Выбрать главу

Niezmiernie pouczające są także grecko-rzymskie inskrypcje nagrobkowe. Często ilustrują one wydarzenia i obyczaje opisane w Nowym Testamencie, zawierają też cytaty z pism świętych w takim brzmieniu, w jakim je znano w okresie postawienia nagrobków.

W końcu nie wolno nam zapominać o cytatach zawartych w pismach ojców Kościoła i pisarzy chrześcijańskich, takich jak np. Tertulian, św. Hieronim, św. Augustyn i Pelagiusz. Tych cytat jest tak dużo, że można by złożyć z nich cały prawie Nowy Testament. Jest to oczywiście materiał dla badań lingwistycznych nie mniej ważny niż papirusy i pergaminy odkryte w Egipcie i na półwyspie Synaj. 

O LATACH, KTÓRE BYŁY PRZED EWANGELIAMI 

Zdawałoby się, że po tych nieco przydługich dygresjach przystąpimy do właściwego tematu niniejszego rozdziału: do opisu treści i charakteru Nowego Testamentu. Musimy jednak uzbroić się jeszcze w cierpliwość i skierować uwagę na sprawę, bez której ocena Nowego Testamentu jako dokumentu historyczne­go nie mogłaby być prawidłowa. Chodzi tu mianowicie o fakt nader za­stanawiający, że od śmierci Jezusa minęło aż czterdzieści lat, nim ukazała się pierwsza ewangelia, czyli pierwszy dokument opisujący niektóre epizody jego życia.

A zatem przez cały ten czas wyznawcy Galilejczyka karmili się wyłącznie tym, co przekazywano sobie z ust do ust, co głosiła wieść gminna. Propagatorami nowej wiary byli wędrowni nauczyciele i kaznodzieje, których pochodzenia i nazwisk dziś już przeważnie nie znamy. Jednakże na przykładzie Pawła Apostoła możemy wyrobić sobie niejakie pojęcie, jak ich działalność wyglądała w praktyce. Występowali oni wszędzie tam, gdzie przy żydowskich domach modlitwy tworzyły się grupki wyznawców Chrystusa. Jego nauki moralne krążyły wśród tych prozelitów w łatwych do spamiętania aforyzmach, których próbki poznaliśmy pod postacią „logiów” czy „agrafów”. Owe autentyczne czy rzekome wypowiedzi Jezusa, powiązane narracyjnie z dramatycznymi epizoda­mi jego życia, nabierały żywych rumieńców przypowieści ludowych i w ten sposób ustalała się pewna określona tradycja ustna, tradycja o wyraźnych cechach folkloru. Ona właśnie, ów trudny dzisiaj do rozszyfrowania splot faktów i tworów wyobraźni ludowej, stanowiła podglebie, skąd biografowie Jezusa czerpali materiał do swoich ewangelii.

Wydać się musi rzeczą dziwną, że Judzie, wierzący w boskość Jezusa, przez tyle lat nie uważali za potrzebne spisać dziejów jego żywota, że nie zbierali pamiątek po nim. Wyzbądźmy się jednak naszego nawyku myślenia i spróbujmy wniknąć w mentalność i zwyczaje ówczesnych chrześcijan, rozpoznać warunki ich życia. Okaże się wówczas, że nie można tu mówić o braku pietyzmu, że ta pozorna obojętność ma swoje głębsze usprawiedliwienie.

Przede wszystkim wyjaśnijmy sobie, jacy to byli ludzie ci pierwsi chrześcija­nie. W Pierwszym liście do Koryntian tak oto pisze św. Paweł: „...niewielu spomiędzy was mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Gdyż Bóg wybrał to, co głupie u świata, aby zawstydził mądrych, i co słabe u świata wybrał Bóg, aby zawstydził potężnych, i co nic nie znaczące, a pokryte wzgardą, i co jest niczym wybrał Bóg, aby zniszczył to, co jest czymś” (1, 26-28). Tertulian, pisarz kościelny żyjący na przełomie II i III wieku, biorąc ich w obronę przed atakami pamflecistów pogańskich, podkreślał, że są to rzemieślnicy lojalni wobec państwa i płacący uczciwie swoje podatki. W apologetycznym dialogu Marka Minucjusza pogański polemista Cecyliusz nazywa chrześcijan nędzną hołotą i między innymi oskarża ich o to, że werbują wyznawców dla swojego kultu w najniższych warstwach pospólstwa, wśród obdartusów i zabobonnych kobiet.

