Już, już na mojej twarzy miał się ukazać paskudny uśmieszek, lecz zmusiłam się, by nad nim zapanować.
„Wybacz mi, ojcze” – poprosiłam nieszczęśliwa.
Ksiądz odzyskał wreszcie zdolność mowy.
„Ach, ty nieszczęsne, zbłąkane dziecko! Natychmiast wracaj do domu i zmów dziesięć razy Ojcze Nasz i dwadzieścia Zdrowaś Maryjo, żebyś mogła się pozbyć tych nieczystych myśli. I nie przychodź więcej do tego kościoła!”
„Już dzisiaj wyjeżdżam do domu, nic już więc ojcu nie grozi, ale moje serce na zawsze pozostanie tutaj”.
„Ach, nie, tak się nie może stać! Zabierz je ze sobą” – wyjąkał, jak gdyby mówił o przedmiocie, który można zapakować do podręcznej sakwy.
„Obiecuję. Lecz czy mogę cię, ojcze, prosić o pewną łaskę?”
„Jestem tylko pokornym sługą bożym, łaskę może zesłać ci tylko Pan”.
„Ach, tak. Chodzi o mego stryja, Jorge de Navarra, który zmarł w klasztorze w Leyre. Czy znałeś go, ojcze?”
„Byliśmy mniej więcej w tym samym wieku, on odrobinę starszy”.
„Jakąż to tajemnicę zabrał ze sobą do grobu?”
„Tajemnicę? Nic mi o tym nie wiadomo. Pamiętam jedynie to, co powiedział mi pewnego razu, gdy byliśmy jeszcze nowicjuszami w Leyre, ale to zupełnie nieistotne”.
„Czy mimo wszystko mogę to usłyszeć?”
„Brat Jorge powiedział coś takiego: Nic nie mam na świecie i niczego nie pragnę, lecz jeśli usłyszysz, że nie żyję, to pamiętaj, że gdyby mój brat Sevastino kiedykolwiek miał dziecko, to chcę, aby to dziecko odziedziczyło moją mnisią opończę, którą własnoręcznie utkałem w klasztorze, tak jak mi to nakazano. To jedyny spadek, jaki po sobie zostawię”.
„Ale to przecież chodzi o mnie! Przecież to ja jestem jedynym dzieckiem don Sevastina!”
„Może i tak. Ale ja o śmierci Jorge dowiedziałem się po wielu latach, a wówczas było już stanowczo za późno prosić o jego mnisią szatę, jak z pewnością sama rozumiesz”.
Powiedziałam, że tak, zresztą na co mi taka opończa? Oczywiście odczułam pewne rozczarowanie, dowiadując się, że stryj nic po sobie nie zostawił, skoro i tak myślał o mnie. Nie dowiedziałam się też niczego o żadnej tajemnicy, o której wspomniał niegdyś ojciec, mówiąc, że znana jest jemu i jego bratu Jorge.
Zaczęłam już zadawać następne pytanie, lecz się okazało, że ksiądz sobie poszedł.
Kiedy oddaliłam się kawałek od kościoła, odwróciłam się.
Ksiądz prędko czmychnął na bok, w cień za drzwiami świątyni.
Uśmiechnęłam się jak nażarty tygrys.
Kilka godzin później siedziałam już w powozie, który miał zawieźć mnie do domu. Stryj Domingo odprowadził mnie, innych nigdzie nie było widać. Sancho miał zapewne areszt domowy, a ta kłapliwa jadaczka, jego matka, nie chciała się zniżyć do pożegnania ze mną.
„Czy ksiądz nie pobłogosławi dziewczyny przed podróżą?” – spytał stryj Domingo woźnicę.
Woźnica odpowiedział, że wielebny odprawia pokutę, samobiczowanie.
Tygrys uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Powóz zaczął się toczyć, oddalając się od okolic, w których Orlando Szalony napotkał śmierć.
Nikt nie mógł twierdzić, że pragnęłam powrotu do domu, zwłaszcza że wiedziałam, iż woźnica ma przy sobie list od ciotki Juany do Mamy; w którym z całą pewnością przedstawiono wszystkie powody wyrzucenia mnie z dworu stryja.
Strasznie nie miałam ochoty wracać. Wiedziałam, że głęboko urażone babska dadzą mi niezłą nauczkę. Ojca natomiast nie było w domu.
Ale szczęśliwy los czy co to było, wciąż mnie nie opuszczał.
Okolice Drammen, współcześnie
– Krótki rozdział – stwierdziła Gudrun.
– I wymaga tylko krótkiej odpowiedzi – uzupełnił Antonio.
– Ale nareszcie zostało określone miejsce – zauważyła Vesla.
