Uciekaj, jakby śmierć deptała ci po piętach, bez względu na to, czy wierzysz, czy nie wierzysz w ich istnienie!
– Albo podnieś do góry ten znak, który dostaliśmy – przypomniała Inger Karlsrud.
– Oczywiście, i pamiętaj o wypowiedzeniu tych tajemniczych słów. Tak rzeczywiście będzie najlepiej.
Atle Karlsrud tylko westchnął cicho. Dotarli już do willi.
– Widzę, że naprawdę dobrze się chronicie – stwierdził Atle suchym cierpkim głosem na widok wszystkich znaków, zdobiących ściany i dach. – Co na to wszystko sąsiedzi?
– Ci najbliżsi zostali poinformowani, choć oczywiście musieliśmy się uciec do drobnego kłamstwa o samolocie, którego pilot nas zna i próbuje się dowiedzieć, gdzie mieszkamy.
Znów zebrali się zgromadzeni wokół stołu.
– Teraz już chyba możemy czytać dalej – poprosił Morten.
Z reguły unikam pokus, z wyjątkiem sytuacji, kiedy nie mogę im się oprzeć.
M. W.
Pireneje, A. D. 1628
Ten niezwykły mężczyzna odszedł, zniknął, nie zwracając na mnie uwagi. I całe szczęście, bo musiałam się przecież najpierw choć trochę oporządzić.
Nie wiedziałam, czy w ogóle mi się to uda. Możliwości nie wyglądały najlepiej. Ledwie mój książę z marzeń zniknął, a już za nim tęskniłam.
Zamiast niego zjawiło się dwóch „moich ludzi”. Podnieśli mnie do pozycji stojącej, ja zaś wzrokiem ciskającym błyskawice i niezrozumiałymi dźwiękami zza knebla usiłowałam przedstawić im swoje żądania. Oni jednak niczego nie mogli pojąć. Jeden z nich przerzucił mnie sobie przez ramię i dokądś poniósł.
Mogłam się teraz wreszcie lepiej przyjrzeć otoczeniu. Nie był to jedynie obóz, lecz cała nieduża górska wioska. Stały tu domy z kamienia, nakryte płaskimi kamiennymi płytami, służącymi za dach, nad strumieniem znajdował się młyn, a w oddali widniał kościół, co prawda dość żałosny, nie bardzo było czym czcić Najświętszej Dziewicy. Była jednak noc, jedyne źródło światła stanowiły płonące w oddali ogniska, na razie więc nic więcej nie zdążyłam zobaczyć.
Nie pamiętam dokładnie, co myślałam akurat w tym momencie, czy się bałam, czy byłam zła, czy też tęskniłam za domem, czy może raczej uznałam, że wszystko to jest niezwykle interesującą przygodą.
Prawdą było chyba, że jedyną rzeczą, jakiej pragnęłam w tym momencie, to móc znów ujrzeć tego mężczyznę i na powrót stać się dla niego piękną. Nic innego chyba nie zajmowało moich myśli.
Nagle jeden z moich towarzyszy szepnął:
„Pst, El Punal!”
Czym prędzej skręcili za węgieł najbliższego domu. Postawili mnie z powrotem na ziemi, lecz cały czas przytrzymywali w żelaznym uścisku za ręce, jednocześnie zatykając mi usta, jak gdyby to miało się na coś przydać – przecież i tak byłam już zakneblowana.
Z innego, większego domu wyszedł wraz z dwiema kobietami jakiś mężczyzna. Za nim po kolei wyłaniali się inni.
A więc to był El Punal, Sztylet.
Ten, któremu nie wolno było mnie tknąć, bo musiałam wrócić do domu jako dziewica, inaczej nic by za mnie nie dostali. Jakież to upokarzające!
Prawdę powiedziawszy, zastanawiałam się już wcześniej, czy przypadkiem ten mój przystojny bohater to nie jest właśnie El Punal, bo przypominał nieco ostrą klingę sztyletu. Uznałam, że gdyby okazało się to prawdą, to mojemu dziewictwu jest wszystko jedno, chętnie się poświęcę.
Ale nie, temu człowiekowi daleko było do tamtego cudu, który niedawno mi się objawił i któremu uległabym natychmiast, gdyby tylko się mną zainteresował.
A ten? Ach, fe! Temu nie pozwoliłabym się nawet dotknąć, a co dopiero wziąć w ramiona! Nigdy w życiu!
Staliśmy dość blisko niego, zaś jedna z kobiet, wyraźnie się do niego umizgująca, trzymała w ręku latarkę, mogłam mu się więc dokładnie przyjrzeć.
