Выбрать главу

– Nie przy­sze­dłem do cie­bie na plot­ki. Wiem, co się dzie­je w mie­ście.

– Do­praw­dy? To wiesz, że Gru­by za­warł pakt z nie­któ­ry­mi cza­row­ni­ka­mi z D’Ar­twe­eny? Pła­ci im zło­tem i obiet­ni­cą spo­ko­ju, bo każ­dy tam­tej­szy mag ma sny wy­peł­nio­ne swą­dem wła­snej przy­pa­la­nej skó­ry. Hra­bia nie ukry­wa, że chęt­nie roz­pa­lił­by tu kil­ka sto­sów, choć­by po to, żeby prze­gnać resz­tę nie­pra­wo­myśl­nych cza­ro­dziei z mia­sta.

Alt­sin wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Nie moja spra­wa. Niech ucie­ka­ją.

– Nie tak ła­two uciec z mia­sta, w któ­rym uro­dzi­łeś się ty, twoi ro­dzi­ce i dziad­ko­wie.

– Ja­wyn­der. – Zło­dziej po raz pierw­szy po­czuł iry­ta­cję, je­śli­by po­zwo­lić ja­sno­wi­dzo­wi, bę­dzie ga­dał i ga­dał do za­cho­du słoń­ca. – Mam wła­sne kło­po­ty.

– Kło­po­ty. – Sta­rzec par­sk­nął i po­krę­cił gło­wą, aż siwe wło­sy za­tań­czy­ły mu wo­kół twa­rzy. – Ty nie masz kło­po­tów. Ty je­steś kło­po­tem. I nie wiem, co z tobą zro­bić.

– Nic nie wiesz.

Drew­nia­na łyż­ka po­now­nie za­nur­ko­wa­ła w ko­cioł­ku.

– Może. Może i nic nie wiem. No, go­to­we. Zjesz tro­chę? Nie? Może póź­niej. Nie ru­szaj się.

W gło­sie i za­cho­wa­niu ja­sno­wi­dza coś się zmie­ni­ło.

– Kim ty je­steś, Alt? – rzu­cił krót­ko. – Sie­dzisz tu spo­koj­nie, jak­by ni­g­dy nic, a ja nie po­tra­fię cię prze­nik­nąć. Przy­pły­ną­łeś do mia­sta mie­siąc temu, bar­ką. Wpa­dłeś w sam śro­dek awan­tu­ry z Gry­gha­sem, wda­łeś się w po­je­dy­nek z Pra­wym i... ko­niec. Nie ma cię. Zni­kasz. Nie zo­sta­wiasz od­bi­cia na ob­li­czu mia­sta, nie za­bu­rzasz źró­deł, nie mą­cisz aspek­tów. Każ­dy to robi, liść spa­da­ją­cy na oce­an wy­wo­łu­je falę, a ty za­wsze mia­łeś cha­rak­te­ry­stycz­ny ślad. I na­gle ko­niec. Ga­dam do cie­bie tyle cza­su, tyl­ko po to, że­byś sie­dział w miej­scu, a ja mógł cię... po­sma­ko­wać. Ale gdy od­wra­cam się do cie­bie ple­ca­mi, mam wra­że­nie, że tu ni­ko­go nie ma. Że je­stem sam. Tam, gdzie sie­dzisz, nie ma na­wet dziu­ry w prze­strze­ni. Nic. Może osza­la­łem i roz­ma­wiam z... nie, du­chy zo­sta­wia­ją wy­raź­ne śla­dy. Może roz­ma­wiam z wła­snym ma­ja­kiem, co?

– Ten ma­jak może za­raz wstać i kop­nąć cię w dupę, je­śli to ci po­mo­że.

– Nie ra­dzę. – Dziw­ne, ale Ja­wyn­der po raz pierw­szy wy­glą­dał na śmier­tel­nie po­waż­ne­go. – Po­wiesz mi, co się dzie­je?

Alt­sin spoj­rzał w za­kry­te biel­mem oczy. Po raz pierw­szy w ży­ciu po­czuł się nie­swo­jo w to­wa­rzy­stwie ja­sno­wi­dza. Na­gle chat­ka zro­bi­ła się bar­dzo cia­sna, jak­by dłoń nie­wi­dzial­ne­go ol­brzy­ma za­ci­snę­ła się na niej i pró­bo­wa­ła zmiaż­dżyć.

Zdro­wy roz­są­dek po­pi­ski­wał coś o nie­bez­pie­czeń­stwie i śmier­ci, ale go uci­szył. Prze­cież po to tu przy­szedł. Za­czął mó­wić.