– Jak to? – zdziwił się Morten.
– Ona wspomina Orlanda Furiosa, Szalonego Orlanda. To ta sama postać co Roland z „Pieśni o Rolandzie”, no, wiesz? Jeden z najdzielniejszych rycerzy Karola Wielkiego. Ten, który padł w „Ronsarvollen” w norweskiej wersji „Pieśni o Rolandzie”. „Dmij w róg Olifant w Ronsarvollen”.
Morten wciąż nie mógł pojąć, o co chodzi.
– I co z tego?
– Veslama rację – włączył się Pedro. – To miejsce – bardzo ważny wąwóz w Pirenejach – nazywa się Roncesvalles. Leży na granicy pomiędzy Nawarrą w Hiszpanii i Gaskonią we Francji. Unni, masz mapę?
Tak, Unni trzymała ją w gotowości w torebce. Odnaleźli Roncesvalles.
– Ale przecież dwór stryja Dominga nie jest nam do niczego potrzebny? – zaprotestował nagle Morten.
– To prawda, lecz ponieważ podróż Estelli konnym powozem trwała zaledwie jedno popołudnie, to znaczy, że Castillo de Ramiro nie mogło znajdować się daleko.
– I spójrzcie tylko, tu leży klasztor w Leyre. To rzeczywiście dosyć blisko. Tu zaś mamy Ujue, znajdujące się w pobliżu Casa de Escobar, który Jordi, Unni i ja znamy, lecz to na pewno nie jest Castillo de Ramiro. Dwór Escobar zbudowano już po krótkim życiu Estelli.
Przejął ich smutek. Mieli możność zajrzenia w duszę zbuntowanej Estelli, stalą się dla nich teraz czymś więcej niż tylko imieniem. A tymczasem musiała umrzeć tak młodo.
– Ale to nie była mila osoba – stwierdziła Vesla, jakby w odpowiedzi na niewypowiedziane myśli wszystkich pozostałych.
– Poza tym to naprawdę bezczelna młoda dama – skomentował Atle. – I z całą pewnością bardzo niezwykła jak na swoją epokę.
– Zapewne tak – przyznał Pedro. – Nie mogła się porozumieć z kobietami, one wyraźnie jej nie znosiły.
– Przypuszczam, że ich oburzenie brało się ze strachu – powiedziała Gudrun. – Traktowały Estellę jako zagrożenie dla z góry wytyczonych ścieżek ich życia.
– Masz rację – przyznała Inger Karlsrud. – Ale zlokalizowaliśmy już wszystkie miejsca w Nawarrze, prawda? Wszystkie położone są mniej więcej w tej samej okolicy?
– Owszem – powiedział Jordi. – Lecz to wcale nie oznacza, że tajemnicza dolina rycerzy znajduje się właśnie tam.
– No tak, oczywiście. Ale czy wy, którzy znacie tę historię znacznie lepiej, znaleźliście w tym rozdziale coś ważnego?
– Oczywiście – ożywił się Jordi. – Coraz bardziej konieczne staje się odwiedzenie klasztoru San Salvador de Leyre.
– A to dlaczego? – zdziwiła się Vesla.
– Ponieważ nowicjusz w zakonie mnichów, Jorge, ukrywał, według słów jego brata, jakąś tajemnicę.
– A nie możemy spytać brata?
– Ależ, Veslo – łagodnie strofował ją Antonio. – Przecież wszyscy ci ludzie nie żyją już od trzystu pięćdziesięciu lat!
– No tak, rzeczywiście – roześmiała się dziewczyna. – Chyba za bardzo wczułam się w historię Estelli. Cóż, niestety, nasze możliwości są bardzo ograniczone. Nie ma kogo pytać.
– No właśnie, szkoda. Czytamy jeszcze jeden rozdział?
Nie wiem, czy wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, lecz dzięki temu można w każdym razie zaoszczędzić mnóstwo czasu.
M. W.
Pireneje, A. D. 1628
Nie mieliśmy za sobą jeszcze nawet polowy drogi do domu, kiedy się to stało.
Siedziałam w trzęsącym się powozie, otaczały nas wspaniałe krajobrazy, a ja okropnie się martwiłam. Przyzwoitka, ta stara wiedźma, usadowiła się naprzeciwko mnie i nawet nie starała się ukryć swego oburzenia. Twarz miała ściągniętą, a oczy i kościste palce mocno zaciśnięte. Uparcie odwracała wzrok, nie chciała poświęcić mi ani jednego spojrzenia. Całą swoją postawą dawała mi do zrozumienia, że moja zdrada oznaczać będzie dla niej śmierć.