Выбрать главу

Wreszcie zmarł leciwy cesarz Laureolus, po którym dziedziczył Maksencjusz. I niemalże natychmiast rozpoczął się trwający cztery lata horror drugiej wojny zjednoczeniowej, kiedy to zgorzkniali i bezwzględni dowódcy wojskowi, nienawidzący starego zgnuśniałego Cesarstwa, pocięli je na kawałki, zbudowali ustrój republikański i odsunęli od władzy cesarzy. Oczywiście, znaliśmy historię, lecz przykazywano ją nam jako triumf honoru i cnoty nad tyranią i zepsuciem. W opinii popłakującego Kwintusa Fabiusa, który przedstawiał sprawy z własnego punktu widzenia, upadek Cesarstwa był nie tylko jego dojmującą osobistą tragedią, ale potwornym nieszczęściem dla całego świata.

Chociaż byliśmy wiernymi małymi republikanami, serca nas bolały, kiedy opisywał agonię swojego rodu. Młodego cesarza Maksencjusza schwytano w jego własnym pałacu i rozstrzelano wraz z żoną i dziećmi u wejścia do cesarskich łaźni. Młodszego brata Kamillusa, księcia Konstantynopola, rewolucjoniści ścigali ulicami Rzymu i o świcie uśmiercili na schodach świątyni Kastora i Polluksa. Książę Flawiusz, trzeci z braci, uciekł ze stolicy chłopskim wozem, nakryły olbrzymim stosem winogron, założył w Neapolis rząd na uchodźstwie, ale nie minął rok, a został ujęty i stracony. W tej sytuacji tron należał się szesnastoletniemu księciu Augustowi, studiującemu na uniwersytecie w Parisi. Nosił znamienite imię, albowiem najpierwszy z cesarzy był Augustem. Dwa tysiące lat później… ostatni. Już po trzech dniach sprawowania władzy wysłańcy Drugiej Republiki dopadli go i postawili przed plutonem egzekucyjnym.

Spośród książąt królewskiej krwi przeżył tylko Kwintus Fabius. Ocalił go panujący na świecie zamęt. Właściwie był jeszcze chłopcem i choć należał mu się tytuł cesarza, ani myślał ubiegać się o tron. Lojalni poplecznicy przebrali go w wieśniacze łachy i cichaczem wywieźli z Rzymu, gdy w stolicy jeszcze paliły się ognie. Tak zaczęła się jego życiowa tułaczka.

— Dach nad głową mogłem znaleźć wszędzie — mówił. — W zapadłych miasteczkach, gdzie republikanie nie zdobyli poparcia, zacofanych prowincjach i miejscach, o których nigdyście nie słyszeli. Przez pewien czas mnie szukano, lecz bez szczególnego zaangażowania, a potem gruchnęła wieść, że nie żyję. Szkielet chłopca, znaleziony w ruinach rzymskiego pałacu, miał należeć do mnie. Mogłem już się poruszać z większą swobodą, ale zawsze w ubóstwie, zawsze w tajemnicy.

— Kiedy pan tutaj przyjechał? — zapytałem.

— Prawie dwadzieścia lat temu. Dowiedziałem się od przyjaciół o domku myśliwskim, który przetrwał w dość dobrym stanie od czasów rewolucji. Ponoć nikt się tu nie zapuszczał, więc była nadzieja na spokojne życie. I żyję spokojnie, i żyć będę do końca moich dni. — Sięgnął po wino, ale ręce tak bardzo mu drżały, że kielich napełniła mu Freja. Wypił wszystko duszkiem. — Oj, dzieci, dzieci, tyle świata żeście straciły! Jakiż obłęd kazał ludziom zniszczyć Cesarstwo! Jakież cuda podówczas istniały!

— Nasz ojciec mówi, że zwykłym ludziom nigdy się tak dobrze nie żyło jak w czasach Republiki — powiedziała Freja.

Kopnąłem ją w kostkę. Spojrzała na mnie ze złością.

— Bez urazy, ale wasz ojciec ma przed oczyma tylko swoją wioskę — rzekł ze smutkiem Kwintus Fabius. — Nas uczono jednym spojrzeniem obejmować świat, całe imperium po wszystkie krańce ziemi. Uważacie, że bogowie chcieli dać imperium każdemu, kto wyciągnie rękę? Każdemu, kto dorwie się do władzy i ogłosi siebie pierwszym konsulem? Nic bardziej mylnego. Cesarze wstępowali na tron z myślą o zachowaniu Pax Romana, powszechnego pokoju, obejmującego swoim zasięgiem planetę. Kiedy imperium osiągnęło dojrzałą formę, nasze rządy gwarantowały ludziom pokój, wieczny i niewzruszony. Myślicie, że po usunięciu cesarzy pokój się utrzyma? Skoro jeden człowiek może przejąć władzę, uczynią to następni. Nastanie pięciu pierwszych konsulów naraz, zobaczycie. Lub pięćdziesięciu. Każda prowincja będzie chciała stworzyć własne imperium. Zapamiętajcie sobie moje słowa, dzieci.

