Выбрать главу

Wy­cho­dzi z nie­go ko­bie­ta. Mło­da, ład­na. Naga.

Pa­trzy na nią oczy­ma swo­imi i boga jed­no­cze­śnie. Wi­dzi dziew­czy­nę i no­szo­ną przez nią Obec­ność. I obie pa­trzą na nie­go. Na nich.

Cze­go chcesz?

Zda­nie zo­sta­je wy­po­wie­dzia­ne na głos i przez chwi­lę ma wra­że­nie, że on to zro­bił. Ale nie, to prze­cież nie­moż­li­we.

Po­roz­ma­wiać. Za­dać py­ta­nie. Zna­leźć od­po­wiedź.

Ma miły, ni­ski głos. I cia­ło wo­jow­nicz­ki, szczu­płe, pięk­nie umię­śnio­ne, na­zna­czo­ne bli­zna­mi.

O czym po­roz­ma­wiać?

Wie, że ta­kie spraw­dza­nie jest nie­po­trzeb­ne. Bóg do­brze wie, o czym ma być ta roz­mo­wa. Lecz naj­wy­raź­niej nie chce jej za­czy­nać.

Po­czu­łeś to wczo­raj? La­ment na pół­no­cy? Ból i cier­pie­nie? Se­tren wcią­gnął va’he­ro­wee-semh w pu­łap­kę i znisz­czył ich jed­ność. Wy­co­fu­ją się.

Oczy­wi­ście, że to po­czuł. Jak więk­szość Nie­śmier­tel­nych. Jego naj­bliż­sze na­czy­nie po­mknę­ło w stro­nę ziem Wład­cy To­po­ra, by prze­ka­zać gra­tu­la­cje i po­pro­sić o wspar­cie. Na ra­zie nie było od­po­wie­dzi.

Nie mu­sia­ła o to py­tać.

On od­szedł.

Kto?

Byk. Wró­cił do swo­je­go kró­le­stwa.

Uczu­cie mię­dzy roz­ba­wie­niem a po­gar­dą. Se­tren uciekł. Więk­szość wo­jow­ni­ków da­rzy­ła go sza­cun­kiem, lecz naj­wy­raź­niej o to nie dbał. Obro­nił swo­je zie­mie, wy­parł na­jeźdź­ców i od­szedł, jak­by resz­ta świa­ta go nie ob­cho­dzi­ła.

To jego spra­wa.

Jego kró­le­stwo jest za­mknię­te. Pró­bo­wa­łam do nie­go do­trzeć... nie ma od­po­wie­dzi.

Cóż z tego?

Kró­le­stwo jest za­mknię­tepo­wtó­rzy­ła.

Ci­sza i bez­ruch. Czu­je, jak­by bóg w tej chwi­li wła­śnie opu­ścił jego cia­ło. Mija kil­ka­dzie­siąt ude­rzeń ser­ca, nim znów po­ja­wia się Obec­ność.

Spraw­dzi­łemsły­szy wła­sny głos.Wszyst­kie bra­my do jego kró­le­stwa zni­kły... Co to zna­czy?

Pod­sze­dłeś tak bli­sko?

Tak.Ostroż­na od­po­wiedź, pod­szy­ta nie­pew­no­ścią. Ukłu­cie stra­chu wy­peł­za gdzieś z głę­bi i ma wra­że­nie, że sły­chać je w ko­lej­nym zda­niu.To jesz­cze nic nie zna­czy.

– Sły­sza­łeś od­głos wa­lą­cych się drzew? Krzy­ki? Ryk pę­ka­ją­ce­go nie­ba? On wal­czy...

Tym ra­zem strach jest wy­raź­ny, ma smak że­la­za w ustach, jak wte­dy, gdy jako dziec­ko omal nie uto­nął. I za­sta­na­wia się, czy to strach jego, czy boga.

– Z kim?Py­ta­nie jest szyb­kie, pra­wie agre­syw­ne.Kto mógł­by się we­drzeć do za­mknię­te­go kró­le­stwa?

Nikt.Ko­bie­ta uśmie­cha się i w tym uśmie­chu są obie, ona i bo­gi­ni.Roz­ma­wia­li­śmy o tym, pa­mię­tasz?

To nie­moż­li­we.

A ile cza­su już trwa ta woj­na? Kie­dy ostat­nio do­ko­na­łeś Zjed­no­cze­nia? Kie­dy opu­ści­łeś wszyst­kie na­czy­nia i znów by­łeś sobą? Kie­dy od­wie­dzi­łeś wła­sne kró­le­stwo?