Z całą pewnością ten człowiek był kiedyś dumnym, ostrym jak miecz młodzieńcem, teraz jednak znać było po nim rozpad. Żadne cudowne olejki na świecie nie zdołałyby ukryć, że włosy mu się przerzedziły, a zęby popsuły, bo zaciskał mocno usta. Miał też obwisły podbródek, a czerwony pas na brzuchu napinał się tak mocno, że tłuszcz przelewał się i nad nim, i pod nim.
Temu jednak, że jest urodzonym typem przywódcy, nikt nie zdołałby zaprzeczyć. Autorytet wprost od niego bił.
Staliśmy zupełnie nieruchomo, ja również, wcale bowiem nie chciałam, żeby ktokolwiek przedstawiał mnie temu paskudnemu człowiekowi. Wyglądało jednak na to, że on i tak ma dość kobiet.
Gdy tylko wyszedł, zaraz zakłębiły się wokół niego. Najwyraźniej obcowanie z nim stanowiło kwestię prestiżu.
W końcu cały ten pochód ludzi minął nas i zniknął w jakimś innym budynku.
„Zabierzemy ją do pasterzy – szepnął jeden z dwóch moich»opiekunów«. – Nie możemy pozwolić, żeby bezczynnie marnotrawiła tutaj czas, musi się do czegoś przydać”.
Zaczęłam go kopać w kostki, lecz moje wysiłki pozbawione były mocy, bo przecież miałam związane nogi. Mało brakowało, a upadłabym i potoczyła się jak szyszka.
Pociągnęli mnie za sobą w górę zbocza, do mniejszego budynku, i tam wepchnęli do środka.
Na kominku płonął ogień, a ja z przerażeniem rozejrzałam się dokoła. Tak chyba nikt nie może mieszkać? Nigdy nie widziałam nic podobnego. W środku stało zaledwie kilka prostych krzeseł i stół, a wzdłuż ścian coś, co najprawdopodobniej służyło za łóżka. A gdzie jedwabie, ozdoby i piękne sprzęty? Doprawdy, byłam wstrząśnięta.
Przy kominku siedziała jakaś para w średnim wieku. Moi towarzysze nakazali tym ludziom mnie pilnować, i to w taki sposób, żeby El Punal się o mnie nie dowiedział, bo, jak powiedzieli, mogę się okazać równie cenna jak złoto.
O tym sama już wiedziałam, chociaż myślałam w zupełnie inny sposób niż oni. W końcu jednak rozluźnili wszystkie moje więzy, ale wcześniej musiałam, kiwając głową, przyrzec, że będę się dobrze sprawować. Nadzorować miał mnie człowiek nazywany El Fuego, czyli „Płomień”.
Jak ci chłopi, ci prostacy, mogli powiedzieć coś podobnego! Jak mogli kazać mi się dobrze sprawować!
Nie miałam wcale zamiaru ich słuchać, nigdy bym się na to nie zgodziła. Usłyszawszy, że do izby wchodzą kolejni strażnicy, postanowiłam powiedzieć im dokładnie, kim jestem.
„Jeszcze nigdy w życiu nie zetknęłam się z takim prostactwem!” – zaczęłam, a oni, nieoczekiwanie, milczeli. Byłam teraz odważna, wiedząc, że ani jeden włos nie może mi spaść z głowy. Ach, dostaną za swoje!
„Sądzicie, że będę to znosić? I jak wam się wydaje, co zrobi mój ojciec i król Felipe? Zemszczą się na was, wy nędzni chłopi czy rozbójnicy, wszystko jedno, łajdacy! W waszym krótkim życiu nie czeka was bodaj jedna chwila spokoju! Natychmiast przynieście mi moje bagaże! I przygotujcie mi kąpiel! Nie zniosę dłużej tego brudu!”
Jeden z tych, którzy weszli ostatnio, skierował się ku drzwiom.
„Nie mam najmniejszej ochoty być odpowiedzialny za tę gęś, zanudzi mnie na śmierć!”
Wściekła odwróciłam się do tego, którym, jak się zorientowałam, musiał być El Fuego.
„Zanudzę? Zanudzę, ja?”
Urwałam dość gwałtownie. Człowiek, który akurat otwierał drzwi, chcąc wyjść, okazał się tym niezwykłym cudownym mężczyzną, którego widziałam już wcześniej!
Współcześnie, w okolicach Drammen
– Gotowa byłabym ukręcić jej głowę! – wykrzyknęła Vesla zapalczywie.
– Dobrze, że Estella napotkała jakiś opór – mruknął Morten. – To dopiero wyniosła dziewucha!