Nigdy dotąd nie słyszałem tak wywrotowej mowy. I tak błędnej.

Pax Romana? Co za Pax Romana? Nie było czegoś takiego. A jeśli tak, to krótko. Stary Kwintus Fabius chciał nam wmówić, że Cesarstwo dało światu upragniony pokój, trwający przez dwadzieścia stuleci. A co z wojną domową, kiedy przez pięćdziesiąt lat grecka połowa imperium walczyła z łacińską? A dwie wojny zjednoczeniowe? I czyż raz po raz, w każdym stuleciu, nie wybuchały rebelie w Persji, Indiach, Brytanii czy Afryce Etiopskiej? O, nie, pomyślałem, on po prostu zmyśla. Długie dzieje Cesarstwa wiązały się z brutalnym, nieustającym uciskiem. Dążenia ludów bezwzględnie tłumiła militarna potęga. Pax Romana zaistniała dopiero w czasach nowożytnych, w epoce Drugiej Republiki. Tego mnie uczył ojciec i w to głęboko wierzyłem.

Jednakże Kwintus Fabius był starym człowiekiem, tonącym we wspomnieniach swojej pięknej, utraconej młodości. Ani myślałem się z nim spierać. Uśmiechałem się tylko i kiwałem głową, a kiedy brakowało mu wina w kieliszku, dolewałem. Siedzieliśmy z Freją jak zaczarowani, gdy godzinami opowiadał o życiu księcia u schyłku Cesarstwa, nim prawdziwe cuda odeszły z tego świata.

Tego dnia na odchodnym znów nas obdarował.

— Mój brat był wielkim kolekcjonerem — powiedział. — Miał domy pełne skarbów. Przepadło wszystko z wyjątkiem tego, co się tu uchowało dzięki przeoczeniu. Kto wie, co się z tym stanie, kiedy odejdę… Ale chcę, żebyście sobie coś wzięli na pamiątkę po mnie. Byliście dla mnie tacy dobrzy. I będziecie wiedzieć, co było kiedyś, a czego już dziś nie ma.

Freja otrzymała maleńki pierścionek z brązu, ozdobiony głową węża, zadrapany i wgnieciony, który w pierwszych dniach Cesarstwa należał do cesarza Klaudiusza. Mnie dostał się sztylet — wprawdzie nie ten z drogocenną rękojeścią, który widziałem na piętrze, lecz nie mniej piękny. Miał dziwne faliste ostrze, a pochodził z barbarzyńskiego wyspiarskiego królestwa na wielkim Pacyfiku. Jako wspólny prezent, otrzymaliśmy śliczną figurkę z białego, gładkiego alabastru, przedstawiającą Pana grającego na fletni. Wykonał ją biegły rzeźbiarz w starożytnych czasach.

Pomyśleliśmy, że figurka będzie idealnym prezentem urodzinowym dla babci. Dostała ją następnego dnia. Zamiast się ucieszyć, jako że szanuje wszystkich starych bogów Rzymu, wydawała się — ku naszemu zdumieniu i przerażeniu — przygaszona i zafrasowana. Mierzyła figurkę iskrzącym wzrokiem, jakbyśmy jej dali jadowitą ropuchę.

— Skąd to macie?

Rzuciłem siostrze ostrzegawcze spojrzenie, ale jak zwykle była szybsza.

— Znaleźliśmy, babciu. Wykopaliśmy z ziemi.

— Wykopaliście?

— W lesie — wtrąciłem. — Chodzimy tam w każdą sobotę, no wiesz, włóczymy się tu i tam. Zauważyliśmy stary kopiec. Zaczęliśmy grzebać, coś błysnęło…

Obracała w rękach figurkę. Po raz pierwszy widziałem ją tak zakłopotaną.

— Przysięgnijcie, że znaleźliście ją w ziemi! Jazda, pod ołtarz Junony! Macie złożyć przysięgę przed boginią. A potem zabierzecie mnie do lasu i pokażecie ten kopiec.

Freja spojrzała na mnie ze zgrozą.

— Nie wiem, czy… trafimy w to miejsce, babciu — powiedziałem z wahaniem. — Włóczyliśmy się… tu i tam. Nie… zwracaliśmy uwagi na to, gdzie jesteśmy.

Poczerwieniałem i zacząłem się jąkać. Własną babcię niełatwo zbyć byle kłamstwem.

Pokazała mi figurkę od spodu.

— Widzisz te znaki? To maleńkie godło? Tak wygląda cesarskie godło. Ten posążek należał kiedyś do imperatora. Mam uwierzyć, że w lesie leżą zakopane ot, tak sobie, cesarskie skarby? Dalej, pod ołtarz, jedno i drugie! Przysięgać!