Twierdzenia te, jak to wiemy skądinąd, nie odbiegały zbytnio od prawdy, pierwsi wyznawcy Chrystusa istotnie byli w znacznej większości ludźmi prostymi i niewykształconymi. Na pewno niewielu z nich mogło pochwalić się posiada­niem umiejętności pisania i czytania. Trudno było zatem wymagać od nich, by mieli zrozumienie dla wagi jakichś tam arkuszy pergaminu czy papirusu gęsto pokrytego tajemniczymi znakami. Dla ludów Bliskiego Wschodu nie dokument pisany był głównym nosicielem mądrości pokoleń, lecz tradycja ustna. Heroicz­ne wydarzenia przeszłości, mity religijne, legendy i ludowe baśnie, przekazywa­ne przez niezliczone pokolenia bardów, opowiadaczy ulicznych i kaznodziejów, oto główna spuścizna duchowa tamtych ludów. Nawet Jezus, podobnie zresztą jak Sokrates, bodajże nie napisał ani jednego słowa, z wyjątkiem paru znaków, które według Ewangelii Jana nakreślił na piasku. Nie ma w tym przeto nic niezwykłego, że w pierwszych dziesiątkach lat po śmierci Jezusa naukę jego rozpowszechniano wyłącznie ustnie, za pomocą tak zwanej katechezy (rozgłosu, rozpowszechniania) i w tej właśnie katechezie szukać należy rodowodu później­szych pism Nowego Testamentu.

Są jednak inne jeszcze, o wiele ważniejsze przyczyny tego zjawiska. Tkwią one w fakcie, że pierwsi wyznawcy Chrystusa nie zrywali z judaizmem, lecz przeciwnie: skrupulatnie przestrzegali wszelkich nakazów religijnych wiary Mojże­szowej, uczęszczali do świątyni i do synagog, słowem na każdym kroku podkre­ślali, że są prawowiernymi Żydami. Nawet głoszona przez nich wiara w przyjście Mesjasza-zbawiciela zasadniczo nie była sprzeczna z tradycjami żydowskimi, gdyż wywodziła się z proroctw Starego Testamentu. Pod jednym tylko względem różnili się oni od swoich współbraci: wierzyli, że ów zapowiedziany przez proroków Mesjasz już się pojawił na ziemi w osobie Jezusa z Nazaretu.

Co prawda od samego zarania chrześcijanie mieli skłonność zamykania się w osobnych sektach czy gminach, ale nawet i ten fakt nie mógł chyba ściągać na nich niechęci otoczenia. Były to przecież lata, kiedy judaizm przeżywał głęboki kryzys ideowy, a jednym z przejawów tego wewnętrznego rozbicia były liczne sekty o religijnym i politycznym charakterze, jak faryzeusze, saduceusze, esseńczycy, terapeuci, joanici, zeloci czy sykariusze. Na tle tak wielce rozgałęzio­nego ruchu sekciarskiego znikoma grupka nazarejczyków – jak ich wówczas nazywano – na pewno nie zwróciła większej uwagi.

Na domiar granice doktrynalne tych sekt były niejednokrotnie dość płynne i bynajmniej nie należało do rzadkości, że ten czy ów poszukiwacz ostatecznej przystani duchowej przerzucał się z jednej sekty do innej. Wiemy już z poprzed­niego rozdziału, że takim kameleonem sekciarskim był żydowski historyk Józef Flawiusz, a z innymi podobnymi wypadkami zetkniemy się przy omawianiu powiązań, jakie najwidoczniej istniały między esseńczykami, joanitami nazarejczykami.