Nie znaj­du­je w tych py­ta­niach sen­su, lecz czu­je, jak wzbu­dza­ją one fu­rię jego boga.

To nic nie zna­czyce­dzi.Za­gu­bi­li­śmy się w tej woj­nie, ale od­naj­dzie­my się z po­wro­tem. To na­sze po­świę­ce­nie, dla lu­dzi, i oni to wie­dzą.

Na­praw­dę? A pa­trzy­łeś im ostat­nio w oczy...?

* * *

Obcy kuca na ka­mie­niu w cha­rak­te­ry­stycz­nej po­zy­cji. Nogi pod bro­dą, ręce za­ple­cio­ne wo­kół ko­lan. Z da­le­ka moż­na by go wziąć za czło­wie­ka w dziw­nym pan­ce­rzu i ma­sce na twa­rzy.

Zbli­ża się po­wo­li, roz­cią­gnął swo­je na­czy­nia w dłu­gi na dzie­sięć mil sznur, go­tów do uciecz­ki, Wę­zeł łą­czy go z kil­ko­ma naj­bliż­szy­mi. Moc pul­su­je wo­kół.

Od ob­ce­go bie­gnie smu­ga cie­nia, jak­by stru­mień roz­fa­lo­wa­ne­go od go­rą­ca po­wie­trza, któ­re ktoś za­bar­wił kil­ko­ma kro­pla­mi atra­men­tu. Kaaf jest obec­na.

Sta­je kil­ka kro­ków przed ka­mie­niem. Trze­ba za­cho­wać ostroż­ność, czło­wiek nie po­tra­fił­by sko­czyć z ta­kiej po­zy­cji, ven­leg­go – tak. Ukry­te pod chi­ty­no­wym pan­ce­rzem mię­śnie i ścię­gna dzia­ła­ją jak na­pię­te łu­czy­sko ku­szy, w mgnie­niu oka mogą wy­rzu­cić wa­żą­ce dwie­ście fun­tów cia­ło w po­wie­trze. Je­dy­na po­cie­cha, że na­wet oni nie mogą prze­by­wać w sta­nie ta­kiej go­to­wo­ści zbyt dłu­go.

Czu­je na­ra­sta­ją­cy w głę­bi po­nu­ry re­chot. Roz­ba­wie­nie boga, któ­ry ścią­gnął tu całą Moc, jaką zdo­łał opa­no­wać, po­wie­trze aż iskrzy. A li­nia cie­nia, łą­czą­ca po­słań­ca z kaaf, ma sze­ro­kość kil­ku stóp. Je­śli do­brze ro­zu­mie za­sa­dy rzą­dzą­ce obcą Obec­no­ścią, to gi­gan­tycz­na po­tę­ga. Obaj mogą w cza­sie krót­szym niż ude­rze­nie skrzy­deł trzmie­la za­mie­nić dzie­sięć mil kwa­dra­to­wych te­re­nu w wy­ża­rzo­ną pu­sty­nię. Nie ma więc zna­cze­nia, jak szyb­ko obcy da radę rzu­cić się do ata­ku. A mimo to przy­jął taką wła­śnie po­zy­cję.

To tak jak ja, my­śli kwa­śno. Pod­cho­dzi do nie­go z Mie­czem prze­rzu­co­nym przez ra­mię, i jest to bar­dziej od­ruch czło­wie­ka niż Nie­śmier­tel­ne­go. Choć do koń­ca nie wiem, któ­re­go z nas bar­dziej uspo­ka­ja cię­żar sta­li.

Po­seł uno­si pra­wą rękę. Jego dłoń jest bar­dzo po­dob­na do ludz­kiej, pięć pal­ców, kciuk. Tyl­ko pal­ce mają przy­naj­mniej je­den staw wię­cej i wy­glą­da­ją jak rę­ka­wi­ca wy­ko­na­na z pan­ce­rzy­ków wiel­kich chrząsz­czy. Dłoń wy­ko­nu­je po­wol­ny ta­niec.

Stój. Nie pod­chodź. Odłóż broń.

Żad­nych po­wi­tań, ty­tu­łów, przed­sta­wia­nia się. Dla ven­leg­go­wi nie ist­nie­ją kon­we­nan­se. Przy­naj­mniej nie w sto­sun­ku do ko­goś, kto jest głu­chy na pieśń kaaf.