzmienia tekstu (czyli do tekstu takiego, jakim pierwotnie spisał go autor)? To zadanie bardzo trudne, zwłaszcza gdy uwzględnimy fakt, że manuskrypty, które dotrwały do naszych czasów, pełne są pomyłek, a sytuację dodatkowo komplikuje to, że każda zmiana, nawet popełniona choćby raz, często tworzy później tradycję tekstu mocniej niż sam oryginał. Błąd mógł zostać skorygowany tylko wtedy, kiedy któremuś kopiście udało się spostrzec, że jego poprzednik się pomylił. Nawet jednak jeśli ktoś próbował w takiej sytuacji naprawić błąd, nigdy nie ma gwarancji, że rzeczywiście udało się przywrócić prawidłową wersję. Pomyłki mnożą się i powtarzają, czasami udaje się je poprawić, a czasami się nawarstwiają. I tak proces ten ciągnie się przez stulecia.
To poważny problem, poważny do tego stopnia, że wielu uczonych zajmujących się krytyką tekstu uznaje obecnie, że należy w ogóle porzucić dyskusję o „oryginalnym” tekście, gdyż ten jest i będzie dla nas niedostępny. Być może to wniosek za daleko idący, ale przytoczę przykłady z Nowego Testamentu, by wykazać, że na pewno nie do końca bezpodstawny.
Pierwszy przykład – rozpatrzmy list Pawła do Galatów. Galacja to nie konkretne miasto z pojedynczym kościołem – to region w Azji Mniejszej (dzisiejsza Turcja), a Paweł założył tu liczne kościoły. Kiedy więc pisze do Galatów, to czy pisze do jednej ze wspólnot, czy dla wszystkich naraz? Prawdopodobnie list był przeznaczony dla wszystkich, jako że autor nie wskazuje żadnego konkretnego kościoła. Czy jednak oznacza to, że sporządził wiele kopii tego samego listu, czy raczej zdecydował, aby jeden list krążył po wszystkich kościołach w całym rejonie? Tego nie wiemy