O wal­ce w ogro­dzie hra­bie­go, bę­dą­cej owo­cem jego wła­snej głu­po­ty, o mor­der­czym sza­le, któ­ry za­pło­nął mu w ży­łach, gdy ba­ron miał za­dać ostat­ni cios. O kosz­ma­rach, wy­peł­nio­nych wi­zja­mi okru­cień­stwa, w któ­rych de­mon na­rzu­cał lu­dziom wolę, pchał ich w ob­ję­cia nie­ustan­nej, nie­koń­czą­cej się woj­ny, a opor­nych miaż­dżył i wy­rzy­nał. O uciecz­ce przed tymi wi­zja­mi, wę­drów­ce z miej­sca na miej­sce. O po­wro­cie do mia­sta w po­szu­ki­wa­niu po­mo­cy aku­rat wte­dy, gdy roz­go­rza­ła woj­na mię­dzy Gry­gha­sem a Ce­tro­nem. I o ob­ra­zach, któ­re po­ja­wia­ły się w środ­ku dnia, mię­dzy jed­nym a dru­gim ude­rze­niem ser­ca.

I o tym, że zła­ma­ne że­bra zro­sły mu się w dwa dni, i że zła­pał ostrze mie­cza gołą dło­nią i wy­rwał go z ręki Pra­we­go, jak­by wal­czył z ma­łym dziec­kiem. Oraz o uczu­ciu, któ­re na­wie­dzi­ło go tuż przed za­da­niem śmier­tel­ne­go cio­su, o zim­nym, po­zba­wio­nym emo­cji okru­cień­stwie, któ­re na chwi­lę nim za­wład­nę­ło, jak­by stał się kimś in­nym.

– Sprze­ci­wi­łeś się?

Na samo wspo­mnie­nie Alt­sin usły­szał w gło­wie ło­skot zde­rza­ją­cych się okrę­tów.

– Tak. Ten chły­stek... nie, nie cho­dzi­ło o nie­go, po pro­stu nie po­win­no się tak ro­bić. Za­bi­ja­nie, to za­bi­ja­nie... psia­krew, nie umiem tego le­piej wy­ja­śnić... Pra­wo uli­cy, jak ktoś so­bie za­słu­żył, to niech go obe­drą ze skó­ry. Ale ka­to­wać ko­goś tyl­ko po to, żeby prze­ka­zać wia­do­mość?

– I uda­ło ci się?

– Za­bi­łem go cio­sem w ser­ce. Ja­wyn­der...

– A po­tem? Ból? Jak­by cię wrzu­co­no do ognia?

– Nie. Tyl­ko jak­bym obe­rwał w łeb ki­ście­niem. Krwa­wi­łem, z oczu, uszu, nosa. Stra­ci­łem przy­tom­ność.

– I od tego cza­su masz spo­kój? Żad­nych kosz­ma­rów?

Zło­dziej uśmiech­nął się nie­znacz­nie.

– Tak. Żad­nych. Ale nie pa­mię­tam nic z tego, co mi się śni, a cza­sem... Tra­cę świa­do­mość w cią­gu dnia.

– Co­raz czę­ściej?

Alt­sin za­sta­no­wił się, a ja­kaś tchórz­li­wa część jego oso­by za­skom­li­ła: „Skłam, skłam, skłam”.

– Tak. Co­raz czę­ściej. Ja­wyn­der, co mi jest?

Sta­rzec prze­krzy­wił gło­wę, z po­zba­wio­nych tę­czó­wek i źre­nic oczu nie dało się nic wy­czy­tać.

– Nie wiem – stwier­dził. – Nie wiem, chłop­cze.

– I tyl­ko tyle? Ro­bię so­bie od­ci­ski na tył­ku i opo­wia­dam o swo­ich kosz­ma­rach, a ty mó­wisz: „Nie wiem”?

Ja­sno­widz uśmiech­nął się sa­my­mi war­ga­mi, a Alt­sin do­pie­ro te­raz za­uwa­żył, jak tam­ten jest spię­ty.

– Wi­dzisz, chłop­cze, to za mało. Może być wie­le przy­czyn, któ­re po­wo­du­ją twój stan. Od tej naj­prost­szej, że je­steś sza­lo­ny i dzie­lisz się ze mną wy­two­ra­mi cho­re­go umy­słu, aż po coś bar­dzo mrocz­ne­go, co roz­sia­dło ci się we­wnątrz gło­wy. Na świe­cie jest wie­le istot, któ­re ży­wią się ludz­ki­mi du­sza­mi, a de­mo­ny wca­le nie są naj­gor­sze z nich. Od­po­wiedź na to, co się dzie­je, kry­je się gdzieś za za­sło­ną nie­pa­mię­ci, spo­wi­ja­ją­cą two­je sny.

– Za­sło­ną nie­pa­mię­ci spo­wi­ja­ją­cą sny? Ja­wyn­der, pi­łeś coś? Sam się po­słu­chaj. Ga­dasz jak nie­do­ro­bio­ny po­eta. Co te­raz? Epo­pe­ja dwu­na­sto­zgło­skow­cem? Nie mo­żesz po­wie­dzieć jak czło­wiek, że nie masz zie­lo­ne­go po­ję­cia? Że to cię prze­ra­sta? Że sła­wa naj­lep­sze­go ja­sno­wi­dza w mie­ście to zwy­kłe oszu­stwo, buj­da wci­ska­na na­iw­nym, żeby pła­ci­li zło­tem za zwy­kły beł­kot?